Przeprowadzone w 2012 roku badanie General Social Survey wykazało, że 34% Amerykanów postrzega astrologię za dziedzinę nauki. Nie wiem ilu Polaków odpowiedziałoby w ankiecie podobnie, ale niegasnąca popularność horoskopów oraz powszechny brak zainteresowania naukami ścisłymi pozwalają sądzić, że Kowalski nie różni się pod tym względem zbyt mocno od przeciętnego Smitha. W naszej irracjonalnej rzeczywistości za coś zupełnie normalnego uchodzi mylenie astrologii z astronomią, dokonywanie wyborów pod wpływem rad szarlatana, utrzymywanie całych działów astrologicznych przez redakcje opiniotwórczych portali i gazet, jak również wszechobecne oferty przewidywania przyszłości po 99,99 zł/h + VAT.
Ludzie nauki są na tym punkcie zwykle mocno wyczuleni. Czcigodny Carl Sagan z właściwą sobie elegancją nazywał astrologię “osobliwą kombinacją obserwacji, matematyki i skrupulatnie czynionych zapisków oraz mglistych rozważań i oszustw popełnianych w zbożnym celu”. Najsłynniejszy bębniarz wśród noblistów, Richard Feynman, pisał o “nonsensie ciągnącym się już dwa tysiące lat”. Dla Zdumiewającego Jamesa Randiego wróżenie na podstawie ciał niebieskich stanowiło “jeden z najstarszych błędów myślenia naszego gatunku”. Polski astrofizyk Marek Abramowicz uważa astrologię za społecznie szkodliwą “jak wszelkie antyracjonalne, antyintelektualne postawy lub poglądy mające podłoże w przesądzie, zabobonie”. Ojcowie współczesnej metodologii, Karl Popper i Thomas Kuhn wielokrotnie sięgali po astrologię, jako po przykład tego, czym nauka nie jest. Nawet zniecierpliwiona NASA podkreśliła w jednym ze swoich komunikatów, że “astronomowie i inni naukowcy wiedzą, iż gwiazdy oddalone o wiele lat świetlnych nie mają wpływu na codzienną działalność ludzi na Ziemi”.
Jednak najbardziej wymowne wydaje mi się stanowisko Martina Gardnera, który uznał, że astrologia jest niewarta omówienia nawet w książce… poświęconej pseudonauce.
Nieco tylko miejsca poświęcimy na przykład szeroko rozpowszechnionym teoriom objętym wspólną nazwą “nauk okultystycznych”. Astrologia na przykład ma wprawdzie jeszcze miliony zwolenników, jest jednak tak dalece wyzbyta wszystkiego, co przypomina naukę, że omawianie jej tutaj nie wydaje się słuszne.
Martin Gardner
A może, na przekór wszystkim, coś w tym jest? Może astrologia niesłusznie wypadła kilkaset lat temu z akademickiego obiegu, zyskując piętno bezwartościowej pseudonauki? Może obiekty kosmiczne posiadają moc sprawczą i naprawdę decydują o naszych losach? Takie wątpliwości dręczą nie tylko stereotypowych odklejeńców i ezoteryków, ale również osoby niezainteresowane okultyzmem, lecz – wskutek niewiedzy i nieporozumień – doszukujący się w astrologii choćby strzępów “naukowości”.
Wyjaśnię na konkretnym przykładzie dyskusji, pochodzącej z naszej facebookowej grupy. Zainicjował ją pan Piotr, który stanowczo stwierdził, że astrologia posiada oczywiste naukowe podstawy, co “potwierdzają liczne badania, których przybywa”.
Na poparcie swoich słów przywołał artykuł Season of birth may have long-term effects on personality, study suggests zespołu Douglasa McMahona z Uniwersytetu Vanderbilt[1]. Badanie z 2010 roku sugeruje, że pora narodzin myszy może mieć wyraźny i trwały wpływ na zdrowie oraz funkcjonowanie zegarów biologicznych osobników. Gryzonie, które przyszły na świat zimą okazały się bardziej narażone na szereg zaburzeń neurologicznych od reszty. Praca naprawdę istnieje, doczekała się publikacji w szanowanym periodyku, a jej autorzy są dyplomowanymi naukowcami.
Gdzie tkwi haczyk? Czy eksperyment McMahona rzeczywiście niechcący dowiódł naukowej wartości astrologii?
Zabrzmi to przewrotnie, ale prawdziwe źródło tego i podobnych nieporozumień stanowi nawet nie tyle błędne rozumienie zasad funkcjonowania nauki, co mylne pojmowanie tego, czym jest astrologia. Spójrzmy jak swoją dziedzinę przedstawiają sami jej popularyzatorzy.
Astrologia to po prostu badanie korelacji między pozycjami astronomicznymi planet a wydarzeniami na Ziemi. Astrologowie uważają, że położenie Słońca, Księżyca i planet w momencie narodzin danej osoby ma bezpośredni wpływ na charakter tej osoby. Uważa się, że te pozycje wpływają na przeznaczenie człowieka, chociaż wielu astrologów uważa, że wolna wola odgrywa dużą rolę w życiu każdego człowieka.
cafeastrology.com
Astrologia oferuje specjalną, kosmiczną perspektywę wydarzeń w naszym życiu. Nadaje wydarzeniom porządek, a dzięki temu może pomóc nam znaleźć rozwiązanie kłopotliwej sytuacji lub – ponieważ astrologia zapewnia zrozumienie sił poruszających się za wydarzeniami – stworzyć prognozę.
what-is-astrology.com
Astrologia twierdzi, że nic w życiu nie jest przypadkowe i wszystko, co nam się przydarza, dzieje się z określonego powodu. Astrologia może dostarczyć nam dobrych odpowiedzi na pytanie, dlaczego takie rzeczy nam się przytrafiają, i prowadzi nas w naszych krokach naprzód. W ten sposób astrologia pomaga ludziom znacznie lepiej zrozumieć siebie i otaczający ich świat.
astrology-zodiac-signs.com
Niełatwo jest znaleźć zwięzłą i jednolitą definicję astrologii, ale dwa elementy są stałe, niezależnie od źródła. Po pierwsze, astrologia łączy to co na górze z tym co na dole, tj. układ gwiazd i planet na niebie z wydarzeniami na Ziemi. Od razu napiszę, że nikt (na pewno nie ja) nie wątpi, że zjawiska kosmiczne w istocie wpływają na naszą planetę. Zaćmienia Słońca lub przeloty komet przez stulecia budziły powszechny lęk, rzutując nawet na wydarzenia polityczne. Jeden wyjątkowo obfity rozbłysk słoneczny byłby w stanie uszkodzić energetykę i kanały komunikacyjne, momentalnie paraliżując naszą cywilizację. Meteoryt Chicxulub wytępił wielkie gady, co prawdopodobnie utorowało drogę do wyewoluowania człowieka rozumnego.
To oczywistości, ale raczej nie taki wpływ kosmosu na ludzi mają na myśli astrologowie. Zwykle opowiadają oni o czymś bardziej subtelnym, jak choćby rozmieszczenie gwiazd na nieboskłonie w momencie narodzin danej osoby. Problem polega na tym, że o ile w przypadku meteorytu bądź rozbłysku zagraża nam konkretne, mierzalne zjawisko fizyczne (promieniowanie, rozpędzony kamień), o tyle położenie planety lub tym bardziej przypadkowej gwiazdy w danym dniu nie ma możliwości odciśnięcia fizycznego piętna na ziemskim noworodku.
Ktoś z Uniwersytetu w Dallas policzył nawet różnicę pomiędzy siłą grawitacyjną wywieraną przez Marsa i lekarza odbierającego poród. Z samego wzoru Newtona wynika, że masa położnika ma sześciokrotnie większy wpływ grawitacyjny na dziecko od oddalonej o 60 milionów kilometrów Czerwonej Planety! Jeżeli więc ruchy obiektów kosmicznych jakkolwiek kształtują nasze życiorysy[2], to na pewno nie dzieje się to na skutek poznanych oddziaływań i praw natury. Dlatego znawcy wiedzy tajemnej nierzadko opierają swoją retorykę o elementy mistyczne i duchowe, wypatrując sił pozamaterialnych i nieidentyfikowalnych empirycznie.
Drugim wyróżnikiem astrologii, być może jeszcze ważniejszym, pozostaje snucie przewidywań na temat przyszłych losów jednostek lub nawet całych narodów. Jednak znów, nie jest to prognozowanie w znaczeniu naukowym. Meteorolog konstruuje złożone modele pogodowe w oparciu o potężne zbiory obiektywnych danych, mielonych przez sprawdzone algorytmy, nieustannie korygowane i rozbudowywane w miarę wzrastającej wiedzy o świecie. Fizyk może spodziewać się określonego wyniku eksperymentu, szukając brakującego elementu większej, działającej układanki. Tymczasem astrolog formułuje proroctwa na kanwie niejasnego węzła rzekomo łączącego zachowanie ludzi z odległymi bryłami skał, gazu lub plazmy. Ujmując rzecz precyzyjnie, mamy tu do czynienia ze sztuką wróżenia; próbami zajrzenia w przyszłość przez odwołanie się do symboliki i myślenia magicznego.
Wróćmy teraz do pana Piotra i publikacji zespołu McMahona. Konkluzje płynące z tego i wielu podobnych badań faktycznie dowodzą, że moment narodzin może rzutować na zdrowie oraz osobowość dziecka. Tyle, że nie ma to kompletnie nic wspólnego z astrologią. Zależnie od pory roku organizm pozostaje wystawiony na sezonowe warunki atmosferyczne, patogeny oraz inną ilość dostępnego światła słonecznego. Nie ma niczego magicznego w pomyśle, że nieco inaczej kształtuje się mózg noworodka umieszczonego w cyklu letnim, a inaczej tego dorastającego w zimowej szarzyźnie. Naukowcy nie mówią więc o doniosłości urodzenia pod określonym znakiem zodiaku czy wyjątkową konfiguracją planet, lecz wskazują na jasne związki fizyczne, chemiczne i biologiczne. Uparte doszukiwanie się w tym wszystkim choćby cienia astrologii, jest równie nonsensowne, co nazywanie czarownikami lekarzy, zalecających ciężarnym kobietom odpowiednią dietę i odstawienie używek.
W rozważaniach naukowych nie występuje też element wróżbiarstwa. Mistrzowie astrologii od stuleci patrząc w niebo ostrzegają przed dziejowymi zawieruchami[3], przepowiadają nadciągające katastrofy, służą radą władcom państw, a nawet typują daty i przyczyny ich zgonów. Uczeni są pod tym względem znacznie skromniejsi. Ich prognozy pochodzą z bardziej przyziemnych źródeł, wymagają morza danych, a i wtedy obarczone są możliwym do wyliczenia marginesem błędu. Jasne, fizyk atmosfery może pomóc w ustaleniu tempa zmian klimatycznych, geolog opisze dryf kontynentów, astronom powie, kiedy nastąpi kolejny przelot komety Halleya, a biolog wskaże predyspozycje człowieka do zapadnięcia na niektóre choroby – ale technika naukowych prób prognozowania przyszłości w niczym nie przypomina tego, czym parają się astrologowie.
Odpowiadając na pytanie postawione w tytule: astrologia ze swoją mętną metodą i nikłą skutecznością nie leży nawet w pobliżu nauki. Nikt nie neguje, że zjawiska kosmiczne w najróżniejszy sposób – fizyczny, psychologiczny, kulturowy – wpływały i nadal wpływają na ludzi oraz cywilizacje. Astrologowie mówią jednak o czymś więcej. Składają naiwną obietnicę odczytania naszej przyszłości lub przynajmniej jej fragmentów z przypadkowej konfiguracji martwych, niewzruszonych obiektów oddalonych miliardy bądź biliony kilometrów. To obietnica bez jakiegokolwiek pokrycia.