Aleksandra Kardaś

Zróbmy coś, bo zepsują nam klimat – rozmowa z Aleksandrą Kardaś

Kiedy eksperci i politycy dumają nad strategią dotyczącą wyhamowania wzrostu globalnej średniej temperatur, ja postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej na temat konsekwencji zmian klimatycznych w Polsce. W tym celu poprosiłem o rozmowę dr Aleksandrę Kardaś.

Pod auspicjami ONZ w Katowicach trwa właśnie 24. szczyt klimatyczny COP, czyli Conference of the Parties. Znów zetrą się interesy, wizje i oczekiwania 190 delegacji z całego świata. Nie ma co mydlić sobie oczu i liczyć na wielkie, ponadnarodowe porozumienie, które jednym zdecydowanym ruchem przestawi ludzkość na właściwe tory rozwoju. Pozostaje nam nadzieja, że małe, lecz konsekwentnie stawiane kroki również pozwolą na osiągnięcie zadowalających efektów, w postaci odczuwalnego ograniczenia emisji gazów cieplarnianych oraz spowolnienia zmian klimatycznych. Bez wątpienia wielu wzruszy ramionami. Wszakże Polska jest zbyt małym trybikiem, aby nasze decyzje i reformy mogły wymiernie wpłynąć na klimat. Może i tak. Pytanie tylko, jak długo można spoglądać się na innych i unikać jakiejkolwiek odpowiedzialności?

To o tyle istotne, że wbrew przekonaniu wielu osób, konsekwencje zmian klimatycznych zapukają również do naszych bram. Między innymi na ten temat rozmawiałem z fizyczką atmosfery z Uniwersytetu Warszawskiego – dr Aleksandrą Kardaś. Większość internautów może kojarzyć jej nazwisko z portalem naukaoklimacie.pl (oczywiście mocno polecam) oraz niedawno wydaną książką pod tym samym tytułem. Pani Aleksandra, wraz z resztą redakcji od kilku lat dzielnie i merytorycznie odpowiada na przejawy klimatycznego denializmu, obalając najróżniejsze mity na temat globalnego ocieplenia.


Korci żeby zacząć od oficjalnego spotu promującego nadchodzący szczyt COP24 oraz polskie “osiągnięcia” klimatyczne. Widziała go Pani? Jak on wygląda z perspektywy eksperta od klimatu?

Ten materiał odbierać można tylko z przymrużeniem oka. Hasło o “kraju, w którym klimat się poprawia” kojarzy mi się z argumentacją osób, które nadmiernie optymistycznie patrzą na skutki globalnego ocieplenia w Polsce. Co prawda w przypadku naszego regionu można dopatrzeć się pojedynczych pozytywnych efektów zmiany klimatu (np. spadek kosztów ogrzewania czy możliwość zwiększenia plonów w przypadku niektórych upraw), ale przyniesie nam ona również wiele problemów, takich jak częstsze susze, niebezpieczne dla zdrowia fale upałów, czy rozprzestrzenianie się chorób odkleszczowych.

Film wspiera też mylne ale dość popularne wrażenie, że kontrolując nasze emisje gazów cieplarnianych, kontrolujemy klimat w naszym kraju. W rzeczywistości atmosfera nie rozpoznaje granic, a dwutlenek węgla roznoszony jest po całym świecie. Emitując gazy cieplarniane wpływamy na klimat na całym globie, a z kolei średnia temperatura w Polsce zależy od sumy emisji z całego świata.

Nie jest tajemnicą, że pseudonauka rozwija się współcześnie nazbyt dobrze. Wiedzą o tym przede wszystkim lekarze zmagający się z rekordową aktywnością proepidemików. A jak klimatolodzy oceniają poziom klimatycznego denializmu w naszym społeczeństwie? Czy tutaj też daje się odczuć tendencję zwyżkową?

Znane mi badania opinii (na przykład zrealizowane w ramach projektu Energia odNowa) pokazują raczej, że Polacy zdają sobie sprawę z problemu, jaki stanowi zmiana klimatu, choć czasem nie doceniają jej znaczenia dla naszego regionu. Z moich osobistych doświadczeń wynika, że raczej przybywa osób, które dotąd nie interesowały się tym tematem a dopiero teraz dotarła do nich informacja o tym, że sytuacja jest tak poważna. Osoby negujące problem bywają krzykliwe i chętnie włączają się w dyskusje, dlatego być może powstaje wrażenie, że jest ich więcej niż w rzeczywistości.

Może to kwestia poziomu debaty publicznej na tematy klimatyczne i środowiskowe? Czy ona w ogóle istnieje? Bo mam wrażenie, że choćby w odróżnieniu od USA, temat przechodzi nieco bokiem.

Większość z nas żyje obecnie w informacyjnych “bańkach” – docierają do nas informacje wstępnie wyselekcjonowane przez redaktorów mediów, z których korzystamy, naszych znajomych w mediach społecznościowych itp. W moim “strumieniu informacji” debata na tematy związane z klimatem jest bardzo żywa. Faktycznie jednak informacje nie docierają szerzej do społeczeństwa. Wciąż zdarza się też, że wypowiadający się publiczne politycy czy specjaliści różnych dziedzin nie znają naprawdę podstawowych ustaleń nauki w kwestii zmiany klimatu i wygłaszają bagatelizujące lub wręcz pełne błędów komentarze. To rodzi wątpliwości, czy przygotowywane przez nich projekty dotyczące polityki lub infrastruktury są sensowne i oparte na wiedzy. Zmiany statystyk pogodowych będą miały przecież istotny wpływ na wiele dziedzin naszego życia – łącznie z gospodarką i zdrowiem społecznym.

Wzrost temperatur
Prosty gif Eda Hawkins z Uniwersytetu w Reading, uzmysławiający skalę wzrostu globalnej średniej temperatur

A propos wspomnianych wcześniej “krzykaczy” i wypowiadających się osób. Dosłownie kilka dni temu do radiowej Trójki, jako eksperta, zaproszono… redaktora Najwyższego czasu Tomasza Sommera. Gość postawił dość śmiałą tezę, jakby szkodliwość CO2 była wymysłem niemieckiej nauki, a z tą “należy uważać ponieważ uznawała niższość rasy Żydów i Polaków”. Nie będę oczekiwał repliki na tak błyskotliwy argument, ale chciałbym zapytać: jak brzmiała najbardziej kuriozalna teza klimatyczna, z jaką miała Pani styczność?

Jak już wspomniałam, atmosfera nie uznaje granic, a emitowany przez człowieka dwutlenek węgla rozprzestrzenia się po niej swobodnie, trafiając nawet w rejony najodleglejsze od cywilizacji. Tymczasem, jedna z osób pragnących zanegować ten fakt stwierdziła, że granicą nie do przekroczenia dla dwutlenku węgla (lub innych zanieczyszczeń) jest równik. Aby wykazać absurdalność tego pomysłu wystarczy przypomnieć, że w strefie równikowej spotykają się wiejące z północy i południa pasaty, a ta strefa zbieżności w ciągu roku wędruje z półkuli południowej na północną i z powrotem (wraz z pozorną wędrówką Słońca między zwrotnikami). Rozprzestrzeniania się zanieczyszczeń po całej Ziemi dowodzą też inne przykłady. Na przykład to, że freony emitowane przede wszystkim na półkuli północnej docierają aż nad biegun południowy.

Dostrzega Pani jakieś realne zagrożenie dla edukacji proklimatycznej w naszym kraju? Medycyna musi mierzyć się z pewnym inżynierem leczącym raka witaminą C i konstruującym strukturyzatory wody. Klimatolodzy posiadają adwersarza mogącego siać podobne spustoszenie w świadomości społecznej?

Na pewno są osoby, które opowiadają na temat klimatu różne bzdury. Wystarczy zajrzeć na stronę plebiscytu Klimatyczna bzdura roku, by zobaczyć całą listę. Dyżurnym kandydatem jest na przykład Janusz Korwin-Mikke. Trudno mi jednak określić, na ile udaje mu się wpływać na opinię mas. Dla mnie szczególnie niepokojące jest, gdy klimatyczne androny opowiadają osoby z tytułami profesorskimi. Nawet jeśli nie są szerzej znane, tytuł legitymizuje je w oczach opinii publicznej. Słuchacze zakładają, że profesor wie co mówi, tymczasem wypowiadając się na temat spoza swojej specjalności, naukowiec jest w takiej samej sytuacji jak każdy zwykły człowiek. Albo zna aktualne wyniki badań albo nie.

Mogę zapytać o nazwiska takich profesorów?

Pośród nominowanych do Klimatycznej bzdury roku w ubiegłych edycjach znaleźli się między innymi profesorowie Leszek Marks (geolog), Michał Leszczyński (fizyk) czy Janusz Sowa i Jan Szyszko (nauki leśne).

Jan Szyszko
Wypowiedź nominowana do Klimatycznej bzdury roku 2015.

Porzucając wątek totalnych negacjonistów. Co odpowie klimatolog osobom, które wcale nie wykluczają faktu antropogenicznego ocieplenia, ale nie widzą w nim niczego złego? Jak sama Pani przyznała, zmiany klimatu mogą przynieść pewne korzyści naszemu regionowi.

Niestety wraz z ocieplaniem klimatu, dłuższym okresem wegetacyjnym czy sezonem kawiarnianych ogródków, przychodzą do nas także problemy. Wzrostowi średniej temperatury towarzyszy przykładowo większe jej zróżnicowanie: pojawiają się dni i okresy cieplejsze niż występujące dotąd, ale zdarzają się (i będą dalej zdarzać) również dni i okresy chłodne. Wcześniej budzące się do życia wiosną rośliny są bardziej narażone na przymrozki i za szybko zużywają zasoby zgromadzonej w glebie wilgoci, przez co latem stają się bardziej wrażliwe na suszę. Letnie fale upałów i susze to jednocześnie zagrożenie dla zdrowia, plonów i utrudnienie dla produkcji energii elektrycznej z paliw kopalnych (wzrost zapotrzebowania na chłodzenie oznacza, że energii potrzeba więcej a wysokie temperatury i niedobór wody utrudniają chłodzenie urządzeń). Chociaż można cieszyć się lepszymi warunkami do uprawy niektórych owoców czy kukurydzy, to koncentrowanie się na tego typu korzyściach jest bardzo krótkowzroczne.

Elektrownia Bełchatów
Elektrownia Bełchatów. Jeden z największych emitentów gazów cieplarnianych w Europie. Potrafi wypuścić 100 tys. ton CO2 w dobę.

Istnieje jeszcze kategoria osób, które nie negują ocieplenia, wiedzą również, że jest ono niebezpieczne – ale i tak nie chcą z nim walczyć. Uważają, że skoro kopcą wielkie mocarstwa, to nasze reformy i tak są bez znaczenia. Może rzeczywiście, nasze ewentualne starania są daremne?

Ostatni Specjalny raport IPCC na temat ocieplenia o 1,5ºC nie pozostawia złudzeń. Jeśli chcielibyśmy zatrzymać ocieplenie klimatu na tym poziomie, konieczne jest błyskawiczne przeprowadzenie drastycznych zmian w gospodarce i zwyczajach społeczeństw na całym świecie. Nie ma czasu na oglądanie się na siebie i czekanie, kto zrobi pierwszy krok. Wtedy po prostu nic nam z tego nie wyjdzie. Jedyne wyjście to działać, dawać przykład i wywierać presję na innych, by postępowali podobnie. Niektórzy martwią się, że kraje, które będą ociągać się z wdrażaniem nowych sposobów produkcji energii, będą miały nad innymi przewagę konkurencyjną. Ale czy ta przewaga potrwa długo, gdy energetyka słoneczna czy wiatrowa będą stawać się coraz tańsze i coraz bardziej dostępnie, a paliwa kopalne – odwrotnie? Gdy zmiany staną się koniecznością a ich wdrożenie będzie wymagać dodatkowo zakupu technologii od krajów, które przestawiły się już wcześniej? To jednak pytanie do ekonomistów.

Porozumienie paryskie
Podczas COP21 zawarto Porozumienie paryskie, mówiące o “wysiłkach na rzecz ograniczenia wzrostu temperatur do 1,5 stopnia”.

Rzeczywiście sygnatariusze Paktu Paryskiego zobowiązali się do utrzymania wzrostu nieprzekraczającego 1,5 stopnia. Przekładając to na emisje: na ile CO2 w atmosferze możemy sobie jeszcze pozwolić? Już w 2015 roku przebiliśmy granicę 400 ppm!

Tak, to idzie bardzo szybko! W 2017 mieliśmy już średnią koncentrację ponad 405 ppm. Jeśli chcemy zatrzymać ocieplenie na poziomie 1,5-2ºC, to koncentracja wszystkich gazów cieplarnianych przeliczonych na ekwiwalent (równoważnik) CO2 powinna zatrzymać się około 450 ppm. Oczywiście to wartość przybliżona. Daje nam ona po prostu duże prawdopodobieństwo na zatrzymanie się w pożądanym przedziale temperatur.

Nie sądzi Pani, że te założenia Paktu Paryskiego są nazbyt optymistyczne? Naprawdę mamy szansę nie wyjść poza ten limit, zwłaszcza gdy nawet Stany Zjednoczone kręcą tu nosem, a rozwijające się państwa, jak Indie, jeszcze wzmocnią emisję?

W Porozumieniu jest mowa o “utrzymaniu wzrostu globalnych średnich temperatur na poziomie znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza ponad poziom przedindustrialny i kontynuowanie wysiłków na rzecz ograniczenia wzrostu temperatur do 1,5 stopnia”. Trzeba mieć świadomość, że jeśli temperatura wzrośnie o więcej niż 1,5 stopnia, nisko położone kraje zaczną znikać z mapy ze względu na wzrost poziomu morza. Dlatego w moim odczuciu nawet jeśli ten cel dotyczący skutków globalnego ocieplenia, jak Pan mówi jest “optymistyczny”, to nie możemy z niego rezygnować.

Ciekawi mnie jedna rzecz. Nawet w najbardziej korzystnym scenariuszu, jeszcze przez jakiś czas poziom wszechoceanu i tak będzie wzrastał. Wiadomo o ile? Jeśli się nie mylę, niektóre wysepki na Pacyfiku tak czy owak, już są skazane na zagładę?

Sytuacja jest trudna.

Trzeba pamiętać, że uczynienie wyspy niezdatną do zamieszkania nie polega na tym, że znajduje się ona po prostu pod wodą. Wraz ze wzrostem poziomu morza nasila się erozja wybrzeża i kolejne kawałki lądu są po prostu rozmywane. Woda coraz częściej wdziera się na ląd – na przykład podczas sztormów – powodując zasalanie gleb i zbiorników wody. Część wysp już teraz wymaga ochrony w postaci tzw. opasek brzegowych – długich murów wzdłuż wybrzeża zapobiegających erozji. Nawet jeśli wzrost poziomu morza zostanie w końcu zahamowany, część mieszkańców tych regionów będzie musiała się przeprowadzić.

Skutkiem globalnego ocieplenia jest wzrost poziomu wszechoceanu

To teraz trochę postraszmy losem Polski. Który ze skutków globalnego ocieplenia, jest potencjalnie najbardziej złowrogi dla mieszkańców naszej części świata?

Myślę, że najbardziej przemawia do wyobraźni zagrożenie dla zdrowia. Coraz częstsze są u nas fale upałów i tropikalne noce, które stwarzają problemy zwłaszcza dla osób starszych i mieszkających w miastach. Obecnie niemal co roku zdarza się w Warszawie noc z temperaturą powyżej 20 stopni. Przed latami dziewięćdziesiątymi był to ewenement pojawiający się co dziesięć, kilkanaście lat. W lawinowym tempie rośnie też liczba przypadków boreliozy, choroby przenoszonej przez kleszcze. Zmiany klimatu w Polsce okazują się sprzyjać liczniejszemu występowaniu kleszczy, ich dłuższemu żerowaniu w ciągu roku i namnażaniu się chorobotwórczych drobnoustrojów, które przenoszą.

Tak swoją drogą, jeszcze w listopadzie niemal każdego wieczoru znajdowałem w mieszkaniu komara. To też kwestia ocieplenia, czy jestem przewrażliwiony? :-)

Niestety nie orientuję się w statystykach dotyczących środkowoeuropejskich komarów, ale wiem, że inne zwierzęta – jak przywołane kleszcze – wydłużają okres swojej aktywności w ciągu roku.

Jak w końcu będzie z naszymi porami roku. Zaczną się zlewać aż zostanie tylko lato z zimą?

Myślę, że problematyczne jest użycie słów “lato i zima”, bo budzą u nas konkretne skojarzenia. Jedno to upały i Słońce, drugie mróz i śnieg. Tymczasem tego mrozu i śniegu będzie coraz mniej, zastąpi je deszcz i szarówka. Lepiej może mówić o porze ciepłej i chłodnej, podczas których zdarzać się będą epizody upałów lub odpowiednio mrozów.

To jak będzie wyglądać “pora chłodna”? Jak rozumiem lata będą coraz cieplejsze. Zimy również (co w ostatnich latach obserwujemy), czy jednak finalnie możemy spodziewać się siarczystych mrozów?

Dni z mrozem będą coraz rzadsze. Projekcje przedstawione w piątym raporcie IPCC pokazują, że w zależności od dalszych emisji gazów cieplarnianych, do końca stulecia liczba mroźnych dni może w Polsce spaść do 60 (wersja optymistyczna) lub nawet 30 rocznie (w przypadku utrzymania intensywnych emisji). Dla porównania w wieku XX było ich zwykle ponad 100! Ze względu na to, że zmiana klimatu przynosi nam ocieplenie Arktyki i spowolnienie prądu strumieniowego, rośnie prawdopodobieństwo tak zwanych “blokad wyżowych” – dłuższych okresów, podczas których rozległe wyże z centrum nad Europą Wschodnią czy Centralną nie wpuszczają do nas powietrza wędrującego znad oceanu i przez dłuższy czas pozostajemy pod wpływem na przykład powietrza znad Rosji. Zimą oznacza to nawet kilkutygodniowe okresy mrozu i smogu.

Załóżmy, że dzwoni do Pani Doktor premier lub prezes i proszą o szczerą radę. Jakie (możliwie realne) rozwiązania proponowałaby Pani wprowadzić? Co wymaga największej uwagi?

Myślę, że przede wszystkim zacząć trzeba od rozwijania efektywności energetycznej. Na pewno sprzyjałoby temu urealnienie kosztów powodowanych przez emisje gazów cieplarnianych, tak żeby każdy, widząc swój rachunek za prąd czy ogrzewanie albo cenę produktu wyprodukowanego w energochłonnym procesie, odczuwał silną motywację, by zmienić ich wysokość. Myślę, że w wielu przypadkach – na przykład popularyzacji bezemisyjnych źródeł energii czy transportu – wystarczyłoby przestać utrudniać polskim przedsiębiorcom podążanie za światowymi trendami.

Pomysł z rachunkiem brzmi ciekawie. Obawiam się tylko, że efekt może być inny. Szary obywatel zamiast naciskać na rząd i wymagać zielonej energii, zostanie negatywnie nastawiony do UE czy uczonych broniących klimatu. Przecież tą kartą już teraz grają niektórzy populiści.

Oczywiście każde rozwiązanie można przedstawić w negatywnym świetle, a następnie zrzucić winę za jego wdrożenie na tego, kogo nie lubimy. Dlatego może nie ma co martwić się na zapas, a po prostu sprawdzić, co sprawdzało się na świecie i mieć nadzieję, że zadziała i u nas. Przeglądów i oceny różnych podejść do ograniczania zmiany klimatu dokonuje trzecia grupa robocza IPCC, więc można zajrzeć do jej raportów.

Niestety rzeczywistość rysuje się dość ponuro. Wiatraki popadły w niełaskę, zaś na kres elektrowni węglowych raczej w tym pokoleniu liczyć nie możemy. Jako drugi problem, wymieniła Pani transport. Jaki jest udział samochodów w emisji gazów cieplarnianych? Przejście na auta elektryczne byłoby poważnie odczuwalne, czy to jedynie zmiana kosmetyczna?

Transport drogowy odpowiada za ok. 10,5% emisji gazów cieplarnianych przez człowieka. Nie jest to dominujące źródło, ale też nie można go pomijać. IPCC zaleca zwiększanie elektromobilności i ogólnie elektryfikacji procesów technologicznych i ogrzewania jako jedną z dróg prowadzących nas do ograniczenia emisji. Oczywiście jednak przy założeniu, że równolegle produkcja energii przestawiana będzie na źródła bezemisyjnie.

A jakich zmian życzyliby sobie klimatolodzy na najwyższym, międzynarodowym szczeblu? Jest sens oczekiwać czegoś ważnego po Szczycie Klimatycznym?

Myślę, że klimatolodzy ucieszyliby się, gdyby ich ostrzeżenia i wskazówki zebrane w Specjalnym Raporcie IPCC na temat ocieplenia o 1,5ºC zostały wreszcie wzięte na poważnie. Podczas Szczytu powinny zostać przyjęte konkretne zasady, którymi po 2020 roku będą się kierować państwa realizujące założenia Porozumienia paryskiego (tzw. „Rule-book”). Negocjacje dotyczące tych zasad trwają już od jakiegoś czasu, jest więc realna nadzieja, że proces ten uda się zakończyć w Katowicach.

Aleksandra Kardaś
Dr Aleksandra Kardaś pozdrawia z platformy pomiarowej na dachu Wydziału Fizyki UW. :)

I tego też życzmy światu. Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w obalaniu mitów o klimacie!

Z Aleksandrą Kardaś rozmawiał
Adam Adamczyk

Total
1
Shares
Zobacz też
Polska astronomia
Czytaj dalej

Dlaczego astronomia powinna pozostać oddzielną dyscypliną?

Ministerstwo Nauki wyraziło zamiar uczynienia z astronomii li tylko poddziedziny nauk fizycznych. Czy roszady w systematyce oznaczają tylko kosmetyczną poprawkę w dokumentach, czy jednak stanowią realny kłopot dla naukowców? Postanowiłem zasięgnąć języka i zadać to pytanie samym zainteresowanym.