– Co to jest entropia, papo? – pisnęła Jerrodette.
Izaak Asimov, „Ostatnie pytanie”
– Entropia, skarbie, to takie słowo, które oznacza liczbę końców, liczbę śmierci we Wszechświecie. Wszystko się wyczerpuje, widzisz, tak jak twój mały robot „walkie–talkie”. Pamiętasz?
Dwanaście lat to szmat czasu. To średni czas życia surykatki. Albo okres pełnego obiegu Jowisza dookoła Słońca. Albo trzy kadencje Sejmu. Tyle wystarczyło Aleksandrowi Macedońskiemu do rozciągnięcia swojego imperium od Grecji po wschodnie rubieże Persji. Ja natomiast podobny czas – 35% mojego dotychczasowego życia – poświęciłem na napisanie blisko ośmiuset tekstów: w tym stu felietonów, stu recenzji, kilkudziesięciu wywiadów i przede wszystkim 350 artykułów popularnonaukowych. Wszystko to pod banderą prywatnego, niekomercyjnego, pół-hobbystycznego bloga.
I oto nadszedł moment zakończenia tej przygody. A przynajmniej zamknięcia pewnego rozdziału.
Nie będę was zamęczał wszystkimi szczegółami, ponurymi spostrzeżeniami, topniejącymi liczbami, czy przykładami jadowitych komentarzy, które doprowadziły mnie do tego miejsca. Stali bywalcy doskonale o tym wszystkim wiedzą, a reszty i tak prawdopodobnie to nie interesuje. Mówiąc najogólniej: kiedy po dwóch dniach siedzenia z nosem w książkach, kończysz post i widzisz, że kliknęło go z pięćdziesiąt osób i skomentowały trzy (z czego jedna złośliwie) – i ta sytuacja powtarza się przez kolejne miesiące – nie stać cię już mentalnie[1] na udawanie, że ta zabawa ma sens. Ponieważ to już nie jest zabawa[2].
Ale chcę też wierzyć, że nie był to czas zupełnie stracony. Przez większą połowę (bo jak wiadomo, istnieją większe połowy) istnienia Kwantowo, czułem satysfakcję z tego co robię. Cieszyłem się, kiedy mogłem eksplorować pomijane przez większość autorów zakamarki fizyki cząstek czy kosmologii. Lubiłem pisać o intrygujących teoriach oraz szalonych hipotezach, a także przybliżać sylwetki znakomitych uczonych. Nie żałuję też, że wkładałem kij w mrowisko, krytykując zarówno tani sensacjonalizm wielkich portali, jak i demaskując rozmaite przejawy pseudonauki. Nawet jeżeli ściągnęło mi to na kark nieproporcjonalne problemy[3], przynajmniej mam świadomość, że zawsze robiłem to, co należy.
Jednak największą wartością byliście Wy. Z radością dzieliłem się z Wami wiedzą, ale jednocześnie uczyłem się z Wami i od Was. Każda uwaga merytoryczna, każda korekta językowa, każda polemika, każde nieszablonowe pytanie – wszystko to zmuszało mnie do intelektualnego wysiłku, rozwijając mnie jako twórcę. Zdarzały się też zwykłe, drobne interakcje i wyrazy sympatii. Wam wszystkim – stałym bywalcom, patronom, komentatorom oraz czytelniczce, która wysłała mi kiedyś paczkę pierniczków – kłaniam się w pas.
Dziękuję i jednocześnie przepraszam, że nie potrafiłem rozwinąć tego miejsca trochę bardziej. Starałem się, ale wyrok internetu był bezlitosny i należy się z nim w końcu pogodzić.
Nie oznacza to jednak, że składam broń. Kończę z Kwantowo, ale nie z pisaniem. Moje wypalenie dotyczy tego miejsca, jego formuły i atmosfery, ale w żadnym razie nie nauki. Moja pasja jest nie mniejsza niż dwanaście lat temu, kiedy coś pchnęło mnie do podzielenia się pierwszym wpisem, a liczba zapisanych szkiców wystarczyłaby mi na kolejną dekadę.
Dlatego wciąż będę pisał, ale na nowym blogu. Potrzebuję jednak czystej karty – odcięcia od rozczarowań, których symbolem stała się dla mnie biało-czarna ikonka kota Schrödingera[4]. Tak naprawdę czułem to już dwa lata temu i już wtedy robiłem przymiarki pod przeprowadzkę. Ostatecznie się wstrzymałem, przekonując samego siebie, że z Kwantowo mogę jeszcze coś wycisnąć. Jednak, co ma wisieć, nie utonie.
Moją szalupą ratunkową będzie strona Alejakto.pl. Jak sugeruje nazwa, pragnę skupić się na prostym zadawaniu pytań. Pytań wszelakich: dużych i małych, ważnych i błahych, zwyczajnych i kompletnie absurdalnych, dotyczących zagadek wszechświata, ale i naszej codzienności. Tym samym spróbuję wrócić do korzeni i najzwyczajniej w świecie dzielić się tym, co mnie w danym momencie zafascynowało. Będę więc pytał o to, gdzie leży granica obżarstwa czarnych dziur, od czego zależy liczba cząstek elementarnych we wszechświecie albo jaką datę ważności ma ziemska magnetosfera; ale również z chęcią sprawdzę, jak groźny potrafi być węgorz elektryczny, czy można obliczyć „wartość” teorii spiskowej, jak właściwości cyny przyczyniły się do klęski Napoleona albo ile czasu zająłby smokowi lot z Essos do Westeros. Bo czemu nie?
Bez ograniczeń, tabu, nadęcia i autocenzury. Za to w swobodnej formie, z czerstwym humorem i pokracznymi ilustracjami. W taki sposób, abyśmy wszyscy czerpali z tego wiedzę, ale i odrobinę frajdy.
Doświadczenie nauczyło mnie, że teksty, które uważałem za najbardziej jakościowe lub dla mnie ważne, często okazywały się tymi, których nikt nie chciał czytać. Dlatego nie twierdzę, że nowy blog będzie „lepszy” od tego. Będzie inny, a zarazem, pod pewnymi względami bardzo podobny. Czas pokaże, co dokładnie się z tego wykluje.
Rozkład jazdy na najbliższe tygodnie wygląda następująco. Pojawi się tu niebawem jeszcze jeden merytoryczny artykuł, po którym Kwantowo zamilknie. Uprzedzając pytania: samej strony na razie nie usuwam, więc każdy zainteresowany będzie mógł w spokoju nadrabiać stare teksty. Nie wykluczam nawet, że parę razy do roku tu zajrzę i coś wrzucę, jeśli tylko poczuję potrzebę opublikowania czegoś nieprzystającego do luźniejszej formuły nowego bloga. (A może w dalszej przyszłości, za parę lat naładuję baterię na tyle, aby reaktywować to miejsce? Tego jednak nie mogę obiecać). Tymczasem wszystkie kanały społecznościowe Kwantowo z początkiem nowego roku staną się kanałami Alejakto.pl. Podobnie będzie z profilem Patronite.
Nie muszę chyba dodawać, że każdy z tu obecnych jest zaproszony do śledzenia nowej inicjatywy i powitam Was tam, jak starych przyjaciół. Jednocześnie nie chcę nikogo ciągnąć za rękaw i usilnie przekonywać, że warto. Jeżeli doceniasz mój warsztat, lubisz styl, potrafisz ścierpieć poczucie humoru i nadal potrzebujesz treści tworzonych ze szczerej pasji – bez reklam pod każdym akapitem i krzykliwych nagłówków – wiesz gdzie mnie szukać. A jeżeli nie masz już na to wszystko ochoty, pozostaje mi to uszanować.
Bez względu na to, do której grupy należysz: dziękuję, że towarzyszyłeś mi w tej kosmicznej przygodzie.
No i cóż, szczęśliwego nowego roku!