Splątanie kwantowe Horodecki

Splątanie kwantowe Horodeckiego, Horodeckiego, Horodeckiego i Horodeckiego

Treść treścią, ale kiedy pod publikacją widnieją cztery identyczne nazwiska, aż chce się poznać stojącą za nią historię.

Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale na całym świecie ukazuje się prawie 40 tysięcy czasopism naukowych, które każdego roku publikują całe miliony artykułów. Nie przesadzam: w 2021 roku po raz pierwszy pękła granica 5 milionów prac wydanych w ciągu dwunastu miesięcy. Na dodatek wszystko wskazuje na to, że tendencja wzrostowa zostanie utrzymana jeszcze długo.

Wybicie się z takiej sterty makulatury to nie lada wyzwanie i wymaga odrobiny kreatywności lub, jak kto woli, naukowego marketingu. Czasem, by zwrócić na artykuł uwagę szerszego audytorium, wystarczy odpowiednio dobrać… nazwiska autorów.

Nie, żeby była to taktyka zupełnie nowa. Na blogu wspominałem już kilkukrotnie o znakomitej pracy The Origin of Chemical Elements z 1948 roku. Pionierską publikację opisującą proces tworzenia jąder atomowych we wczesnym wszechświecie podpisało trzech uczonych – Ralph Alpher, Hans Bethe oraz George Gamow – których nazwiska przywodziły zabawne skojarzenie z trzema pierwszymi literami greckiego alfabetu. Kosmologiczna koncepcja przeniknęła więc do literatury pod chwytliwą nazwą teorii alfa-beta-gamma.

Teoria alfa-beta-gamma

Nie był to jednak czysty zbieg okoliczności. Prawdziwe autorstwo należało wyłącznie do Ralpha Alphera i jego mentora George’a Gamowa. Bethe, przyjaciel śmieszka-Gamowa został dopisany do artykułu pod koniec, właśnie dla zwiększenia uwagi badaniami. Praca trafiła do druku 1 kwietnia, ale bynajmniej nie stanowiła żartu i do dzisiaj jest przywoływana w większości książek poświęconych wielkiemu wybuchowi.

Czasem, żeby przyciągnąć uwagę, nie trzeba żadnej wysublimowanej kombinacji nazwisk – wystarczy ich natężenie. Przykładowo w 2012 roku do Physical Review E trafił tekst napisany przez czwórkę hinduskich badaczy, z czego troje nosiło to samo nazwisko: Debapriya Chakraborty, Jeevanjyoti Chakraborty oraz Suman Chakraborty.

Jednak prawdziwymi zwycięzcami w tej kategorii pozostają Polacy. Rzecz tym milsza, że chodzi o fizyków, a sam artykuł zawiera charakterystykę oraz przegląd metod wykrywania, oznaczania ilościowego i innych aspektów splątania kwantowego. Pod tekstem podpisało się czterech naukowców: Ryszard Horodecki, Paweł Horodecki, Michał Horodecki i Karol Horodecki. Publikacja pod prostym tytułem Quantum entanglement, pojawiła się na łamach Review of Modern Physics w 2009 roku.

Nie było w tym przypadku żadnego kombinowania. 80-letni dzisiaj prof. Ryszard Horodecki to wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego oraz długoletni dyrektor i współorganizator Krajowego Centrum Informatyki Kwantowej. Z kolei Paweł, Michał i Karol to jego synowie, którzy ewidentnie odziedziczyli zarówno zainteresowania, jak i talent po ojcu. Wszyscy zostali profesorami UG (najmłodszy Karol pełni obecnie funkcję kierownika Zakładu Informatyki Kwantowej UG), wszyscy mają na swoim koncie ponad setkę publikacji i wszyscy wnieśli coś ciekawego w bujny rozwój kwantowej teorii informacji.

Jeszcze przed pracą z 2009 roku Horodeccy (na razie bez Karola) zasłynęli m.in. opisem splątania związanego. Miałby on stanowić szczególnie słabą postać stanu splątanego, który w odróżnieniu od “wydestylowanych” maksymalnie splątanych par cząstek, nie nadaje się do wykorzystania w większości typowych operacji. Wraz z izraelskim fizykiem Asherem Peresem zdefiniowali też warunki, pomagające określić, czy dany układ cząstek istotnie znajduje się w stanie splątania – znane w literaturze, jako kryterium Peres–Horodecki.

Trzech z czterech profesorów Horodeckich można było posłuchać podczas wykładu w ramach Copernicus Festival 2016.

Iście kwantowa rodzinka. (Wyobraźcie sobie te dyskusje przy niedzielnym obiedzie!) Oczywiście, historia nauki zna wiele typowo profesorskich rodów, jednak czterech uznanych fizyków teoretycznych pochodzących z jednego domu, to prawdopodobnie ewenement w skali świata.

O ile wiem, niecodzienny rekord publikacji Horodeckich został wyrównany dopiero pięć lat później przez czworo ekonomistów ze Stanów Zjednoczonych. Allen Goodman, Joshua Goodman, Lucas Goodman oraz Sarena Goodman opublikowali w Economic Inquiry artykuł pod tytułem A Few Goodmen: Surname-Sharing Economist Coauthors. Autorzy nawet nie ukrywali, że ich główną motywacją było stworzenie pierwszej pracy napisanej przez czterech naukowców o tym samym nazwisku, niepowiązanych jednak ani więzami krwi, ani nawet niepracujących na tej samej uczelni.

Saul Goodman
Jak wiadomo, każdy Goodman lubi robić show.

Niezła próba. Jednak biorąc w rachubę merytoryczną wartość, publikacja kwantowej rodziny Horodeckich wciąż wydaje się robić nieco większe wrażenie.

Oczywiście spośród milionów publikacji na pewno dałoby się wygrzebać inne przykłady równie niezwykłych lub zabawnych kombinacji imion, nazwisk lub inicjałów. W ubiegłym roku powstał nawet artykuł What’s in a name?, w którym rozważano, czy takie kwestie, jak liczba wymienionych autorów, pospolitość nazwisk, sposób ich uporządkowania, czy podobieństwo personaliów, mogą w jakiś sposób wpływać na częstotliwość cytowań.

Badanie przeprowadziło dwóch niemieckich naukowców: Philipp Otto i… Philipp Otto. Żadna rodzina.

Total
0
Shares
Zobacz też