Podobnie do wielu z was należę do pokolenia przełomu informacyjnego. Jeszcze jako uczeń podstawówki odrabiałem zadania domowe, przesiadując w bibliotece, a informacje o świecie pozyskiwałem z sumiennie uzupełnianych segregatorów Świata Wiedzy i Życia Świata (ech, te rozkosznie niewyszukane tytuły). Potem przyszło gimnazjum i długo wyczekiwany pierwszy pecet[1]. Zaczęły się słodkie czasy wypalania oraz wymiany płyt CD z tapetami na pulpit, gierkami i animacjami we flashu, zabawnymi filmikami[2], absurdalnymi empetrójkami[3] i milionem innych rzeczy.
Gdzie to wszystko się podziało? Minęło raptem dwadzieścia parę lat, a w szufladzie mojego biurka ostało się zaledwie kilka – z kilkuset, jakie kiedyś nagrałem – pożółkłych płyt marki Akoss i Esperanza. Wśród nich pirackie kopie Windowsa 98 i XP[4], sterowniki do prehistorycznych kart graficznych, mody do Morrowinda, save’y z Football Managera, kopie zapasowe pierwszych tworzonych przeze mnie stron w HTML oraz pdf z autorskim systemem RPG, który ogrywaliśmy ze znajomymi. Nie mam jednak złudzeń, że i te płyty zgubią się przy kolejnych porządkach lub przeprowadzce. A nawet jeśli nie, to prędzej czy później przestaną nadawać się do odczytu.
Ale mamy przecież internet, prawda? Cóż, nie pokładałbym w nim przesadnej nadziei. Pomyślcie o Onecie, który w 2018 roku zamknął swoją platformę blogową i jedną decyzją usunął z sieci kilka tysięcy cyfrowych pamiętników. O nieodżałowanych forach (tylko phpBB by Przemo!), które wymarły, zabierając ze sobą bezlik arcyciekawych dyskusji. Albo o Epulsie, Naszej klasie oraz innych protoplastach Facebooka, po których nie ma już nawet śladu.
To skłania do refleksji. Chociaż generujemy dziś więcej danych niż wszystkie poprzednie pokolenia razem wzięte, równocześnie pozostają one najmniej trwałe. Wystarczy bankructwo jednej spółki pokroju Meta i cyk – miliony postów, komentarzy oraz grupek tematycznych po prostu przepadnie.
Jeszcze pół biedy, jeżeli wyparują zdjęcia z wakacji, dramy influancerów, prywatne blogi, czy filmiki z niezdarnymi pandami. Gorzej, kiedy w miarę digitalizacji zaczniemy gubić dokumenty, publikacje naukowe, artykuły prasowe, kody źródłowe oraz mniejsze i większe dzieła kultury. Dziś trudno nam to sobie wyobrazić, bo przecież w sieci znajduje się wszystko, zwykle w wielu kopiach. Jednak internet nie stanowi pamięci nieskończonej, ani doskonałej. Każda serwerownia może zostać zniszczona, tak samo jak biblioteka. Plik może okazać się uszkodzony. Ktoś może usunąć coś, czego nie powinien, albo nie zadbać o backup. Może jakiejś firmy bądź instytucji zwyczajnie nie będzie stać, aby zachować wszystkie, pęczniejące z dnia na dzień cyfrowe zbiory. Nie wspominam już o bardziej złowieszczych scenariuszach.
Groźbę informacyjnego armagedonu w fascynujący sposób wykorzystał Izaak Asimov w swoim cyklu Fundacja. Bohater powieści, genialny matematyk Hari Seldon, przewidział upadek Imperium Galaktycznego i pogrążenie ludzkości w chaosie na kolejne trzydzieści tysięcy lat. Książkowy uczony jest pewny, że kryzysu nie da się uniknąć, ale można go mocno skrócić, pod warunkiem zgromadzenia i uchronienia trzonu ludzkiej wiedzy. W tym celu powołana zostaje tytułowa Fundacja, która na odległej planecie opracowuje Encyclopedia Galactica.
W naszej rzeczywistości nie ma matematyka, który na gruncie psychohistorii potrafiłby dokładnie oszacować, kiedy i na jak długo cywilizacja osunie się w otchłań wieków ciemnych. Jednak już teraz istnieje fundacja, która – całkiem podobnie do książkowego pierwowzoru – prowadzi działania na rzecz zabezpieczenia ludzkiej pamięci. Ambitny projekt nosi nazwę Memory of Mankind (Pamięć ludzkości), a jego pomysłodawcą jest austriacki artysta Martin Kunze.
Idea MOM polega na stworzeniu najtrwalszej dotąd kapsuły czasu, która zachowa informacje i pozostanie czytelna nie przez parę pokoleń, lecz co najmniej dziesiątki tysięcy lat. Mając świadomość, że ani papier, ani żaden dysk twardy nie sprosta temu wyzwaniu, Kunze zwrócił się w stronę najprostszego i sprawdzonego nośnika danych – glinianych tabliczek.
Unowocześniając wynalazek Sumerów, Kunze opracował własny system zapisu danych w ceramice. Kwadratowe tabliczki o boku 20 centymetrów z naniesioną laserowo treścią, pozostają odporne na wahania temperatury, wilgoci, ciśnienia, pola magnetycznego i promieniowania. Przetrzymają wszystko to, co z łatwością unicestwi większość konwencjonalnych nośników danych.
Część ceramicznych plastrów to mikrofilmy z miniaturowymi literami i grafikami, możliwymi do odczytania dopiero przy użyciu dobrej lupy. Pięć linijek tekstu ma wysokość 1 milimetra, co pozwala upchnąć na jednej płytce całe setki stron.
Oczywiście nawet przy takiej oszczędności miejsca, pojawia się problem wyboru treści godnych zarchiwizowania. Z jednej strony, możemy dojść do uzasadnionego wniosku, że 99,9% generowanych współcześnie informacji nie ma większej wartości poznawczej i możemy się z nimi rozstać bez żalu.
Ponieważ pseudonauka przyciąga szerszą publiczność niż artykuły naukowe, odkryliśmy, że istnieje więcej stron internetowych poświęconych kręgom w zbożu niż falom grawitacyjnym. Na YouTubie jest natomiast więcej filmów pokazujących ludzi robiących sobie krzywdę w wyjątkowo absurdalny sposób (na przykład próbując stanąć na nadmuchanej piłce do ćwiczeń), niż materiałów pokazujących ludzi wykonujących spektakularne wyczyny intelektualne.
Ze strony Memory of Mankind
Z drugiej strony, cywilizacja to coś więcej, niż tylko nauka i kultura wysoka. Tak jak skrawek wulgarnego antycznego graffiti mówi dzisiejszym historykom, coś o codzienności Imperium Rzymskiego, tak przypadkowy post z kanałów społecznościowych, nagłówek tabloidu lub sprośny fanfik pomoże przyszłym pokoleniom zrozumieć realia XXI wieku. Dlatego Kunze zdecydował się na przechowywanie kilku rodzajów treści, w tym:
- Pierwsze strony najważniejszych gazet z różnych stron świata.
- Materiały zgłoszone przez uczelnie, muzea oraz instytucje, w tym prace naukowe, rozprawy doktorskie, literatura fachowa, dzieła kultury i tak dalej.
- Zasoby prywatne. Chodzi zarówno o okresowe zbieranie losowych „próbek” z social mediów, jak i wiadomości intencjonalnie zgłoszonych do MOM za pomocą formularza na stronie.
- Tysiąc najważniejszych książek naszych czasów. Warte uwagi tytuły również można nominować na stronie projektu.
W ten sposób Memory of Mankind stanie się czymś pomiędzy archiwum ludzkiej wiedzy (chociaż autorzy się od tego odżegnują, wychodząc z założenia, że cywilizacja zdolna do odczytania tych danych, prawdopodobnie będzie co najmniej tak samo zaawansowana jak nasza), a kompleksową kapsułą czasu, portretującą naszą epokę.
Skrzynie z tysiącami ceramicznych tabliczek gromadzone są w starej kopalni soli Hallstatt, przy północnej krawędzi austriackich Alp. Miejsce symboliczne – eksploatowane przez człowieka już 1500 lat p.n.e. – ale również zapewniające zbiorom naturalną ochronę. Złoża soli nie tylko pochłaniają nadmiar wilgoci, ale przez swoją plastyczność powoli zasklepiają korytarze prastarej kopalni. Za niecałe dwa pokolenia komnata zostanie odcięta od świata, daleko od erozji, pożarów, zmian klimatu, wandalizmu i zawirowań politycznych.
Miejsce ukrycia skarbu zostało uwiecznione na specjalnych żetonach, które otrzymuje każdy z wolontariuszy Memory of Mankind. Na awersie niewielkiego krążka widnieją kontury Europy, na rewersie położenie kopalni, względem linii brzegowej pobliskiego jeziora Hallstättersee. Posiadacze żetonów (czy raczej ich potomkowie) będą się również zbierać co 50 lat, począwszy od roku 2070, dla zachowania pamięci o inicjatywie.
Piękny dar dla naszych wnuków. Albo wiadomość, dla tych, którzy odwiedzą Ziemię w dalekiej przyszłości, kiedy już nasz gatunek zgasi światło, za 2000… albo 20 000 lat…