Petycja w sprawie homeopatii

Farmaceuci kontra homeopatia – rozmowa z Kajetanem Drozdem

Lekarz lub aptekarz tolerujący homeopatię to nie mniejsza patologia od zawodowego astronoma układającego sobie życie pod dyktando horoskopu. Tymczasem rodzima Naczelna Izba Aptekarska podchodzi do problemu z zaskakującą pobłażliwością, żeby nie powiedzieć – życzliwością.

Zaczęło się od pewnego Niemca, który jakoś na pod koniec XVIII wieku wysunął postulat, aby podobne leczyć podobnym, czyli similia similibus curantur (po łacinie nawet bzdury brzmią doniośle). Wedle tej maksymy, schorzenie najlepiej leczyć substancją wywołującą symptomy zbliżone do tego schorzenia. Proste, prawda? Tyle, że w dosłownym sensie oznaczałoby to zaognianie objawów, co w wielu przypadkach jedynie przyśpieszyłoby zgon – co raczej nie byłoby najlepszą reklamą nowej metody. Dlatego ojciec homeopatii wymyślił, aby terapia polegała na przyjmowaniu tylko maleńkich dawek potencjalnie szkodliwych substancji. Im mniejszych, tym lepszych. W praktyce przygotowywanie preparatu sprowadzało się zatem do rozcieńczania kropelki substancji czynnej w szklance wody (albo alkoholu lub cukru), wstrząśnięcia, pobrania kropli i rozcieńczenia w kolejnej szklance, wstrząśnięcia… I tak kilkadziesiąt lub kilkaset razy, zależnie od rodzaju specyfiku.

Teraz mamy XXI wiek i wiemy, że tak absurdalnie rozwodniona mikstura z fizycznego i chemicznego punktu widzenia nie ma prawa działać – ponieważ realnie nie zawiera w sobie substancji czynnej. Pozwala to klasyfikować homeopatię, jako dziedzinę pseudonauki. Mimo to, w świetle obowiązujących przepisów pozostaje ona traktowana, jak równorzędna partnerka konwencjonalnej medycyny, zaś handel trefnymi specyfikami kwitnie. I nie jest to jakiś pokątny handel w darknecie, lecz w pełni legalny biznes obejmujący apteki i funkcjonujący równolegle do branży farmaceutycznej.

Co na to polskie środowisko medyczne? Naczelna Rada Lekarska już w 2008 roku wydała oświadczenie, w którym “negatywnie oceniła stosowanie homeopatii i pokrewnych nienaukowych metod przez niektórych lekarzy i lekarzy dentystów, a także organizowanie szkoleń w tych dziedzinach”. Niestety, drugie zainteresowane sprawą gremium – Naczelna Izba Aptekarska – do dziś nie poszła śladem lekarzy. Przeciwnie, ustami swoich prezesów Izba już kilkukrotnie udzielała homeopatii… publicznego wsparcia.

Taka postawa samorządu nie pozostała bez reakcji społeczności aptekarskiej. 1 lutego 2023 roku grupa farmaceutów wystosowała oficjalną Petycję o zajęcie stanowiska w sprawie homeopatii przez Naczelną Izbę Aptekarską. W swoim apelu racjonalnie wskazują oni, że obowiązkiem farmaceuty pozostaje udzielanie pacjentom rzetelnych, wiarygodnych informacji, a zatem również informacji o braku potwierdzonej skuteczności środków homeopatycznych. O to, na ile palący jest to problem i dlaczego NIA tak wzbrania się przed otwartą krytyką pseudonauki, zapytałem jednego z dwanaściorga autorów* petycji, Kajetana Drozda. W przeszłości mój rozmówca sprawował funkcję kierownika pracowni cytotoksycznej i farmaceuty klinicznego Centrum Onkologii w Bydgoszczy, ale od 2015 roku woli pozostawać poza wyuczonym zawodem, w związku z fatalnymi warunkami pracy w polskich szpitalach.


Panie Kajetanie, jak często do polskiej apteki przychodzi ktoś, kto prosi o “lek homeopatyczny”?

Nie będzie chyba przesadą, jeśli przyjmiemy, że w statystycznej aptece co najmniej raz dziennie zdarza się osoba chcąca nabyć środek homeopatyczny. Z naszego punktu widzenia, homeopatia nie jest więc zjawiskiem marginalnym.

Czy jest jakiś specyfik tego rodzaju, który cieszy się w naszym kraju szczególnym wzięciem?

Popularnością zawsze cieszyły się granulki na przeziębienie, syropy na kaszel, środki na bolesne ząbkowanie, czy też uspokajające. Według informacji uzyskanych od pracujących aktualnie w aptekach współautorów petycji, klienci szczególnie często pytają o jeden z szeroko reklamowanych preparatów, którego wskazaniami do stosowania są: grypa, przeziębienie i infekcje grypopodobne.

I co znajduje się w jego składzie takiego remedium na grypę?

W składzie mamy cukry – sacharozę i laktozę oraz, według deklaracji producenta – wyciąg z serca i wątroby kaczki 200K. Podkreślam “według deklaracji producenta”, bo wyniki analiz przeprowadzonych w 2018 roku przez badaczkę z Uniwersytetu w Montrealu nie wykazały w składzie preparatu obecności cząsteczek innych niż wymienione wcześniej cukry.

Lek homeopatyczny Oscillococcinum
Oscillococcinum, jeden z najpopularniejszych na świecie środków homeopatycznych. W teorii opiera się o wyciąg z narządów dzikiej kaczki berberyjskiej. W praktyce to sam cukier.

O co chodzi z tym oznaczeniem “200K”?

To sposób określenia poziomu rozcieńczenia, w nomenklaturze homeopatycznej zwanej potencją. Oznacza to, że do sporządzenia preparatu użyto 1 części roztworu wyjściowego i 99 części rozpuszczalnika (np. wody). Następnie z tak przygotowanego roztworu ponownie pobrano 1 część i rozcieńczono ją w 99 częściach rozpuszczalnika. I procedurę tę powtórzono 200 razy. Producent deklaruje w składzie jednej dawki cukrowych granulek zawartość 0,01 ml tak przygotowanego finalnego rozcieńczenia. Oznacza to zawartość surowca w ilości 10-400 g. Dla porównania masa protonu to ok 1,67×10-24 g! Zatem zgodnie z zasadami fizyki i chemii – produkt końcowy nie ma więc prawa zawierać żadnej substancji czynnej.

Podejrzewam, że lepiej zjeść rosół z kaczki. Jak homeopaci odnoszą się do tego naukowego nonsensu?

Homeopaci wierzą, że woda jest zdolna do energetycznego przenoszenia informacji na temat substancji, z którą miała wcześniej styczność (“pamięć wody”). Proces ten rzekomo zachodzi poprzez “dynamizację”, czyli wielokrotne, silne wstrząsanie płynu, przeprowadzane według określonych zasad oraz wspomniane wcześniej rozcieńczanie. Z dodatkowych ciekawostek: – twórca podstaw homeopatii uważał, że na przygotowywany preparat wpływ ma układ gwiazd, a końcowy produkt ma określony “podpis astralny”.

Homeopatia co to
Produkcja środków homeopatycznych polega na rozcieńczaniu substancji czynnej tak długo, aż praktycznie zniknie z preparatu.

Coraz ciekawiej. Spójrzmy jednak na problem w bardziej przyziemny sposób. Jak wiadomo, sympatycy medycyny alternatywnej uwielbiają podnosić temat monstrualnych fortun budowanych wokół koncernów farmaceutycznych. Nie da się ukryć, że takie przedsiębiorstwa na brak dochodów raczej nie narzekają. Ale jak na tym tle wygląda branża homeopatyczna? Producenci takich “leków” chyba nie wydają dużo na badania i samą substancję czynną, więc ich produkty powinny być o wiele tańsze od tych konwencjonalnych?

Produkty homeopatyczne podlegają uproszczonej procedurze dopuszczenia do obrotu, innej niż w przypadku leków, co z pewnością przynosi znaczące oszczędności. Dla porównania: koszt każdej z trzech faz badania klinicznego, które musi poprzedzać wprowadzenie na rynek innowacyjnego leku, szacuje się na ponad 100 milionów dolarów. Dodatkowo, po rejestracji leku, prowadzona jest nadal czwarta faza badań klinicznych, polegająca na gromadzeniu danych dotyczących bezpieczeństwa stosowania danego preparatu, m.in. informacji o działaniach niepożądanych, wynikających z długotrwałego przyjmowania, interakcjach z innymi lekami itp. Nawet w przypadku leków generycznych (popularnie zwanych zamiennikami), czyli leków zawierających substancje już wcześniej przebadane i dopuszczone do obrotu, wymagane jest badanie biorównoważności. Najprościej mówiąc, chodzi o określenie działania zamiennika w odniesieniu do leku oryginalnego.

Jak na tym tle prezentuje się sytuacja producentów preparatów homeopatycznych?

Do rejestracji produktu homeopatycznego takie badania nie są wymagane. Dla tych specyfików nie ma bowiem obowiązku wykazania skuteczności.

Co do tematu fortun koncernów: w branży homeopatycznej także tkwią wielkie pieniądze, a kwoty są raczej dalekie od “homeopatycznych”. Łączny przychód jednego z wiodących producentów homeopatii za rok 2021 to ponad 450 milionów euro.

Ile w takim razie kosztuje przeciętny “lek homeopatyczny”? Rozumiem, że cukier ostatnio podrożał, ale mimo wszystko…

Ceny produktów homeopatycznych są często relatywnie wyższe niż leków o potwierdzonym działaniu klinicznym. Zakup wspomnianego wcześniej preparatu na grypę, to wydatek rzędu 90-100 zł za 30 dawek, środek stosowany przy bolesnym ząbkowaniu u dzieci – to 60 zł za 30 dawek. Jeden z tańszych produktów – 15-20 zł za 200 ml, to syrop, mający w teorii pomagać na kaszel.  To mimo wszystko ponad dwa razy wyższa cena w porównaniu do prostych, “niehomeopatycznych” syropów.

Domyślam się, że do nabycia środków homeopatycznych nie jest potrzebna recepta (a może się mylę?). Ale czy zdarza się, że to lekarz sugeruje bądź poleca swoim pacjentom taką “alternatywę” dla leków?

Większość środków homeopatycznych faktycznie dostępna jest bez recepty, część – wyłącznie z przepisu lekarza. “Terapie” specyfikami tego typu są bardzo popularne i powszechnie stosowane. 

Prawdopodobnie w dużym odsetku przypadków, intencją lekarzy polecających pacjentom te preparaty, było świadome wywołanie efektu placebo. Niestety, choć to być może wygodny sposób, tworzy mocny fundament do budowania mitu homeopatii, jako integralnej części medycyny.

Może wytłumaczymy czytelnikom: jakie są główne niebezpieczeństwa związane z homeopatią (oczywiście poza gwałtem na podstawach chemii i fizyki)?

Homeopatia w Polsce nie jest specjalizacją lekarską, zawód homeopaty może wykonywać każdy, bez jakiegokolwiek wykształcenia medycznego. Zaledwie po ukończeniu kursów z zakresu tej dziedziny, można otworzyć własny gabinet, przyjmować pacjentów i prowadzić ich terapię. Nie trzeba chyba wielkiej wyobraźni, by rozumieć, jak poważne mogą być tego konsekwencje.

Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę internetową frazę “biorezonans, homeopatia, klinika”, by przekonać się, że zjawisko to już teraz zagraża bezpieczeństwu pacjentów, umożliwiając wykorzystywanie ich niewiedzy lub desperacji. Nie muszę chyba przypominać, co wyrosło z marginalnego i stanowiącego kiedyś przedmiot anegdot tzw. ruchu antyszczepionkowców?

Szczęście w nieszczęściu, że przynajmniej same środki homeopatyczne wydają się “bezpieczne”, bo trudno zaszkodzić czymś, co w swoim składzie niemal nie zawiera substancji czynnych.

Można by zakładać, że skoro homeopatia oparta jest na stosowaniu substancji czynnych w tak ogromnych rozcieńczeniach, że wykraczają one poza najśmielsze wyobrażenia i prawa fizyki, to nie stanowi to żadnego zagrożenia. Niestety, tak nie jest.

Zasadniczym problemem jest tu ryzyko zbyt późnego wdrożenia właściwego leczenia przez osoby decydujące się na zastosowanie w pierwszej kolejności samej homeopatii. Potęguje to jeszcze głoszona przez homeopatów teoria, jakoby po zażyciu środka homeopatycznego mogło dochodzić do tzw. “pogorszenia pierwotnego”.  Definiowane jest ono, jako nasilenie dolegliwości w pierwszym okresie “terapii” i uważane za zjawisko pozytywne, prognozujące najlepszą skuteczność.  Pacjenci natomiast nie potrafią stwierdzić, czy mają do czynienia z tym “pogorszeniem pierwotnym”, czy po prostu z postępującym zaostrzeniem stanu klinicznego, co może stanowić zagrożenie zdrowia i życia, zwłaszcza dzieci i osób starszych.

Kolejne istotne niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą homeopatia, jest wspólne dla wszystkich metod wyłudzania dóbr materialnych od osób chorych.  U pacjenta (lub jego opiekuna) wywoływane jest głębokie przeświadczenie o wyższości stosowanej metody nad medycyną opartą na dowodach naukowych, co niekiedy prowadzi do całkowitego odstąpienia od właściwego leczenia. W tym przypadku ofiarami oszustów padają często chorzy na nowotwory, rodziny nieuleczalnie chorych dzieci czy osoby ze schorzeniami psychicznymi.

Nieodżałowany James Randi lubił rozpoczynać swoje wystąpienia na temat pseudonauki, od “przedawkowania” środków homeopatycznych.

Jakie są reakcje aptekarzy na klienta, który w chorobie zwraca się ku homeopatii? Czy farmaceuci mogą sobie pozwolić na zwrócenie jakiejkolwiek uwagi konsumentowi? Czy mogą podjąć próbę zwiększenia jego świadomości i odwiedzenia go od wyrzucenia pieniędzy w błoto?

W sytuacji, kiedy do apteki trafia pacjent i chce dokonać zakupu konkretnego preparatu, farmaceuta może zacząć przeprowadzać wywiad, pytać o przyczynę i objawy choroby czy dolegliwości, a następnie zasugerować zmianę na inny produkt – lek o udokumentowanej skuteczności. Podobnie, gdy to zasadne, może odradzić farmakoterapię na rzecz innego rozwiązania, przykładowo modyfikacji diety, czy modyfikacji złych nawyków. Często się to udaje. Jednym z ustawowych obowiązków farmaceutów jest od lat udzielanie informacji o wydawanych z apteki preparatach – nie ma zatem przeszkód, by w przypadku homeopatii tego nie robić. W świetle ustawowego obowiązku opierania się w wykonywanych czynnościach zawodowych na aktualnej wiedzy medycznej i farmaceutycznej, można powiedzieć, że byłoby to wręcz modelowe postępowanie.

Czas już przejść do waszej Petycji. Zwróciliście się do Naczelnej Izby Aptekarskiej, apelując o “zajęcie jednoznacznego i zdecydowanego stanowiska w sprawie homeopatii”. O ile jednak wiem, homeopatia – podobnie zresztą do wielu innych dziedzin pseudonauki – nie jest problemem nowym. Co sprawiło, że opinia NIA stała się nagle tak istotna?

Na stworzenie petycji w sprawie homeopatii wpływ miało wiele czynników. Z pewnością jednym z najważniejszych była obserwowana od jakiegoś czasu prawdziwa eksplozja dezinformacji i mitów dotyczących zdrowia. Pandemia, jak soczewka uwypukliła, do czego prowadzi zacieranie granic między medycyną a szarlatanerią czy przymykanie oczu na pozornie drobne, nieszkodliwe niespójności w oficjalnym przekazie, szczególnie ze strony przedstawicieli administracji i zawodów medycznych.

Inną przyczyną było wejście w życie w kwietniu 2021 roku ustawy o zawodzie farmaceuty (UoZF). Dzięki niej w polskim prawie ujęto wreszcie w sposób niebudzący wątpliwości, że zawód farmaceuty to jeden z zawodów medycznych. Taki przepis powoduje szereg konsekwencji, między innymi konieczność przestrzegania przez farmaceutów zapisów ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta. W samej ustawie znajdziemy też artykuł stanowiący, że “farmaceuta ma obowiązek wykonywać zawód z należytą starannością, poszanowaniem praw pacjenta, dbałością o jego bezpieczeństwo zgodnie ze wskazaniami aktualnej wiedzy farmaceutycznej i medycznej, dostępnymi mu metodami oraz zgodnie z zasadami etyki i deontologii zawodowej”.

Co, biorąc pod uwagę współczesną wiedzę akademicką, powinno wykluczać homeopatię i inne alternatywne “terapie”…

Wspomniane wyżej przemyślenia skłoniły nas do sprawdzenia stanu faktycznego. Ze zgrozą stwierdziliśmy, że w programie studiów na kierunku farmacja homeopatia jest nadal obecna. Podobnie, nadal można się w tej tematyce dokształcać w ramach szkolenia ciągłego. Jest ono dla farmaceutów obowiązkowe i ma z założenia gwarantować, że dysponują oni aktualną wiedzą medyczną i farmaceutyczną.

Z ogromnym zdziwieniem i zażenowaniem odkryliśmy także, że mimo upływu lat, jedyne oficjalne stanowiska przedstawicieli farmaceutów, a więc Naczelnej Rady Aptekarskiej, nie dość, że stawiają specyfiki homeopatyczne na równi z lekami, to w dodatku czynią z homeopatii “integralną część medycyny” [to słowa prezes Elżbiety Piotrowskiej-Rutkowskiej (!) – przyp. A]. Stwierdzenia takie są równie zaskakujące, co niebezpieczne – prowadzą bowiem do dezinformacji, sygnowanej autorytetem zawodu zaufania publicznego. Sytuacja jest tym bardziej niezrozumiała, gdy zestawić ją ze stanowiskiem samorządu zawodowego lekarzy. Już w 2008 roku stanowczo potępili oni stosowanie homeopatii i prowadzenie szkoleń z jej zakresu przez uczelnie medyczne.

Podobnie źle wypada obecny stan prawny. Trudno bowiem nazwać czymś normalnym zapisy dopuszczające, że od wszystkich leków wymagane jest przedstawienie dowodów na ich skuteczność, ale dla niektórych produktów – nie, i też są traktowane jak leki. Wierzymy, że zajęcie przez Naczelną Izbę Aptekarską stanowiska, o które prosimy w petycji, ułatwi znacząco podjęcie działań mających na celu rewizję sytuacji prawnej homeopatii. Warto przy tej okazji zastanowić się, czy nie byłoby zasadne rozpoczęcie dyskursu społecznego, mającego na celu wypracowanie kompleksowych, szerokich rozwiązań wokół tematu altmedu. Rozwiązań, w których centrum byłoby bezpieczeństwo pacjenta. W chwili obecnej odnosimy wrażenie, że rynek magicznych usług leczniczych i paranormalnych terapii rozwija się w majestacie prawa, pozbawiony jakiejkolwiek kontroli ze strony państwa.

Czym jest homeopatia

Niestety dotyczy to nie tylko medycyny. W każdym razie, przeczytałem z uwagą całą petycję oraz dołączone źródła i muszę przyznać, że moje serduszko racjonalisty zostało rozprute. Zwłaszcza, kiedy zapoznałem się z przywołaną wypowiedzią Grzegorza Kucharewicza – polityka i poprzedniego prezesa Naczelnej Izby Aptekarskiej. Pan Kucharewicz dosłownie twierdzi, że nie rozumie lekarzy sceptycznych wobec homeopatii, bo skoro “w myśl polskiego prawa są to leki, jako takie mogą być stosowane”. Co Pan sądzi o takim legalistycznym (czy jak to nazwać?) podejściu do nauki?

Wyobraźmy sobie sytuację, że mimo dowodów naukowych ktoś stworzy ustawę stwierdzającą, że Ziemia jest płaska, a ktoś inny na jej podstawie będzie kwestionował wyniki badań. Nie istnieje coś takiego jak “legalistyczne podejście do nauki”. W tym przypadku to raczej zasłanianie się prawem i kurczowe trzymanie się przepisów wbrew nauce. Uważam, że warto dążyć do zmiany nieaktualnych i niezgodnych z obecnym stanem wiedzy przepisów, tym bardziej że stawką pozostaje zdrowie i życie ludzi. Przypomnę, że wszyscy farmaceuci, także ci sprawujący funkcje w samorządzie zawodowym, mają dziś taki sam ustawowy obowiązek postępowania zgodnego z aktualną wiedzą medyczną, jak lekarze.

Być może za tą wypowiedzią stały inne motywy. Wiele spostrzeżeń i ustaleń na ten temat znajdujemy w materiale redaktora Patryka Słowika, również przywołanym jako jedno ze źródeł petycji.

Izba lubi powoływać się na akty Unii Europejskiej. Wydaje się, że chyba cała Europa ma pobłażliwy stosunek do altmedu.

Najważniejszym aktem prawnym Unii Europejskiej, regulującym wprowadzanie do obrotu produktów leczniczych jest dyrektywa 2001/83/WE. Zawarte są w niej m.in. definicja środków homeopatycznych, procedura ich specjalnej, uproszczonej rejestracji (w porównaniu do środków leczniczych), zalecenia odnośnie wymagań jakościowych, etykiet itp. Równocześnie dyrektywa ta przewiduje pewną autonomię państw członkowskich – mogą zostać wprowadzone lub utrzymane szczególne przepisy dotyczące badań farmakologicznych i toksykologicznych, oraz prób klinicznych produktów homeopatycznych. Obowiązkiem kraju, który wprowadza te szczególne przepisy, jest zawiadomienie Komisji Europejskiej.

Zatem, jak ma się do tego polskie ustawodawstwo?

Status prawny preparatów homeopatycznych w Polsce określony jest przepisami ustawy Prawo farmaceutyczne. W ustawie tej zaimplementowano regulacje wspomnianej wyżej dyrektywy. Leki homeopatyczne, które uzyskały pozwolenie na dopuszczenie do obrotu na terenie kraju, mają taki sam status prawny, jak inne leki. 

Jedynym kompetentnym organem, który decyduje o tym, czy dany produkt homeopatyczny zostanie, czy też nie, dopuszczony do obrotu, jest Prezes Urzędu Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych – poza przypadkiem, gdy produkt homeopatyczny uzyskał pozwolenie wydane przez Radę Unii Europejskiej lub Komisję Europejską.

Jak sobie radzą medycy z innych państw?

Dyrektywa z 2001 roku, a w niej zapis określający produkty homeopatyczne mianem leków, budzi w Europie wiele kontrowersji. Po głośnych przypadkach śmierci osób, które odmówiły konwencjonalnego leczenia na rzecz homeopatii, rząd hiszpański podjął kampanię wymierzoną w medycynę alternatywną, w tym homeopatię. Było to szerokie działanie, obejmujące różne aspekty, m.in modyfikację programów nauczania na uczelniach medycznych, walkę z reklamą ośrodków medycyny alternatywnej w internecie. Na fali tych zmian, hiszpańska Minister Zdrowia wydała zarządzenie, nakazujące producentom środków homeopatycznych odnowienie ich rejestracji. Równocześnie wprowadzając nakaz udowodnienia skuteczności terapeutycznej, tak jak w przypadku leków. [W październiku 2022 roku głośno o homeopatii stało się również we Włoszech, po tym, jak prokuratura w Ankonie wystąpiła o 4 lata więzienia dla szarlatana oskarżonego o nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka – przyp. A.]

Stanowisko społeczeństwa jest tutaj bardzo zróżnicowane. Popularność środków homeopatycznych jest niestety bardzo duża. Z tego powodu Komisja Europejska podchodzi bardzo niechętnie do wniosku Hiszpanii, aby zmienić prawo z 2001 roku. 

Oficjalne oświadczenie głosi, że obecne brzmienie dyrektywy “zachowuje równowagę pomiędzy zapewnieniem ich jakości i bezpieczeństwa, a jednocześnie daje obywatelom dostęp do tych produktów”. Ponadto Komisja podkreśla, że etykietowanie środków homeopatycznych może wskazywać na ich terapeutyczną skuteczność jedynie w przypadkach, gdy jest ona udowodniona naukowo.

Prezes Kucharewicz napisał jeszcze jedną rzecz, która mnie zaciekawiła. Stwierdził on mianowicie, że “zarówno izba farmaceutyczna, jak i izba lekarska nie są instytucjami powołanymi do rozstrzygania” tego, czy środki homeopatyczne są skuteczne, czy nie. Złośliwie mógłbym powiedzieć, że żadna Izba nie musi tego robić, bo nieskuteczności tych produktów dowiódł już dawno (na własnej skórze) m.in. James Randi. Ale poważnie: jeżeli Izba Farmaceutyczna i Lekarska nie są od tego, żeby rozstrzygnąć taką kwestię, to kto jest?

W ustawie o izbach aptekarskich zawarto przepisy, określające zadania samorządu zawodowego. To m.in. kodyfikowanie, krzewienie i strzeżenie zasad etyki i deontologii zawodowej, a także zajmowanie stanowiska w sprawach organizacji ochrony zdrowia i gospodarki środkami farmaceutycznymi. Można zatem śmiało stwierdzić, że NIA jak najbardziej jest powołana do tego, by wypowiadać się na temat ochrony zdrowia, w tym o skuteczności homeopatii. Co już wcześniej zresztą zrobiła, oficjalnie ją… popierając.

W chwili obecnej nie istnieją niepodważalne dowody, by homeopatia skutecznością przewyższała placebo w jakiejkolwiek jednostce chorobowej. Potwierdzają to poważne analizy przeprowadzone przez australijską NHMRC (National Health and Medical Research Council), kolejno zaktualizowane i rozszerzone przez brytyjską NHS (National Health Service). Istnieją jednak osoby popierające homeopatię, bo po prostu w nią wierzą. Z kwestiami wiary ciężko jest dyskutować – prowadzi to do dyskusji ideologicznej. Całe szczęście osoby wykonujące zawody medyczne w swym postępowaniu względem pacjenta mają obowiązek opierania się na aktualnej wiedzy, nie zaś na wierze, indywidualnych poglądach czy przekonaniach.

Załóżmy, że Izba idzie po rozum do głowy i oficjalnie krytykuje homeopatię. To jednak nie oznacza jeszcze zakazu handlu takimi specyfikami. Co od strony formalnej przyniosłoby zajęcie stanowiska przez NIA?

Zajęcie stanowiska przez Naczelną Izbę Aptekarską nie oznacza automatycznie zakazu obrotu środkami homeopatycznymi. Te kwestie są oczywiście regulowane przepisami prawa polskiego i unijnego. 

Stanowisko to widzimy raczej jako głos środowiska farmaceutów, opowiadających się po stronie medycyny opartej na badaniach naukowych, a także jako wstęp do współpracy różnych środowisk. Taka merytoryczna dyskusja mogłaby w efekcie doprowadzić do wypracowania wspólnych założeń i koncepcji, których następstwem stać by się mogła naprawa przestarzałych i wadliwych regulacji prawnych.

Część osób twierdzi, że ograniczanie środków homeopatycznych, nawet jeśli nie działają, byłoby błędem, a nawet zwiększyłoby ich popularność. Uważa Pan, że to uzasadniona obawa?

Zdecydowanie skuteczniejszym działaniem niż ograniczenia, czy zakazy jest na pewno edukacja pacjentów. Niejednokrotnie nie zdają sobie oni sprawy z tego, że środek, który kupują, jest preparatem homeopatycznym. Często też nie mają świadomości, jakie są podstawy homeopatii i jak bardzo są one odległe od zasad medycyny. Są przekonani, że to odmiana (skądinąd skutecznego) ziołolecznictwa – “bezpieczna terapia naturalna”. 

Takie przeświadczenie dodatkowo utrwalane jest przez publikowane dotychczas opinie przedstawicieli samorządu zawodowego farmaceutów. Ważne jest zatem wyraźne oddzielenie homeopatii wraz z resztą metod alternatywnych od nauki i medycyny opartej na dowodach, by nikt nie był wprowadzany w błąd zacieraniem granic i mieszaniem pojęć. Umożliwiłoby to każdemu podejmowanie świadomych wyborów. 

Farmaceuta Kajetan Drozd
Kajetan Drozd pozdrawia Kwantowiczów z pokładu statku. :)

Wprowadzenie zakazów i ograniczeń rzeczywiście mogłoby stanowić wodę na młyn dla argumentacji, którą dobrze znamy – od zamachu na wolność obywateli, po międzynarodowy spisek, celem zwiększenia zysków bigpharmy… Takie hasła niestety znajdują wielu zwolenników. Sądzimy, że działania edukacyjne mają kluczowe znaczenie i poskutkowałyby spadkiem popularności preparatów homeopatycznych znacznie lepiej, niż ostre restrykcje ich sprzedaży.

A edukować trudno, kiedy oficjalne gremia i ludzie z tytułami nie potrafią lub nie chcą zabrać głosu. Miejmy jednak nadzieję, że takie działania, jak ostatnia Petycja, czy choćby ten wywiad będą kroplami, które w końcu wydrążą skałę. Dziękuję za rozmowę i podzielenie się wiedzą.

Tymczasem wszystkich, którzy dotarli do końca – bez względu na to, czy pracujecie w służbie zdrowia – zapraszamy do podpisania i udostępniania dalej Petycji o zajęcie stanowiska w sprawie homeopatii przez Naczelną Izbę Aptekarską.

*Poza Kajetanem Drozdem, to twórców petycji należą: Agnieszka Biernat, Szymon Jaworski, Anna Kościk-Lubaś, Natalia Miękus-Purwin, Waldemar Raducki, Łukasz Smoła, Joanna Stefaniuk, Marta Trafidło, Karolina Wójciak oraz Joanna Zielińska-Tomala.

Z Kajetanem Drozdem rozmawiał
Adam Adamczyk

Total
0
Shares
Zobacz też