Kilka dni temu wręczono Ig Noble, po raz kolejny nagradzając uczonych, którzy wykonując (pozornie) absurdalne badania i pochylając się nad błahymi zagadnieniami, w rzeczywisty sposób wzbogacili naukę. Chyba trudno o lepszy moment na recenzję książki Ryzyk fizyk, czyli sens niepoważnych eksperymentów naukowych.
Najnowsza propozycja wydawnictwa Feeria Science (premiera ma miejsce jutro), wyjątkowo mnie ucieszyła. Zamiast kolejnego przedruku zagranicznego hitu, tym razem oficyna sięgnęła do rodzimych zasobów i dała szansę obiecującemu Michałowi Krupińskiemu. Choć pan doktor nie jest może jeszcze tak rozpoznawalny jak profesorowie Michał Heller czy Krzysztof Meissner, miał już okazję popisać się swoim popularyzatorskim zapałem w kilku artykułach i wykładach (polecam wystąpienie dla TEDx). To, co różni Krupińskiego od wielu kolegów po piórze (w tym również ode mnie), to bardzo konkretna nisza tematyczna. Mianowicie, chociaż badacz na co dzień pracuje w Instytucie Fizyki Jądrowej PAN, woli nauczać o fizyce najbliższej naszym codziennym doświadczeniom.
Tak już w tym świecie bywa, że dziecinne z pozoru pytania potrafią skrywać trudną do zmierzenia głębię, a przez to stanowić asumpt do poważniejszych rozważań. Zrozumieli to już jakiś czas temu uczeni z Uniwersytetu Harvarda, tworząc trzy dekady temu ideę nagród Ig Nobla, honorując odkrycia, które “najpierw śmieszą, a potem skłaniają do myślenia”. Dokładnie w tym duchu utrzymany został Ryzyk fizyk.
Wydanie opracowane przez Feeria Science, nie należy do zbyt eleganckich, ale barwna okładka dobrze podkreśla niekoniecznie poważny charakter treści. Dalej mamy sympatyczny wstęp – tłumaczący intencję autora – i krótki spis treści. Otrzymujemy siedem rozdziałów, przy czym każdy opowiada historię innego zwyczajnego zjawiska, wyjaśnionego na drodze niezwyczajnych eksperymentów i obserwacji. Pod względem oryginalności podjętych wątków, lektura naprawdę wybija się ponad konkurencję i potrafi zaskoczyć nawet osobę regularnie zajmującą się fizyką. Doskonały przykład stanowi już pierwszy rozdział, opisujący tajemnicze preferencje seksualne węgierskich ważek. Ku zdumieniu mieszkańców miasteczka Kiskunhalas, latające owady z lubością kopulują na miejscowym cmentarzu – co w końcu zainteresowało ludzi nauki i zmusiło ich do zadania sobie wielu intrygujących pytań.
Naukowcy zjawili się na miejscu w bezchmurny letni dzień, przycupnęli za nagrobną tablicą i po cichu, aby nie spłoszyć ważek, zaczęli pierwsze obserwacje. Bardzo szybko potwierdzili, że rzeczywiście ważki preferują czarne i ciemnoszare grobowce (…). Mogłoby się zatem wydawać, że owady przyciąga wysoka temperatura rozgrzanego węgierskim słońcem czarnego kamienia. Był to jednak mylny trop
Podobne dziwy wypełniają całą publikację. Czytelnik dowie się dlaczego lód jest śliski, dlaczego spaghetti nie chce łamać się na pół (problem przypisywany Feynmanowi, jedyny bardziej popularny), dlaczego żywe organizmy nie mogą przybrać dowolnych rozmiarów (i jak od strony fizycznej wygląda proces wydalania), dlaczego idąc wylewamy kawę oraz dlaczego trudno pójść w ślady Jezusa i chodzić po powierzchni wody. Oczywiście to nie wszystko, ponieważ przy okazji każdego rozdziału wyskakują pomniejsze pytania, pozostające jednak w ścisłym związku z wątkami głównymi. O tym jak solidnie autor przyłożył się do pracy, najlepiej świadczy podana na końcu każdego rozdziału literatura. Fakt, że sięgał do artykułów publikowanych na łamach kilkudziesięciu znanych i mniej znanych czasopism, z Ameryki jak i Europy – robi wrażenie i daje rękojmię dużej wartości merytorycznej.
Ja sikam, ty sikasz, wszyscy sikają. Królowie podobno też. Nie ma się czego wstydzić, tak nas stworzyła natura. Nie tylko nas, bo psy, koty, świnki morskie, chomiki, konie, krowy i insze Boże stworzenia też robią siusiu. Na co dzień zazwyczaj o sikaniu się nie myśli. No, chyba, że pęcherz przyciśnie w nieodpowiednim momencie, to wtedy się myśli. Oj, nawet bardzo. (…) Ta prozaiczna czynność, po pierwsze, pozwoli nam zrozumieć, czym jest skalowanie, po drugie, zapozna nas z odchyleniem standardowym, dzięki czemu liźniemy odrobinę niezbędnej w badaniach naukowych statystyki, a po trzecie, dostarczy pretekstu do wykonania paru doświadczeń. Hm… trzeba przyznać, dosyć nietypowych.
Michał Krupiński posługuje się charakterystycznym stylem, zwracając się za pomocą lekkiego języka, bezpośrednio do odbiorcy. Obcowanie z lekturą przywodzi na myśl bardziej rozmowę z kolegą, niż wysłuchiwanie profesorskiego wykładu. To słuszna droga, biorąc pod uwagę nie do końca poważny klimat książki. Akcentuje go również sposób narracji. Fizyk nie gna na złamanie karku w celu jak najszybszego przedstawienia rozwiązania problemu. Cierpliwie opisuje kontekst, sypie anegdotami, a wszystko przeplata żartami i humorystycznymi wtrętami.
Zdarzają się momenty, w których autora ponosi – jak gdyby zbyt starał się rozbawić czytelnika – i dorzuca o jedno niemerytoryczne zdanie za dużo, ale ostatecznie można mu to wybaczyć. Całość dopełniają nieliczne, ale pasujące do treści i pomocne ilustracje oraz – co mnie pozytywnie zaskoczyło – równania opisujące ważniejsze zjawiska. Również nie ma ich wiele i stanowią raczej ciekawostkę niż klucz do zrozumienia tekstu, ale miło, że naukowiec nie pozbawił nas przyjemności podziwiania wzoru na „czas sikania dużych zwierząt”.
Sądzę, że najlepszym dowodem na jakość Ryzyka fizyka, będzie to, że w czasie lektury bawiłem się lepiej niż podczas wertowania (również recenzowanego) Latającego cyrku fizyki. Pozwalam sobie na to porównanie, ponieważ pomysły na książkę Michała Krupińskiego i Jearla Walkera są w istocie bardzo podobne. Obaj fizycy mieli na celu ukazanie jak nauka wkracza do naszych domów i jak często mylnie uważamy pospolite zjawiska za kompletnie wyjaśnione. Jednak Amerykanin postawił na zupełnie inną formułę, płodząc coś w rodzaju potężnego leksykonu, zawierającego prawie osiemset (!) pytań i odpowiedzi. Dr Krupiński skupił się na zaledwie kilku tematach, ale omówił je niezwykle dogłębnie i wyczerpująco (oczywiście na tyle, na ile pozwala książka popularyzatorska). Zamiast zbioru lakonicznych wyjaśnień, otrzymujemy więc zwartą pozycję, którą po prostu dobrze się czyta.