Dzisiejszy przegląd newsów ze świata nauki będzie miał wyjątkowo orientalny charakter. Powiemy co nieco o materiale uzyskanym w Uniwersytecie Tohoku, japońskim kandydacie na pierwszego księżycowego turystę, wielkim sukcesie misji Hayabusa 2 oraz o Japończyku, który sam sobie zrobił kolonoskopię.
[ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image]Rozdano Ig Noble 2018
Weszliśmy właśnie w kolejny sezon noblowski, który jak zwykle, został poprzedzony rozdaniem nieco mniej prestiżowych Ig Nobli. Ta, nie do końca poważna nagroda, wręczana jest już od 28 lat i niezmiennie honoruje osiągnięcia naukowe, które „najpierw śmieszą, a potem skłaniają do myślenia”. Pomysłodawcom tego wyróżnienia przyświecała myśl, że nawet najgłupiej wyglądające doświadczenie, ma szansę naprowadzić naukowców na nowe, istotne odkrycia (patrz: problem łamania makaronu z poprzednich Komunikwantów).
W najnowszej odsłonie konkursu nagrodzeni zostali naukowcy w 10. kategoriach, nieco odbiegających od klasycznej systematyki noblowskiej. Przede wszystkim w zestawieniu nie znalazło się niestety żadne dokonanie z dziedziny fizyki. Nie zabrakło natomiast zaskakujących odkryć z zakresu antropologii, medycyny, odżywiania, literatury, ekonomii, czy medycyny reprodukcyjnej. Znalazło się miejsce nawet na nagrodę pokojową. Przyznano ją grupie naukowców z Walencji, badających poziom agresji kierowców i wyciągających na tej podstawie wnioski dotyczące bezpieczeństwa na hiszpańskich drogach. Pojawił się również akcent kanibalistyczny. Brytyjski antropolog James Cole dowiódł, iż ludzkie mięso jest mniej pożywne ze powszechnie spotykanych mięsnych potraw, a jego konsumpcja na przełomie wieków wiązała się raczej z obrzędami rytualnymi niż zaspokajaniem głodu.
Jednak w największą konsternację wprawił wszystkich laureat Ig Nobla w dziedzinie edukacji medycznej. Japończyk Akira Horiouchi przeprowadził na sobie samodzielnie… zabieg kolonoskopii. Dokonał tego trzykrotnie, wprowadzając wziernik do własnego odbytu w pozycji siedzącej. Chciał udowodnić większą dogodność i skuteczność takiej formy badania, od zwykle stosowanej kolonoskopii w pozycji leżącej. Na wymienienie wszystkich nagrodzonych eksperymentów zabrakłoby miejsca, ale pełną ich listę można zobaczyć tutaj.
W najnowszej odsłonie konkursu nagrodzeni zostali naukowcy w 10. kategoriach, nieco odbiegających od klasycznej systematyki noblowskiej. Przede wszystkim w zestawieniu nie znalazło się niestety żadne dokonanie z dziedziny fizyki. Nie zabrakło natomiast zaskakujących odkryć z zakresu antropologii, medycyny, odżywiania, literatury, ekonomii, czy medycyny reprodukcyjnej. Znalazło się miejsce nawet na nagrodę pokojową. Przyznano ją grupie naukowców z Walencji, badających poziom agresji kierowców i wyciągających na tej podstawie wnioski dotyczące bezpieczeństwa na hiszpańskich drogach. Pojawił się również akcent kanibalistyczny. Brytyjski antropolog James Cole dowiódł, iż ludzkie mięso jest mniej pożywne ze powszechnie spotykanych mięsnych potraw, a jego konsumpcja na przełomie wieków wiązała się raczej z obrzędami rytualnymi niż zaspokajaniem głodu.
Jednak w największą konsternację wprawił wszystkich laureat Ig Nobla w dziedzinie edukacji medycznej. Japończyk Akira Horiouchi przeprowadził na sobie samodzielnie… zabieg kolonoskopii. Dokonał tego trzykrotnie, wprowadzając wziernik do własnego odbytu w pozycji siedzącej. Chciał udowodnić większą dogodność i skuteczność takiej formy badania, od zwykle stosowanej kolonoskopii w pozycji leżącej. Na wymienienie wszystkich nagrodzonych eksperymentów zabrakłoby miejsca, ale pełną ich listę można zobaczyć tutaj.
[ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image]
Po latach doceniono prawdziwą odkrywczynię pulsarów
W 1967 roku Jocelyn Bell Burnell – wówczas studentka brytyjskiego Uniwersytetu Cambridge – podczas swych obserwacji nieba, natknęła się na nietypowy obiekt astronomiczny. Charakteryzowały go wyraźne impulsy elektromagnetyczne emitowane w regularnych krótkich odstępach czasu. Dziś wiemy, iż te niezwykłe ciała niebieskie, to rodzaj błyskawicznie wirujących gwiazd neutronowych, znanych pod nazwą pulsarów. Nagrodę Nobla za ich odkrycie przyznano w 1974 roku. Nie otrzymała jej jednak Burnell, lecz profesor Antony Hewish, pod którego okiem młoda badaczka prowadziła obserwacje i pisała doktorat. Po niespełna pół wieku od tego zdarzenia, rzeczywista odkrywczyni doczekała się należytego docenienia. W zeszłym miesiącu przyznano jej nagrodę Breakthrough Prize z zakresu Fizyki Fundamentalnej, a wraz z nią kwotę 3 milionów dolarów. Wyróżnienie, co prawda, nie jest nawet w połowie tak prestiżowe jak Nobel, niemniej stanowi swego rodzaju zadośćuczynienie za pominięcie kobiety w latach 70. Jocelyn nie chowa jednak urazy i nie wspomina źle współpracy z Hewishem. Astrofizyczka stanęła na stanowisku, że profesor, jako jej opiekun naukowy i promotor również zasługiwał na wyróżnienie. Przejawem jej niesłychanej skromności jest również przeznaczenie otrzymanej nagrody finansowej na stypendia dla studentów pochodzących z „niedoreprezentowanych środowisk w fizyce”. Jak twierdzi sama zainteresowana: „zwiększanie różnorodności siły roboczej pozwala rozwijać się wszystkiemu”.
[ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image]
MoSiBTiC nowym super-wytrzymałym materiałem
Ekipa z Tohoku University, pod wodzą Shiho Kamaty i Kyosuke Yoshimi, dokonała udoskonalenia materiału MoSiB, czyli stopu molibdenowo-krzemowo-boronowego. Dodając doń węglik tytanu otrzymali cechujący się ekstremalną wytrzymałością MoSiBTiC. Japoński metal ma być (jedyną) alternatywą dla stopów niklu i ostatecznie je wyprzeć z użytkowania. Uczeni twierdzą, że ich produkt świetnie radzi sobie z wysokim ciśnieniem oraz temperaturami dochodzącymi do 1600°C (żelazo topnieje przy 1538°C). Chodzi zarówno o odporność na siły rozrywające, jak również – co jeszcze ważniejsze – na odkształcanie w wyniku długotrwałych obciążeń. Taki metal wydaje się wręcz stworzony do konstruowania silników odrzutowych, płatów turbin w elektrowniach czy śrub w największych okrętach.
[ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image]
Yusaku Maezawa pragnie zostać pierwszym księżycowym turystą
W 1969 roku po raz pierwszy postawiliśmy stopę na Księżycu. W 1972 roku zrobiliśmy to po raz ostatni. Od tego czasu sąsiedniego globu nie odwiedził żaden gość i mimo różnych obietnic (głównie ze strony NASA), stan ten nie ulegnie prędkiej zmianie. Możliwe jest jednak, że już za kilka lat dojdzie do przelotu człowieka w pobliżu naszego naturalnego satelity i dokonają go nie profesjonalni astronauci, lecz obrzydliwie bogaci turyści. Wyprawę tego rodzaju planuje, jakżeby inaczej, stojący na czele SpaceX Elon Musk. Miliarder wspominał o podobnych wizjach już dawno, jednak dopiero we wrześniu poznaliśmy szczegóły przedsięwzięcia.
Przez długi czas w tajemnicy utrzymywano tożsamość kosmicznego pasażera, a sam Musk podsycał napięcie rzucając jedynie lakonicznymi tweetami. Jeden z nich zawierał flagę Japonii, a dopiero kilka dni później oficjalnie ujawniono nazwisko obywatela Kraju Kwitnącej Wiśni, który zostanie wyniesiony w przestrzeń przez (wciąż niegotową) rakietę Big Falcon Rocket. Milioner Yusaku Maezawa, bo o nim mowa, wykupił wszystkie 8 miejsc. Zadeklarował iż zabierze ze sobą w podróż artystów, dla których takie doświadczenie będzie stanowić gigantyczną inspirację i natchnie ich do tworzenia genialnych dzieł. Kto bogatemu zabroni? Wstępne zapowiedzi mówią o starcie w 2023 roku – więc pewnie dojdzie jeszcze do niejednej obsuwy. Sam wehikuł jedynie okrąży Księżyc, nie lądując na jego powierzchni. Ograniczenie to nie wynika tyle z niemożności „zacumowania” statku, lecz z bardziej prozaicznych powodów. Przede wszystkim załoga złożona z samych amatorów, nie będzie w stanie wykonać skomplikowanych operacji koniecznych do bezpiecznego lądowania, a następnie wystartowania z powierzchni obcego globu. Przebycie całej trasy z Ziemi i z powrotem, ma zająć około dwóch dni. Zgodnie z zapewnieniami szefa SpaceX – transmisja z lotu będzie emitowana na żywo w wysokiej rozdzielczości przy wykorzystaniu technologii VR.
Niepokojące wieści dotyczą również młodszego Curiosity, który na powierzchni Marsa znajduje się od 2012 roku. Naukowcy zapewniali jeszcze w czerwcu, że są o przyszłość łazika bardziej spokojni, gdyż wyposażono go w trwalsze instrumenty i posiada nowocześniejszą technologię. Okazuje się jednak, że kłopoty w jego funkcjonowaniu mogą być spowodowane czymś poważniejszym niż pierwotnie zakładano. Najprawdopodobniej wystąpiła nieokreślona awaria elektroniczna. Specjaliści w Kalifornii, gdzie znajduje się centrum badawcze Jet Propulsion Laboratory, głowią się nad tym problemem. Jeden z szefów projektu Stanley Lee, zapewnia, iż programiści są coraz bliżej zlokalizowania źródła kłopotów. Szczęśliwie dla nich Curiosity zdolny jest do przesyłania danych w czasie rzeczywistym, co może przyczynić się do szybszego ustalenia usterki.
Przez długi czas w tajemnicy utrzymywano tożsamość kosmicznego pasażera, a sam Musk podsycał napięcie rzucając jedynie lakonicznymi tweetami. Jeden z nich zawierał flagę Japonii, a dopiero kilka dni później oficjalnie ujawniono nazwisko obywatela Kraju Kwitnącej Wiśni, który zostanie wyniesiony w przestrzeń przez (wciąż niegotową) rakietę Big Falcon Rocket. Milioner Yusaku Maezawa, bo o nim mowa, wykupił wszystkie 8 miejsc. Zadeklarował iż zabierze ze sobą w podróż artystów, dla których takie doświadczenie będzie stanowić gigantyczną inspirację i natchnie ich do tworzenia genialnych dzieł. Kto bogatemu zabroni? Wstępne zapowiedzi mówią o starcie w 2023 roku – więc pewnie dojdzie jeszcze do niejednej obsuwy. Sam wehikuł jedynie okrąży Księżyc, nie lądując na jego powierzchni. Ograniczenie to nie wynika tyle z niemożności „zacumowania” statku, lecz z bardziej prozaicznych powodów. Przede wszystkim załoga złożona z samych amatorów, nie będzie w stanie wykonać skomplikowanych operacji koniecznych do bezpiecznego lądowania, a następnie wystartowania z powierzchni obcego globu. Przebycie całej trasy z Ziemi i z powrotem, ma zająć około dwóch dni. Zgodnie z zapewnieniami szefa SpaceX – transmisja z lotu będzie emitowana na żywo w wysokiej rozdzielczości przy wykorzystaniu technologii VR.
[ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image]
Trwa czarna seria marsjańskich łazików
Ciężkie czasy nastały dla marsjańskich łazików. Odkąd w czerwcu na powierzchni Czerwonej Planety rozpętała się szaleńcza burza, NASA straciła kontakt z Opportunity oraz Curiosity. Naukowcy długo żywili nadzieje, że przerwa w łączności nie potrwa zbyt długo i obie maszyny rychło wrócą do życia. Teraz jednak nastroje stały się znacznie posępniejsze, bo choć pogoda od 11 września nieco się poprawiła, wciąż nie dociera do nas żaden sygnał z obu wehikułów. W przypadku Opportunity i tak można mówić o rekordzie – wylądował na Marsie w 2004 roku i zakładano, że jego czas działania wyniesie 90 ziemskich dni. Mimo to, inżynierowie NASA liczą na tchnięcie życia w wiekową maszynę. W tym celu uruchomiła proces „45 dni aktywnego słuchania”. Przez ten czas wysyłane z Ziemi sygnały zostaną odpowiednio wzmożone, co ma na celu pobudzenie uśpionych czujników. Po upływie tego terminu, w przypadku dalszego milczenia Opportunity, agencja będzie musiała podjąć decyzję dotyczącą dalszych losów misji.Niepokojące wieści dotyczą również młodszego Curiosity, który na powierzchni Marsa znajduje się od 2012 roku. Naukowcy zapewniali jeszcze w czerwcu, że są o przyszłość łazika bardziej spokojni, gdyż wyposażono go w trwalsze instrumenty i posiada nowocześniejszą technologię. Okazuje się jednak, że kłopoty w jego funkcjonowaniu mogą być spowodowane czymś poważniejszym niż pierwotnie zakładano. Najprawdopodobniej wystąpiła nieokreślona awaria elektroniczna. Specjaliści w Kalifornii, gdzie znajduje się centrum badawcze Jet Propulsion Laboratory, głowią się nad tym problemem. Jeden z szefów projektu Stanley Lee, zapewnia, iż programiści są coraz bliżej zlokalizowania źródła kłopotów. Szczęśliwie dla nich Curiosity zdolny jest do przesyłania danych w czasie rzeczywistym, co może przyczynić się do szybszego ustalenia usterki.
[ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image]
Turcja kończy z nauczaniem teorii ewolucji
Początki darwinizmu sięgają 1859 roku, kiedy Karola Darwin ukończył swoje dzieło „O powstawaniu gatunków” – zaś sama idea ewolucji biologicznej, jeszcze głębiej. W ciągu tego czasu teoria była poddawana kolejnym testom, rozwijana i konfrontowana z obserwacjami. Zdawać by się mogło, że w XXI wieku wiedza spuściźnie Darwina powinna być ugruntowana i nie budzić większych wątpliwości. Jednak jak wszyscy wiemy, kreacjonistów nie brakuje, zaś ignorancja dociera na coraz wyższe szczeble. Oto we wrześniu, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, rząd Turcji wprowadził w szkołach zakaz nauczania teorii ewolucji. Pojawia się pytanie, czy przypadek tego kraju może stanowić wyłom, będący zachętą dla innych państw i społeczeństw? Nie od dziś przecież wiadomo, że nawet w USA ewolucyjnych sceptyków można liczyć w setkach tysięcy i trend ten od dawna nie ulega zmianom. Przedstawiciele władz tureckich swoją decyzję tłumaczą poglądem, jakoby ewolucja pozostawała „dyskusyjna, kontrowersyjna i zbyt skomplikowana dla uczniów”. Tym sposobem, jedynym miejscem, gdzie młody człowiek dostanie szansę na jej poznanie, będzie dopiero uczelnia wyższa (o ile uniwersytetów również nie dotknie jakaś szczególna reforma). Musimy mieć świadomość, że takie zmiany będą miały gigantyczny wpływ na spustoszenie młodych umysłów. Ewolucja jest czymś więcej niż jednym z wielu podręcznikowych zagadnień – to swego rodzaju fundament rozumienia przyrody, nie tylko biologii (ale to zasługuje na odrębny artykuł).
Decyzja dotycząca wycofania teorii ewolucji z podręczników szkolnych wpisuje się w szerszą politykę prezydenta Recepa Erdogana. Jej celem jest odejście od świeckości państwa i położenie większego nacisku na religię oraz tradycję.
Decyzja dotycząca wycofania teorii ewolucji z podręczników szkolnych wpisuje się w szerszą politykę prezydenta Recepa Erdogana. Jej celem jest odejście od świeckości państwa i położenie większego nacisku na religię oraz tradycję.
[ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image]
Michael Atiyah przedstawił swój dowód hipotezy Riemanna
Hipoteza Riemanna znajdowała się wśród 23. problemów matematycznych, ogłoszonych w 1900 roku przez Davida Hilberta, jak również figuruje na liście siedmiu tzw. problemów milenijnych, za których rozwiązanie wyznaczona została nagroda miliona dolarów. Nic dziwnego, że sformułowana w połowie XIX stulecia zagadka, cieszy się opinią Świętego Graala świata matematyki. Wielki niemiecki uczony Bernhard Riemann wykorzystując swoją funkcję dzeta, wpadł na ślad czegoś, co mogło raz na zawsze rozstrzygnąć wątpliwości piętrzące się od wieków wokół liczb pierwszych. Zauważył, że oparta o liczby pierwsze funkcja pozwala na wyznaczenie miejsc zerowych, które układają się w jednej linii. Riemann nie zdołał jednak udowodnić, że absolutnie wszystkie miejsca zerowe spełniają ten warunek – stąd od 160 lat mamy do czynienia z hipotezą (więcej na temat liczb pierwszych i hipotezy Riemanna możesz poczytać w niedawnym artykule).
Przez cały ten czas pojawiali się kolejni matematycy pewni, że zdołali rozgryźć leciwy problem – lecz jak dotąd wszyscy łamali sobie nań zęby. Najnowszym śmiałkiem okazał się emerytowany profesor z Oxfordu, Michael Atiyah. Mający na swoim koncie Medal Fieldsa („matematycznego Nobla”) Brytyjczyk, przedstawił wyniki swojej pracy w krótkiej prezentacji 24 września. Czy przejdzie do historii nauki? Wielu w to wątpi, już teraz zauważając, że jego metoda wykorzystująca funkcję Todda, co najwyżej wskazuje ścieżkę prowadzącą do dowodu, lecz sama jeszcze dowodem nie jest. Na wiążące recenzje prawdopodobnie przyjdzie nam poczekać kilka, może kilkanaście miesięcy.
Przez cały ten czas pojawiali się kolejni matematycy pewni, że zdołali rozgryźć leciwy problem – lecz jak dotąd wszyscy łamali sobie nań zęby. Najnowszym śmiałkiem okazał się emerytowany profesor z Oxfordu, Michael Atiyah. Mający na swoim koncie Medal Fieldsa („matematycznego Nobla”) Brytyjczyk, przedstawił wyniki swojej pracy w krótkiej prezentacji 24 września. Czy przejdzie do historii nauki? Wielu w to wątpi, już teraz zauważając, że jego metoda wykorzystująca funkcję Todda, co najwyżej wskazuje ścieżkę prowadzącą do dowodu, lecz sama jeszcze dowodem nie jest. Na wiążące recenzje prawdopodobnie przyjdzie nam poczekać kilka, może kilkanaście miesięcy.
[ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image]
Japońskie lądowniki osiągnęły powierzchnię planetoidy Ryugu
Japońska sonda będzie okrążać planetoidę do 2019 roku, aby w roku następnym powrócić na Ziemię wraz z próbkami. Obydwa maleństwa (lądowniki posiadają średnicę ok. 18 cm – ach ta miniaturyzacja!) przemieszczają się po powierzchni planetoidy skokami w warunkach bardzo słabej grawitacji. Jeden skok pozwala przemierzyć im nawet 15 metrów, a czas jego trwania może wynosić 15 min. Na tym jednak nie koniec, bowiem w planach jest umieszczenie na Ryugu jeszcze dwóch urządzeń. Już w październiku wysłany zostanie większy niemiecko-francuski MASCOT, wyposażony m.in. w spektrometry podczerwieni i magnetometr. Z kolei na początku przyszłego roku z Hyabusy 2 wypuszczony zostanie czwarta i ostatnia maszyna.
Adam Adamczyk
Weronika Cygan
Weronika Cygan