Wydawałoby się, że z perspektywy tak monstrualnego przedsięwzięcia jak program Apollo, flaga powinna być postrzegana jako coś drobnego, o marginalnym znaczeniu. A jednak, “głupi” sztandar od samego początku wzbudzał nieprzeciętne emocje. Choć obecnie się o tym nie pamięta, w 1969 roku nie brakowało głosów, które stanowczo odradzały NASA zabieranie na Srebrny Glob symbolów państwowych. W myśl traktatów międzynarodowych przestrzeń kosmiczna wraz z obcymi ciałami niebieskimi powinna pozostawać strefą otwartą do eksploracji i badań, dla wszystkich państw, przy wyłączonej możliwości zawłaszczania jakichkolwiek odkrytych terenów.
Chyba wszyscy kojarzymy sceny z filmów historycznych, przedstawiające kolonizatorów, którzy zaraz po zejściu z pokładu wbijają sztandar swojej ojczyzny, przejmując odkryte terytorium w imieniu takiego a takiego króla. Obawiano się, czy pokazowe rozłożenie flagi Stanów Zjednoczonych na powierzchni Księżyca, nie zostanie uznane właśnie za tego rodzaju gest i nie naruszy prawa międzynarodowego publicznego, wywołując lawinę niesnasek dyplomatycznych. Niektórzy sugerowali, że właściwsze byłoby wbicie przez astronautów flagi Organizacji Narodów Zjednoczonych. Przeważyła jednak duma narodowa oraz czynnik propagandowy. Niedługo przed startem administracja zarekomendowała NASA zabranie na Księżyc barw USA.
Kupiono kilka egzemplarzy w różnych sklepach w Houston, z których następnie usunięto wszelkie markowe emblematy i metki, tak aby nie faworyzować żadnego z producentów. Bezstronnego, losowego wyboru dokonała sekretarka. Według ewidencji wyznaczona flaga kosztowała zaledwie 5,5 dolara. Zamiast jakiejś naturalnej tkaniny postawiono na sztywniejszy i pomarszczony nylon. Materiał niezbyt elegancki, ale z uwagi na wyraźne naznaczenie fałdami, prezentujący się godniej wobec braku atmosfery.
Rzecz jasna, flagi nie było można po prostu przywiązać do byle kija. Na trzy miesiące przed startem jeden z dyrektorów, Robert Gilruth, oficjalnie zlecił technikom opracowanie “zestawu flagowego”, gotowego do zapakowania i rozłożenia na powierzchni Księżyca (Lunar Flag Assembly). Zagadnienie to przypadło Jackowi Kinzlerowi, znanemu wśród kolegów pod pseudonimem Mr. Fix It. (Kinzler odpowiadał również za projekt pozostawionej na Księżycu płytki z wygrawerowaną inskrypcją “Przybywamy w pokoju…”). Inżynier błyskawicznie przedstawił gotową koncepcję rozsuwanego metalowego masztu o wysokości 170 cm, z odchodzącą od niego poziomą poprzeczką. W końcu nie wypada, aby symbol amerykańskiej hegemonii smętnie zwisał – nawet na bezwietrznym Księżycu. Cały komplet umieszczono w metalowej tubie, którą przymocowano na zewnątrz modułu księżycowego, z tyłu drabiny.
Po lądowaniu 20 lipca i wypowiedzeniu kultowej frazy, astronauci przystąpili do montażu LFA. Armstrong i Aldrin mieli przy tym trochę kłopotów. Najpierw męczyli się z wyciągnięciem metalowych elementów z tuby, a następnie nie potrafili poprawnie przyłączyć poziomej poprzeczki (skafandry nie ułatwiały roboty). W końcu jednak dali radę. Pół miliarda telewidzów zobaczyło, jak maszt z amerykańską flagą zostaje wbity w szary regolit obcego globu.
Czy tkanina trzepotała, jak sugerują autorzy teorii spiskowych? Taki widok rzeczywiście byłby podejrzany. Przy braku atmosfery i jakichkolwiek ruchów powietrza, materiał pozostawiony sam sobie powinien zastygnąć w bezruchu. Jednak o żadnym “powiewaniu” w tym przypadku nie ma mowy. Flaga była naturalnie pofałdowana i usztywniona od góry metalowym prętem – dlatego nie mogła opaść i wyglądała dość naturalnie. Z kolei za ewentualny ruch odpowiadali wyłącznie dotykający materiału astronauci.
Oddanie honorów temu sztandarowi było dla mnie jednym z najgłębszych aktów pokory, a zarazem jednym z najwznioślejszych przeżyć, jakich kiedykolwiek doznałem. Patrzyłem na amerykański sztandar i uświadamiałem sobie, iluż ludzi dało z siebie wszystko, ile włożyli pracy, aby mógł się tu znaleźć.
~ Buzz Aldrin
W każdym razie, mimo drobnych kłopotów dotąd misja przebiegała całkiem gładko. Mniej udany okazał się jej epilog. Otóż odlatując z powierzchni Srebrnego Globu, moduł księżycowy Orzeł… przewrócił pierwszą ludzką flagę w obcym świecie. Astronauci popełnili dwa błędy: wbili maszt na niewielką głębokość 15-20 cm i zrobili to tuż obok (8 metrów!) lądownika. Wynikało to poniekąd z braku doświadczenia, ale również z priorytetu bezpieczeństwa. NASA nie chciała aby Armstrong i Aldrin oddalali się zanadto od wehikułu i marnowali zbyt wiele czasu na zabawę ze sztandarem. Zwłaszcza, że tysiące uczonych na Ziemi bardziej wyczekiwało badań i zebranych kamieni, niż symboli i politycznych pokazów. Efekt był taki, że gazy wylotowe silników Orła wyrwały maszt i prawdopodobnie przykryły go delikatną warstwą pyłu.
Operująca od 2009 roku na orbicie Księżyca sonda Lunar Reconnaissance Orbiter potwierdziła te relacje. Na wykonanych fotografiach można zidentyfikować miejsce lądowania, sprzęt do badań sejsmicznych (PSEP), zestaw do transmisji laserowej (LRRR) oraz kamerę – ale nie flagę. Ale żeby nie było, LRO dokonało również obserwacji śladów pozostałych pięciu misji, które dotarły na Srebrny Glob. Na tych zdjęciach widać sztandary, a dokładniej mówiąc, rzucane przez nie cień.
Co ciekawe, prawdopodobnie żadna z księżycowych flag nie mogłaby już pełnić funkcji reprezentacyjnych. Zgodnie z tezą rzuconą kiedyś przez analityka Marka Robinsona, wiatr słoneczny i promieniowanie kosmiczne niemal na pewno spowodowały poważne wyblaknięcie kolorów. Niewykluczone nawet, że obecnie tkanina jest zupełnie biała.
Jak spuentował ktoś zgryźliwy: biała flaga całkiem nieźle oddaje ambicje NASA po wygaszeniu programu Apollo.