Numerologia

Głupota na niedzielę: przekrojowo o numerologii

Kwartalnik Przekrój obchodził niedawno swoje 77. urodziny. Zacny wiek i piękna liczba. A kto może powiedzieć coś więcej na temat znaczenia danej liczby, niż ekspert od numerologii?

Ależ ten Przekrój ma ładną stronę! Zupełnie serio – dopracowana typografia, dobór grafik, kombinacja barw i kształtów – wszystkie elementy szaty graficznej wiekowego czasopisma budzą we mnie skrywanego estetę i mniej skrywanego zazdrośnika. Treść również, przynajmniej na pierwszy rzut oka, ma czym przyciągnąć uwagę ciekawskiego internauty. Tu omówienie książki Carla Rovelliego, tam rozważania o przyszłości energetyki, jakieś ciekawostki o pingwinach (a wszyscy lubią pingwiny), kilka wywiadów z fizykami, biologami, matematykami… Aż tu nagle, żeglując sobie beztrosko po jeziorku poważnych tematów, rozbijam się o tekst Kai Bochniak. Ekspertki od numerologii.

Może, zanim przejdziemy do samego artykułu, zdefiniujmy przedmiot problemu. Oddam tu głos światowej sławy telepacie, psionikowi i iluzjoniście[1], Uri Gellerowi. Na swojej oficjalnej stronie mistrz sztuk tajemnych przekonuje, że “numerologia to nauka o liczbach – i to bardzo ścisła nauka! To potężne narzędzie, którego możesz użyć do otwierania drzwi i odpowiadania na niektóre z najbardziej podstawowych pytań życiowych”. Geller wyjaśnia również pokrótce ogólną zasadę działania numerologii: “Każda litera twojego imienia ma wartość liczbową. Numerologia imienia łączy te liczby w różnych kombinacjach, wraz z datą urodzenia, aby uzyskać osobiste numery-klucze. Następnie rozszyfrowuje liczby i przygotowuje osobisty profil osobowości, który ujawnia twoje mocne i słabe strony, twoje potrzeby i pragnienia”.

Numerologia daty urodzenia w "Przekroju".

Jeżeli czytaliście inne teksty z tego cyklu, macie prawo odczuwać lekkie déjà vu. Kiedy bowiem wertowałem sieć w poszukiwaniu definicji astrologii, trafiałem na niemal identyczne formułki. Różnica sprowadza się do tego, że astrolodzy zyskują klientów obietnicą odkrycia ukrytych potencjałów, zasobów i możliwości w oparciu o ułożenie odległych, martwych kawałków skał krążących gdzieś w kosmosie; podczas gdy numerolodzy wypatrują tych samych drogowskazów w przypadkowych zbiorach liczb. Zresztą, związki obu dziedzin sięgają głębiej i nieprzypadkowo na stronach z horoskopami, zazwyczaj znajdziemy również zakładkę poświęconą numerologii.

W moim podręcznym księgozbiorze niestety nie znalazłem za wiele na ten temat. Na jedyny fragment poświęcony numerologii wpadłem w początkowym rozdziale Liczb natury, Iana Stewarta. Brytyjski matematyk podzielił się drobną, ale bardzo zgrabną dygresją, w której określił numerologię “najłatwiejszą – a w rezultacie najbardziej niebezpieczną – metodą znajdowania wzorów. Łatwą, ponieważ każdy może to robić, i niebezpieczną z tego samego powodu. Trudność polega na odróżnieniu wzorów liczbowych istotnych od przypadkowych”.

Lubię ten cytat, ponieważ w najkrótszy sposób uwypukla sedno numerologii, jako pseudonauki. Bo przecież nikt nie zaprzeczy, że świat opisują liczby, a niemal każde obserwowane zjawisko daje się ująć w ramy wzoru (w pewnym sensie, to właśnie sedno pracy fizyków). Kłamstwo polega na nadawaniu liczbom dodatkowego znaczenia, jakichś mistycznych mocy, energetycznych wibracji, które rzekomo kierują naszym życiem. Oczywiście, tak jak w przypadku zabobonów astrologicznych, numerologia nie przechodzi przy tym żadnych rzetelnych testów i żeruje na najprostszych błędach poznawczych.


Wróćmy jednak do Przekroju i najciekawszych wyjątków z artykułu pod tytułem Mistrzowski numer. Autorka tekstu postrzega swoją dziedzinę w następujący sposób:

Gdy ktoś mnie pyta, czym jest ta cała numerologia, bardzo kusi mnie, by powiedzieć, że nauką – ale ze względu na spokój pytających mówię, że to po prostu znana od tysiącleci metoda służąca lepszemu poznaniu i zrozumieniu siebie. 

Niby dobrze, że pani Bochniak wydaje się bardziej powściągliwa od cytowanego wcześniej Gellera, jednak dostrzegam w tym pewien wybieg. Przecież autorka nie twierdzi wcale, że numerologia nie jest nauką, tylko że tego nie powie przez wzgląd na rozmówców. Nic dziwnego, bo pytający mógłby wtedy zechcieć podrążyć temat i zażądać dowodów skuteczności tej “metody”. Tak jest łatwiej.

Numerologią zajmowali się już Sumerowie, wzmianki o niej pochodzą też ze starożytnego Egiptu i Chin.

Znów to déjà vu. Kiedy rok temu wdałem się w dysputę z koneserami astrologii, zauważyłem, że za każdym razem, kiedy tylko tracili argumentacyjny grunt pod nogami, zaczynali uciekać w historię. Z sobie tylko znanego powodu ezoterycy często przyjmują, że jeśli jakiś wymysł jest dostatecznie stary, to zyskuje na wartości i prestiżu. Co ciekawe, chyba nikt nie broni w ten sposób alchemii, walk gladiatorów, feudalizmu i procesów czarownic – tylko faktu, że już na dworze faraona gościli szarlatani twierdzący, że potrafią odczytać przyszłość z systemu liczb lub układu planet.

Ale tak, numerologią, astrologią, chiromancją i poszukiwaniem kamienia filozoficznego zajmowano się już wiele pokoleń temu. Nie wiem co to zmienia, ale tak.

Dzisiaj w kulturze zachodniej numerologia jest uważana za gałąź ezoteryki, ale przecież w wielu krajach, m.in. w Chinach czy Indiach, reguły numerologiczne traktuje się bardzo poważnie – jako pełnoprawną dziedzinę naukową.

Swego czasu władze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach wpuściły w swoje mury homeopatów, ale to nie oznacza, że polscy uczeni gremialnie zaczęli traktować “leczenie” ekstremalnie rozcieńczonym wyciągiem z serca dzikiej kaczki, jako coś więcej niż altmedową bzdurę.

Nie wątpię, że w Azji nie brakuje dowolnego gatunku ezoteryków – zapewne jest ich też więcej niż w Europie – ale skąd u licha pomysł, że Chiny lub Indie uznają numerologię za gałąź nauki? Przejrzałem na szybko stronę Chińskiej Akademii Nauk oraz witryny paru losowych uczelni z Państwa Środka, ale nie trafiłem na nic przez co Popper przewróciłby się w grobie[2]. W Indiach – ojczyźnie wedyzmu, ajurwedy i całej reszty – sprawy mają się nieco gorzej, ale i tu okultyzm nie jest powszechnie utożsamiany z nauką. Jeśli nic mi nie umknęło, żaden z wiodących uniwersytetów drugiego najludniejszego kraju świata, nie posiada katedry numerologii. Googlując, trafiłem jedynie na roczne kursy oferowane przez Pragyan International University oraz University Dunia, ale żaden nie mieści się nawet w pierwszej pięćsetce rankingu placówek oświatowych w swoim kraju.

Już pomijając wątpliwą wartość tej informacji, nie mam pojęcia z jakiego powodu zachodnie uczelnie miałyby czerpać wzorce z systemów edukacyjnych Chin lub Indii.

Ktoś może zapytać, skąd właściwie znamy te reguły?

Dokładnie o to chciałbym zapytać.

Numerologia imienia to pseudonauka

Najprościej mówiąc: odziedziczyliśmy je po wcześniejszych pokoleniach numerologów, a jednocześ­nie cały czas rozwijamy, bazując na włas­nych obserwacjach. Tutaj – tak jak choćby w psychologii, socjologii czy ekonomii – najważniejsza jest praktyka: z pojedynczych przykładów wysnuwane są ogólne wnioski. To oczywiste, że każdy człowiek jest inny, ale jeśli np. tysiąc “trójek” (numerologiczną osobowość okreś­la się, sumując po prostu cyfry z daty urodzenia) ma wśród wszystkich swoich najróżniejszych cech jedną, która je łączy, to możemy ostrożnie założyć, że ta cecha jest dla “trójek” charakterystyczna.

Proszę, jednak wbrew początkowym wykrętom numerologia daty urodzenia zdaje się odwoływać do wnioskowania właściwego nauce. Pani Bochniak pozwoliła sobie nawet na porównanie do socjologii i ekonomii, garściami czerpiących choćby ze statystyki. Bardzo mi się to podoba, ponieważ podchodząc do tematu w ten sposób, istnieje cień szansy przetestowanie twierdzeń numerologów. Oczywiście, żeby do tego doszło, trzeba najpierw określić precyzyjnie ramy eksperymentu i dokonać obiektywnej oceny wyników.

I wiecie co? Niektórzy już to zrobili. W roku 2012 izraelski psycholog Ido Gandel zaprosił do współpracy numerologa Mattiego Sternberga[3], prosząc go o sformułowanie diagnoz dla wybranych dzieci, w oparciu o ich nazwiska i daty narodzin. Naukowiec postawił tu jednak pewien warunek, mający oddzielić rzetelną prognozę od pustych frazesów, jakimi ezoterycy na co dzień zadowalają swoich fanów. Mianowicie, w odróżnieniu od pani Bochniak, która radośnie żongluje nieostrymi i ogólnymi cechami osobowości (o czym za moment), wyzwanie Sternberga polegało na zidentyfikowaniu przez numerologię bardzo konkretnych przypadłości, takich jak dysortografia, dysgrafia, ADHD i zaburzenia ze spektrum autyzmu.

Okazało się, że statystycznie odpowiedzi oparte o moc liczb są zupełnie przypadkowe. Numerolog pozbawiony możliwości miotania ogólnikami był bezradny i równie dobrze mógłby stawiać diagnozę w oparciu o rzut kością. Sprawdzian został kompletnie oblany.

Zakładamy, jednak nadal sprawdzamy, czy tak naprawdę jest, aż w końcu dowodów będzie tak dużo, że zyskamy pewność. I co już wiemy o numerologicznych osobowościach?
1) to pionier, odkrywca i chodząca ambicja. Jej potencjałem jest poznawanie nowych rzeczy, stawianie rewolucyjnych tez oraz ich rzetelne sprawdzanie.
2 ) jej żywiołem są relacje z innymi ludźmi. Wyczuwa czyjeś emocje, umie i lubi rozmawiać. Ma niezwykle rozwiniętą intuicję. “Dwójki”, nie bójcie się jej zaufać!
3) jest bardzo towarzyska, a do tego ­kreatywna, otwarta na ludzi. Ma w sobie dużo optymizmu, umie się bawić i cieszyć życiem…

Chyba nie ma sensu, żebym przekopiowywał tu całość. Wszystkie dziewięć punktów brzmi jak fragment horoskopu nabazgranego przez dorabiającego na Onecie stażystę. Pomijając bijącą po oczach ogólnikowość, autorka stosuje tu najbardziej prymitywną strategię manipulacji, szafując wyłącznie pozytywami.

Działa tu stary dobry błąd potwierdzenia, który skutecznie usypia czujność odbiorcy, kiedy ten słyszy to co chce usłyszeć. Przecież każdy konsument ezoteryki z uśmiechem na ustach dowie się, jaki to jest ambitny, empatyczny, kreatywny, otwarty, przedsiębiorczy, mądry i atrakcyjny[4]. Coś mi mówi, że ludzie podchodziliby do astrologicznych wróżb i numerologicznych ocen ze znacznie większym sceptycyzmem, gdyby równie śmiało przypisywały im głupotę, niechlujność, lenistwo, nielojalność, antypatyczność i brak higieny.

Liczba 73

Patrząc tylko na liczby, mogę się założyć, że 22. numer kwartalnika “Przekrój” to będzie wyjątkowa sprawa. Przede wszystkim już sama dwójka jest przecież bardzo ciekawą liczbą! Poza tym, że przypisuje się jej wyjątkowo rozwiniętą intuicję, to jeszcze ważne są dla niej duchowość, działania na rzecz dobra, komunikacja i wiedza. To już bardzo dużo, a co dopiero, kiedy takich dwójek mamy dwie! 22 to liczba mistrzowska, która łączy cechy “dwójki” z przymiotami praktycznej i zdroworozsądkowej “czwórki”…

To takie miłe. Czyli numer 21. nie był wyjątkowy. Ciekawe co z numerem 23. – może to dobry moment na anulowanie prenumeraty?


No dobrze, ale dlaczego w ogóle komentuję Mistrzowski numer, który jest przecież tylko jedną z setek podobnych głupotek walających się po sieci? Po pierwsze dlatego, że w ostatnim czasie obserwuje wyjątkowy wzrost natężenia tego całego mistycznego mumbo jumbo, choćby na portalach społecznościowych. Po drugie, twórcy portali i czasopism z jakąś marką, takich jak Przekrój, powinni wyznaczyć sobie punkt graniczny w gonitwie za wyświetleniami i lajkami. Zestawianie tuż obok siebie przedruków z QuantaMagazine z numerologicznymi psychotestami typu Jaka jest Twoja szczęśliwa liczba? jest działalnością społecznie szkodliwą, gdyż zaciera rozróżnienie między falsyfikowalną nauką a magią i ezoteryką. A przy okazji wspiera szybko rosnący biznes, oparty wyłącznie na kłamstwie.

Numerologia związków
Nie zapominajmy, że numerologia, podobnie do większości gałęzi pseudonauki, to po prostu dobry (bo nie wymagający kosztów) pomysł na biznes. Tu przykład, który wyświetlił się na mojej tablicy dosłownie tuż przed publikacją tekstu.

A jeśli koniecznie chcecie dowiedzieć się czegoś o naprawdę ciekawych liczbach, zwróćcie się w stronę matematyki i fizyki. Numerologię natomiast zostawmy tam, gdzie jej miejsce, czyli w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie[5].

[+]
Total
0
Shares
Zobacz też