Chińskie kontrasty biją po oczach. Pekin chętnie chwali się najszybszymi superkomputerami, ambitnym programem kosmicznym, radioteleskopem o 500-metrowej antenie, setkami nowych uczelni, instytutów i ultranowoczesnych laboratoriów. Znacznie oszczędniej wspomina się o tym, że wraz ze wzrostem nakładów, spiętrzeniu ulegają dawne patologie. Kiedy jakiś czas temu na Uniwersytecie w Hangzhou przeprowadzono eksperymentalną kontrolę z użyciem systemu antyplagiatorskiego, program odrzucił jedną trzecią przeanalizowanych prac, wykazując że treść niektórych to nawet w 80% kserokopie badań kolegów z Zachodu.
Wyniki opłakane, ale nieszczególnie zaskakujące. Inwestycje bardzo pomagają w uprawianiu nauki, ale nawet rzeka pieniędzy szerokości Jangcy nie zmieni samoistnie skostniałej mentalności. Do tego potrzeba surowej kontroli – jeśli nie administracyjnej, to społecznej – ze strony niezłomnych, rzetelnych i asertywnych orędowników nauki. Takich jak Fang Zhouzi (czyt. Fang Dżołdzy), założyciel organizacji New Threads Chinese Cultural Society.
Niespełniony pisarz
Fang Zhouzi (właściwie Fang Shimin, Zhouzi to pseudonim stosowany w sieci) jest typowym przedstawicielem zaradniejszej części chińskiej inteligencji. Zaraz po studiach wyjechał za wielką wodę, gdzie w 1995 roku obronił doktorat z biochemii na Uniwersytecie Michigan. Po zdobyciu dyplomu znalazł angaż w kalifornijskim zespole, zgłębiającym mechanizmy zakażenia wirusem HIV. Jego kariera naukowa nie trwała jednak długo. Już po kilkunastu miesiącach stwierdził, że bardziej niż laboratorium kocha literaturę i wolałby spróbować swoich sił w roli etatowego pisarza-eseisty. Jak przyznaje, marzył o nawiązaniu do spuścizny Lu Xuna – wieszcza z przełomu XIX i XX stulecia, który chwycił za pióro kosztem fartucha lekarskiego.
Nie czekając długo, Fang założył stronę New Threads (Xin Yu Si), gdzie zgodnie z początkowym zamysłem, zamierzał dawać upust swojej gorliwej pasji do literatury, sztuki i filozofii.
Trzydziestolatek zgodnie z planem zabrał się za portretowanie chińskiej kultury, ale ku jego zdziwieniu, większą poczytnością cieszyła się jedna z ubocznych rubryk, omawiająca ostatnie skandale świata nauki. Był to okres gwałtownego wzrostu znaczenia internetu. Kradzież intelektualna stała się znacznie trudniejsza do ukrycia, zaś plotki w niekontrolowany sposób obiegały środowisko. Globalna komunikacja między uczonymi powoli odsłaniała skalę chińskich problemów.
Fang i inni azjatyccy migranci ze wstydem słuchali o kolejnych występkach swoich rodaków. Największą irytację budziły jednak reakcje Pekinu, który w najlepszym przypadku milczał, a niekiedy wręcz nagradzał kombinatorów. Nasz bohater słusznie założył, że najskuteczniejszym lekiem na hipokryzję władzy może być niezależna obywatelska krytyka. Jak stwierdził w jednym z wywiadów:
Nigdy nie planowałem zostać „debunkerem” i nigdy mnie to nie interesowało. Było to jednak konieczne (…) ponieważ wykroczenia są w Chinach powszechne i nikt nie ośmiela się im przeciwstawiać.
Fang Zhouzi
W ten sposób, trochę niespodziewanie New Threads stało się nie tyle platformą wymiany myśli, co swego rodzaju akademickim centrum alarmowym. Z kolei autor zaczął cieszyć się zasłużoną opinią samozwańczego stróża chińskiego środowiska naukowego.
Nowe wątki
W ciągu pierwszych pięciu lat działalności, serwis New Threads ujawnił bądź nagłośnił 200 przypadków patologii; dziś liczba ta wynosi około tysiąca. Na liście hańby widnieją zarówno sprawy małe jak i duże; dotyczące drobnych przekłamań w doktoratach, ale również fałszerstw uznanych profesorów czy medialnych ważniaków.
Z tych bardziej kuriozalnych spraw, w listopadzie 2005 roku Fang Zhouzi odkrył, że asystent dziekana wydziału medycznego Uniwersytetu Tsinghua w Pekinie, dosłownie zawłaszczył prace innego naukowca. Profesor Liu Hui dopisywał do swojego dorobku artykuły Liu Honga, korzystając z faktu, że w systemie bibliotecznym obaj byli zapisani jako… Liu H.
Bardzo podobny przypadek dotyczył Jun Lu, adiunkta na Pekińskim Uniwersytecie Technologii Chemicznej, żerującego na wysiłkach noszącego podobne nazwisko pracownika Uniwersytetu Yale.
Jeszcze wyżej poprzeczkę bezczelności zawiesił oszust, który usiłował wprosić się do Centrum Nauk Matematycznych Uniwersytetu Zhejiang. Władze placówki były przekonane, że organizują seminarium z udziałem młodego geniusza, podającego się za 24-letniego kosmologa z Harvardu. Jak wykazała społeczność New Threads, niejaki Chen Jia-Zhong zakończył swą edukację na licencjacie, nie wydał w życiu żadnej publikacji, a elitarną uczelnię widział co najwyżej na pocztówkach.
Czujne oko lustratora sięgało również poza mury uniwersytetów. Szef chińskich oddziałów Microsoftu, a potem Google’a – Lee Kai-Fu – dostał po uszach za ubarwianie swojej autobiografii. Szanowany w środowisku informatyk chwalił się stanowiskiem profesora nadzwyczajnego Carnegie Mellon University, choć w rzeczywistości był tylko adiunktem.
Z kolei w 2012 roku Fang wsparł obóz blogerów usiłujących zdemaskować sławnego pisarza, producenta muzycznego, biznesmena, celebrytę oraz kierowcę rajdowego (to się nazywa człowiek renesansu) – Han Hana. Młody twórca, uznany przez Time za jednego z najbardziej wpływowych ludzi świata, został oskarżony o budowanie swojej marki na pracy zespołu ghostwriterów. Han Han oczywiście zaprzeczył, a echo afery do chwili obecnej dzieli chińskie społeczeństwo.
Pobity policjant
Aktywność Fanga doczekała się zauważenia i doceniona przez prestiżowy magazyn Nature. Chiński demaskator wraz z brytyjskim psychiatrą Simonem Wesselym byli pierwszymi laureatami Nagrody Johna Maddoxa. Wyróżnienie ustanowione w 2012 roku dla upamiętnienia redaktora naczelnego Nature, wędruje w ręce osób w szczególny sposób przyczyniających się do promowania rzetelności badań naukowych.
Zhouzi trafił na szczyt, ale praca polegająca na drażnieniu wszystkich dookoła, w końcu zaczęła przynosić nieprzyjemne konsekwencje. Każde nagłośnione matactwo zwiastowało burzę, każdy przyłapany kanciarz oznaczał zdobycie kolejnego pamiętliwego wroga. Co nie powinno dziwić, publicysta wielokrotnie znosił szykany, kalumnie i groźby, tracił konta w mediach społecznościowych, trafiał przed oblicze sądu pod zarzutem zniesławienia, a raz został nawet pobity.
Czy było warto? Tak. W pełni rozumiałem ryzyko, przed którym stoję i byłem gotów je podjąć. Najbardziej martwi mnie to, że moja żona i moja mała córka również muszą znosić zniewagi i osobiste ataki.
Fang Zhouzi
Nacjonaliści zarzucali Fangowi kalanie własnych korzeni (choćby przez krytykę elementów tradycyjnej medycyny chińskiej), wierzący wygrażali za otwarte uderzanie w religię, partyjni aparatczycy rzucali oskarżenia o prowadzenie sabotażu na rzecz USA. Nawet niektórzy profesorowie zaczęli wyrażać obawę, że nadgorliwość domorosłego detektywa doszczętnie zrujnuje reputację chińskich uczelni.
Posmak hipokryzji?
Najmocniejsze ciosy padły jednak ze strony pekińskiej prasy. Dziennikarze przez pewien czas prowadzili istną krucjatę, skrupulatnie prześwietlając Fanga oraz jego rodzinę. Jedna z gazet w końcu znalazła to czego potrzebowała: niepodważalny dowód hipokryzji policjanta nauki. Wykazano, że jeden z tekstów opublikowanych na New Threads wprost powtarza myśli innego autora, bez podawania źródła. Sprawa dotyczyła artykułu krytykującego kreacjonizm, w którym padły tezy zaczerpnięte z pracy Czym jest nauka? biologa Roberta Roota-Bernsteina. Chińczyk bronił się, twierdząc że zasłyszane tezy traktował jako oczywiste, a braki formalne zrzucił na karb ferworu sieciowej polemiki. Niemniej, ostatecznie Fang uznał krytykę, przeprosił i dodał do tekstu stosowny przypis.
Niby nic wielkiego. W końcu to tylko blogowa notka i niedorzecznością byłoby zestawianie jej z plagiatem artykułu naukowego czy fałszowaniem wyników badań. Można byłoby wręcz spodziewać się, że potężni wrogowie nieznośnego demaskatora zdołają dotrzeć do grzechów cięższego kalibru. A może nie było to konieczne? Bez względu na usprawiedliwienia, takie historie zawsze pozostawiają gorzki posmak hipokryzji. I prawdopodobnie na to liczyły chińskie media, szukające sposobu na zemstę za uporczywe podgryzanie ważnych nazwisk.
Zatem, czy należy ot tak po prostu rozgrzeszyć Fanga? Nie wiem. Czy działa on szczerze, wyłącznie w imię uczciwości, czy (jak twierdzą jego przeciwnicy) egoistycznie szuka rozgłosu i uznania? Tego również nie potrafię ocenić i nie sądzę, aby było to istotne. Wiem natomiast, że chińska nauka jak tlenu potrzebuje ludzi pokroju Fanga oraz inicjatyw podobnych do New Threads. Bez ostrej społecznej kontroli, bez oddolnego przymuszenia do profesjonalizmu, rzetelności i staranności, Państwo Środka nigdy nie przekroczy pewnej granicy, grzęznąc na dekady w bagnie wiecznych aspiracji. Bez względu na wielkość poczynionych inwestycji.