Dzisiejszą polecankę poświęcam oryginalnej muzyczno-astronomicznej witrynie robiącej ostatnio furorę w sieci. Cały pomysł opierto na niezwykłym fakcie ciągłego, choć nieświadomego nadawania przez nas sygnałów w przestrzeń kosmiczną.
Pamiętacie scenę otwierającą ekranizację sławnego Kontaktu Carla Sagana? Dla zapominalskich oraz tych, którym z klasyką nie po drodze (wstyd), szybkie przypomnienie:
Fala radiowa to nic innego jak forma promieniowania elektromagnetycznego – tak jak mikrofale, promienie gamma, czy zwykłe światło – tyle, że o bardzo niskiej częstotliwości. Skoro tak, to sygnał radiowy opuszczając nasze stacje nadawcze pędzi z typową dla fali elektromagnetycznej prędkością 300 tys. km/s, czyli po prostu z prędkością światła. Stosując stare dobre anteny, zapomnijmy o zachowaniu prywatności. Sygnały niosące treść audycji radiowych i programów telewizyjnych mogą olać wszelkie ograniczenia terytorialne i wystrzelić daleko poza naszą planetę, prosto w kosmiczną czeluść.
Co się z nimi dzieje? Uciekają od nas w przewidywalny sposób, tworząc wymyślny rodzaj kosmicznych kamieni milowych. I tak, wczorajsze wydanie wiadomości może w tej chwili odebrać sunący samotnie ku krańcom Układu Słonecznego Voyager 1. Obraz finału Ligi Mistrzów między Barceloną a Manchesterem United z 2011 roku dociera właśnie do naszej gwiezdnej sąsiadki, Proxima Centauri. Nastawiając odbiorniki w okolicach Syriusza, można by posłuchać o wynikach wyborów parlamentarnych z 2007 roku. I tak dalej. Pierwsza transmisja telewizyjna (skoro już przy Kontakcie jesteśmy), czyli relacja z otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Berlinie, w chwili obecnej powinna już mijać oddalonego o niecałe 80 lat świetlnych olbrzymiego Regulusa. (Gwoli ścisłości, Philip Morrison i Giuseppe Cocconi wykazali w artykule z 1959 roku, że radioteleskopy powinny bez trudu odbierać silne sygnały z wielkich odległości, a nadawane przez nas wiadomości mogłyby być wyłapywane przez aparaturę o analogicznych parametrach. „Przypadkowe” sygnały o których teraz gdybamy, pozostają o wiele cichsze i na przestrzeni wielu lat świetlnych ulegają pewnemu rozproszeniu w oceanie różnorakich promieniowań wypełniających wszechświat. Dla ułatwienia przyjmijmy jednak, że anteny inteligentnych obcych są na tyle czułe aby wychwycić oraz odkodować każdy szmer).
Patrząc od tej strony, uczeni jakiejś zaawansowanej technologicznie cywilizacji, mogliby właśnie głowić się nad sensem naszych programów telewizyjnych. Zaznaczmy jednak wyraźnie, że mówimy o wysoce nieprawdopodobnej perspektywie. Rozsiewane przez nas szumy radiowe rozchodzą się z ogromną, ale skończoną prędkością, więc ich horyzont w skali kosmicznej prezentuje się naprawdę mizernie. W ciągu około 100 lat nadawania sygnałów, siłą rzeczy oddaliły się one na odległość nie większą niż 100 lat świetlnych od Ziemi. Zatem obszar, z którego można wyśledzić nasz dom za pomocą radioteleskopów to dosłownie kropka na mapie Drogi Mlecznej rozciągniętej na obszarze 100 tysięcy lat świetlnych. Poza granicami naszego radiowego „bąbla” panuje kompletna cisza, jak gdybyśmy nigdy nie istnieli. Działa to również w drugą stronę: cywilizacja pozaziemska śląca (umyślnie bądź nie) radiowe pozdrowienia, musiałaby to robić od kilkudziesięciu tysiącleci, aby objąć swoim zasięgiem większość galaktyki. Krótko mówiąc, radio to nie najlepsze narzędzie do prowadzenia międzygwiezdnych pogawędek.
Wracając do LightYear.fm. Autorzy witryny snując podobne rozważania, zadali sobie pytanie: na jaką muzykę mogliby natrafić hipotetyczni obcy, nasłuchując nas z różnych odległości? Odsuwając się od Ziemi oczywiście będziemy słyszeć coraz starsze kawałki. Mijając rok świetlny trafimy na irytujące Happy Pharrella Williamsa, w okolicach 7 lat świetlnych na Boom Boom Black Eyed Peas, a po oddaleniu się na dystans 50 lat świetlnych wkroczymy w epokę Beatlesów. Proste i ciekawe.
Zachęcam do zabawy, a przy okazji do chwili przemyśleń nad beznadzieją ludzkich starań.