Moda, której zawdzięczamy wysyp dzieł podobnych temu powyżej, nie jest nowa. Mechanika kwantowa, jako fundament otaczającej nas rzeczywistości, oparty o nieintuicyjne i niepewne reguły gry, już dawno stał się najdalej wysuniętym przyczółkiem dla mistyków, kapłanów i pseudonaukowców. Zasada nieoznaczoności, korpuskularno-falowa natura materii oraz energia próżni, dają nadzieję na naukowe usztywnienie konstrukcji, które pozostawione samym sobie mogłyby w spokoju już dawno się zawalić.
Nie twierdzę w tym miejscu, że fizyka kwantowa to dyscyplina zarezerwowana wyłącznie dla fizyków. Wręcz przeciwnie, stopień zaawansowania poszczególnych badań wręcz wymaga od nas szerokiej interdyscyplinarności i poszukiwania związków między najróżniejszymi dziedzinami nauki oraz filozofii. Jednak aby ta kooperacja miała ręce i nogi, potrzebuje współpracy ekspertów i głębokiego zrozumienia obcych obszarów wiedzy. Tylko przy zachowaniu tych niełatwych warunków możemy liczyć na sensowne opracowanie takich tematów, jak choćby zagadnienie świadomości. W innym wypadku otrzymamy potworka na kształt psychologii kwantowej.
Jak ma się dziedzictwo Bohra, Heisenberga i Schrödingera do nauki badającej zachowania i psychikę? Cóż… Entuzjaści tematu, tacy jak Stanislav Grof, sugerują, iż mózg nie jest rzeczywistym nośnikiem świadomości, gdyż świadomość znajduje się wszędzie. Cały wszechświat podszyty jest swego rodzaju niematerialną warstwą, która stanowi medium zdolne do przechowywania i przenoszenia informacji, w tym także zawartości naszych umysłów. Nie muszę chyba tłumaczyć, że rozumiana w pobieżny i specyficzny sposób mechanika kwantowa, to wymarzony Deus ex machina, elegancko rozwiązujący problemy każdej ekscentrycznej koncepcji. Sam termin psychologii kwantowej zyskał na popularności dzięki wydanej na początku lat 90. książki pod tym właśnie tytułem. Jej autor, Robert Anton Wilson, zwieńczył tym dziełem swoją bogatą karierę literacką, okraszoną powieściami spod znaku wszystkowidzącego oka, na czele z trylogią Illuminatus.
Nie chcę jednak pisać dziś o psychologii kwantowej. Nie mam również zamiaru wyzłośliwiać się na Resocjalizacji przez sztukę sakralną w kontekście psychologii kwantowej, co zrobili już we wspaniały sposób profesorowie Iwo Białynicki-Birula oraz Łukasz Turski, w swojej recenzji (krótka, acz dobitna – polecam). Zamiast tego sięgnę do innej intrygującej publikacji dr. hab. prof. Tomasza Rudowskiego. Do Listu otwartego, opublikowanego na łamach Zeszytów Naukowych Szkoły Wyższej Przymierza Rodzin w Warszawie. Tekst ten poniekąd zarysowuje kontekst oraz podkreśla motywy, wiedzę i metodę pracy naukowca. Postaram się zbyt rozwlekle nie komentować, gdyż większość przytoczonych wyjątków z listu, mówi sama za siebie.
Wszelkie działania nabierają dużego znaczenia, zwłaszcza te, które dotyczą myślenia percepcyjnego i refleksyjnego, bowiem podlegając monitoringowi, ich zasięg może być liczony nawet w latach świetlnych. Są dowody na to, że myślenie podlegające monitoringowi w zapisie hologramu Pola kwantowego, jak tego dowiedli specjaliści fizyki kwantowej, wpływa nie tylko na postrzeganie norm prawnych, społecznych i moralnych, ale też stymulowanie zachowań prozdrowotnych. (…) W kontekście tym odzwierciedlam prawa i reguły świadomości kwantowej wskazującej na jej związki z Polem punktu zerowego z którego każdy może korzystać dzięki energii jaką dysponuje umysł na wszystkich etapach jego rozwoju.
Czytałem wielu klasyków jak i współczesnych specjalistów od mechaniki kwantowej, ale za diabła nie potrafię skojarzyć choćby jednego, który znalazł dowód na wpływ energii próżni (bo tym w istocie jest tzw. punkt zerowy) na postrzeganie tych czy innych norm. Jeśli masz Czytelniku jakieś namiary, podaj je w komentarzach.
Właśnie nim, tj. umysłem, jego monitorowaniem, skanowaniem, ingerując nieustannie w jego funkcje, zajmują się najbardziej obiecujący badacze jak np.: Karl Pribram i Edgar Mitchell. Z ich udziałem prowadzone badania częstotliwości sygnałów elektromagnetycznych u osób zdrowych należących do grupy kontrolnej i np. cierpiących na różnego rodzaju zaburzenia i schorzenia pozwalają aplikować takie częstotliwości fal, aby eliminować określone dysfunkcje i schorzenia każdej natury.
Warto zapamiętać, ponieważ są to jedyne nazwiska wymienione w tekście, zatem, jak przypuszczam, główne autorytety naukowe Rudowskiego. Karl Prigram był profesorem psychologii na Uniwersytecie Georgetown, natomiast sylwetka Edgara Mitchella pozostaje znacznie ciekawsza. Oficer US Navy oraz inżynier aeronautyki, znany przede wszystkim jako astronauta i członek załogi Apollo 14. Co ciekawe, swoje późne lata poświęcił rozważaniom nad UFO i koncepcji hologramu kwantowego (nie mylić z zasadą holograficzną!). Pomijając rzeczywistą wartość prac tych panów dla rozwoju fizyki, dziwi, że profesor UW nazwał ich “obiecującymi” i wciąż pokłada nadzieje w ich badaniach. Obaj nie żyli już w chwili pisania przezeń listu…
Jak ważne dla świata nauki są wyniki badań powyżej wymienionych uczonych, wystarczy powiedzieć, że zostali oni wielokrotnie uhonorowani międzynarodowymi nagrodami za ich odkrycia świata zewnętrznego i wewnętrznego. Pribram za swe prace nad mózgiem holograficznym, a Mitchell za wybitne badania w zakresie nauk neotycznych, duchowych; tamże s. 290 i dalsze).
Nie umniejszam zasług, ale czy nagrody związane z noetyką (zakładam, że w liście nastąpiła literówka) i “naukami duchowymi”, jakkolwiek świadczą o wartości dla społeczności fizyków?
Współcześni uczeni zajmujący się fizyką kwantową, przełamując stare schematy myślenia, doszli do wniosku, że komunikacja świata następuje nie w widzialnym świecie Newtona, ale: 1/. W obrębie subatomowego świata Wernera Heisenberga; 2/. Komórki i DNA komunikują się za pomocą częstotliwości; 3/. Mózg postrzega i zapisuje świat w postaci pulsujących fal; 4/. Wszechświat jest podszyty jakąś strukturą, która jest właściwie wszystko zapisującym ośrodkiem, będącym zarazem uniwersalną metodą komunikacji między wszystkimi rzeczami; 5/. Ludzie są nierozdzielni ze swym otoczeniem; świadomość istoty żywej nie jest obiektem izolowanym; świadomość zwiększa stan uporządkowania reszty świata; 6/. Świadomość istot ludzkich ma niewiarygodne możliwości – leczenia nas, leczenia świata – w pewnym sensie może zmieniać go tak, jak chcemy (tamże).
Znacznie bardziej chciałbym zobaczyć jakieś nazwiska w tym akapicie. Co prawda sam znam kilku fizyków (jak Amit Goswami), którzy podpisaliby się pod tą wyliczanką. Nie wiem jednak czy tzw. aktywiści kwantowi i członkowie New Age, usilnie łączący duchowe i religijne doznania z mechaniką kwantową, wyczerpują zbiór “współczesnych uczonych zajmujących się fizyką kwantową”. Zdanie to brzmi co najmniej jakby większość bądź największe szychy świata fizyki przyjmowały takie tezy. Jest oczywiście dokładnie odwrotnie.
U mnie reinkarnacja nie jest plasowana na pierwszym miejscu, bowiem, jak na razie, nie zasługuje na większą uwagę czy uznanie, ponieważ jest nadzwyczaj mało dowodów naukowych (artefaktów pochodzących z eksperymentów), potwierdzających jej istnienie, zatem siłą rzeczy musi nadal być sprawą otwartą.
Kamień z serca. Szkoda, że ten łaskawy sceptycyzm nie dotyczy również innych pomysłów.
Przyznam, że są także i tacy [profesorowie], którzy nie dopuszczają myśli względem poznania i zrozumienia nieuniknionych przemian czy przełomów w nauce. Dla takich osób taka problematyka stanowi zbyt odległą wizję koniecznych zmian w świadomości człowieka, zwłaszcza w fazach jego rozwoju, aby można było uruchamiać specjalne programy edukacyjne.
Profesorowie fizyki, tacy jak Birula i Turski, znani są z ciasnych umysłów i odpychania nieuniknionych przełomów w nauce. W końcu nieprawdopodobne jest, żeby zacni uczeni mogli krytykować tak nowatorską i głęboką pracę z pobudek merytorycznych. To bez wątpienia zła wola i zaściankowość.
Z kolei, dla jeszcze innych, do których zaliczam wielu ignorantów i frustrantów z internetowych stron, mam odpowiedź, że bardziej zależy mi na wyjaśnianiu i zapobieganiu przemocy psychicznej i fizycznej z pomocą znajomości wiedzy z fizyki czy psychologii kwantowej niż usprawiedliwianiu nikczemnych czynów, uzyskując np. “wkalkulowanego przez winowajcę rozgrzeszenia”, wraz z bliżej nieokreśloną pokutą.
Ciekawa sugestia jakoby ktoś uważający psychologię kwantową za mętną hipotezę (w najlepszym przypadku), miał na celu usprawiedliwianie nikczemnych czynów. Wyjątkowo pokraczny środek erystyczny. Niemniej zapowiada niezłą jazdę.
Jak ważne są to sprawy dla duchowego funkcjonowania człowieka wypowiada się papież Jan Paweł II w wygłoszonej homilii w Skoczowie w 1995 r. Cytuję: „Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia! Być człowiekiem sumienia, to znaczy…
Przykładowo, świadomością kwantową związaną z monitorowanym sumieniem, my wszyscy dysponujemy oraz podlegamy. Najbardziej powinni się jej obawiać przestępcy oraz ludzie nieuczciwi mający złe zamiary względem otaczającego świata.
Lubię widzieć w czasopiśmie naukowym, precyzyjne, pozbawione subiektywizmu terminy, jak pojęcie “nieuczciwego” człowieka. Zwracam na to uwagę, ponieważ autor bardzo chętnie w całym tekście szafuje takimi ocenami, co najmniej jakby potrafił przeprowadzić jakiś jasny podział między tymi złymi i dobrymi. Sądzę jednak, że tych złych może być znacznie więcej.
Przykładowo, jeśli ktoś o kimś wyda nierzetelną, szkalującą opinię, na którą ten ktoś nie zasługuje, wiedząc o tym że jest wysokie prawdopodobieństwo jej odbioru, a nawet zapisu w czasoprzestrzeni bliżej nie określonej (tj. w wiecznotrwałym punkcie zerowym pola kwantowego), wówczas się zastanowi, czy aby warto postąpić nikczemnie. Straszenie diabłem, piekłem itp. jest mało skuteczne w wychowaniu czy socjalizacji, jeśli uczynki i myśli niegodziwe nie znajdują swojego odzwierciedlenia w np. polu kwantowym pozwalającym je odtworzyć w odpowiednim czasie.
Nie będę tu cytował wszystkiego, ale autor powoli zbliża się do swojej antyutopijnej wizji przyszłości, w której ludzkość będzie drżała przed… Wiecznotrwałym (?!) punktem zerowym pola kwantowego. Idea sprowadza się do tego, że każdy Twój uczynek zostanie zapisany w osnowie kwantowej rzeczywistości. Jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to nowa, odświeżona wersja absolutu, mająca pełnić niewdzięczną funkcję istoty wyższej.
Tak więc wiara w miłosierdzie i poprzez miłosierdzie dotyczy, przede wszystkim Zbawiciela, jego wiarygodności, który w potwornych męczarniach oddał życie za nas wszystkich włącznie z przestępcami. Oczywiście sprawa istnienia Stwórcy świata też dotyczy wiary, bowiem nawet u najwybitniejszych uczonych brakuje wyobraźni i talentów aby uzasadnić, czy udowodnić, że coś powstało z niczego, a szczególnie materia ożywiona z nieożywionej zawierająca funkcje świadomości.
Tak, to nadal tekst pochodzący z Zeszytów Naukowych, a nie podręcznika katechezy.
Kolejną sprawą jest odczytywanie myśli z udziałem świadomości kwantowej z pola świadomości kwantowej zbiorowej. Taką zdolnością, właściwie z urodzenia, do odtwarzania zdarzeń, sytuacji, przedmiotów i postaci, z czasu przeszłego, teraźniejszego i przyszłego, wykazują się wszyscy, jednak tylko niektórzy wybitni jasnowidze, bowiem potrafią oni do niego dotrzeć, zwerbalizować, a nierzadko wyobrazić nadając im zmysłowy kształt. Dodam, że próbami uczenia się takich umiejętności w Polsce i na świecie zajmują się osoby prowadzące specjalne szkoły i kursy jasnowidzenia.
Ten akapit pozwoliłem sobie wstawić w całości. Czytam go po raz trzeci i nadal nie wierzę w to co widzę.
Dla psychopatów w licznych konfiguracjach, odmianach oraz różnej maści nikczemników, którzy nie są psychicznie chorzy, świadomość istnienia monitorowanego sumienia, jest okazją, by się jednak opamiętali i zarazem zastanowili zanim postąpią niegodziwie.
List ma jeszcze wiele akapitów, ale sądzę, że ten fragment najlepiej oddaje całokształt myśli autora i najbardziej mnie przeraża. Rozumiem, że prace Rudowskiego dotyczą resocjalizacji, zatem nie sposób uciec tu od zagadnień odpowiedniego kształtowania jednostek ludzkich. Jednakże, czym innym jest skupianie się na metodach i środkach, a czym innym wyrażanie życzeń i snucie swojej wizji rzeczywistości – zresztą rzeczywistości wypaczonej, opartej o istnienie kwantowego Wielkiego Brata.
Dlaczego widzę tu niebezpieczeństwo i dlaczego uważam, że motyw uczonego ma znaczenie? Ponieważ wyraźnie wpływa na jego pracę i wyciągane przezeń wnioski. Kiedy chcesz poznać rzeczywistość, to robisz wszystko, aby zebrać fakty i je możliwie ostro skonfrontować. Kiedy natomiast widzisz potrzebę istnienia karzącego bożka, który odstraszy “nikczemników” – analizując badania i publikacje, będziesz wszędzie widział właśnie tego bożka. Chorujesz na chciejstwo i dopasowujesz elementy układanki do swojej ideologii.
Tak właśnie uczynił Rudowski, który samodzielnie zapędził się w ślepy zaułek. Jako specjalista od psychologii i resocjalizacji chciałby zmienić świat i dowiedzieć się jak można wpłynąć na zachowanie osób niedostosowanych społecznie. Idea szczytna, autor wpadł jednak na ślady koncepcji nienaukowych, których nie potrafił samodzielnie poddać weryfikacji. Ale to go nie zatrzymało. Uchwycił coś co odpowiada jego potrzebom i nadaje opisywanym koncepcjom pozory naukowości – połączenia z tak konkretną i namacalną dyscypliną jak fizyka. W ten sposób stworzył komiczny, ale też niebezpieczny miks mechaniki kwantowej, psychologii i pseudonauki, z dodatkiem mistycyzmu, okultyzmu i religii.
Co jest w tym wszystkim najgorsze? Tomasz Rudowski bynajmniej nie jest czarną owcą, a jego prace wcale nie stanowią pojedynczego wypadku przy pracy. Zaręczam, że w mniej znanych periodykach, w murach skromniejszych uczelni, bełkot podsycony podejrzanymi źródłami pojawia się znacznie częściej. Tyle tylko, że jest nieco mniej jaskrawy niż w powyższym przypadku.