Kwantowo 2016

Jak zawsze o tej porze, czuję się w obowiązku stanąć przed Wami (oraz samym sobą) i podsumować ostatni rok swojej twórczości. W końcu, żeby przeć naprzód, najpierw trzeba znać swoją obecną pozycję.

Kwantowo w liczbach

280 495, tylu użytkowników raczyło odwiedzić blog w przeciągu całego ubiegłego roku. Oznacza to niezły progres, bo w końcówce roku 2015 licznik zatrzymał się na 188 tysiącach osób. Jak zwykle, wejścia rozłożyły się nieregularnie, z wyraźnymi „górkami” związanymi z publikacją kilku najpopularniejszych tekstów.
9 320, to liczba fejsbukowych fanów Kwantowo. Jest was o 55% więcej niż w roku 2015 i aż o 190% więcej niż w roku 2014. Jak pewnie wiecie, przywiązuję do tej statystyki dużą (może nawet zbyt dużą) wagę, traktując lajkujących jako potencjalnych stałych czytelników. Wiem, że to nie do końca prawda – bo niemała gromada w rzeczywistości poprzestała na lekturze 1-2 wpisów – ale zawsze to jakiś wskaźnik. Dwanaście miesięcy temu zażyczyłem sobie dobicie do 7,5 tys., więc plan minimum został wykonany.
1 122, tyle „łapek w górę” zebrał łącznie wpis Na Harvardzie sfilmowano ewolucję i jest to wynik pozostawiający daleko z tyłu, kolejne teksty jak O co chodzi z tym całym EmDrive, czy Głupota na niedzielę: Kwantowe dyrdymały Wirtualnej Polski. Zgodnie z wszelkimi internetowymi prawidłami, największą klikalnością wcale nie wyróżniają się wymuskane artykuły, nad którymi przyszło mi spędzić parę wieczorów, lecz twory powstałe spontanicznie, na potrzebę chwili. Dobrze wiedzieć, że świat się nie zmienia. Ale tak czy inaczej narzekać nie powinienem, bo ogólna średnia wyraźnie wzrosła, dzięki czemu 200-300 lajków nie jest już żadnym szokiem. Dziękuję za to, i to nie przez wzgląd na moją nieskończoną próżność. Po prostu dzięki Waszej aktywności moje wpisy na facebooku ma szansę zobaczyć znacznie więcej osób.
401, z kolei tyle lajków złapał najpopularniejszy obrazek wrzucony na fanpejdż. Dzięki temu wiem, że na świecie żyje więcej osób o równie kiepskim poczuciu humoru, co mój. =) Przy okazji cieszy mnie niezmiernie, że memy i inne tego typu głupotki, są wreszcie rzadziej lajkowane niż treści merytoryczne. Myślałem, że tego nie dożyję!
70, to liczba wpisów jakie pojawiły się na Kwantowo i chyba jedyny regres względem roku poprzedniego. Nie przywiązuję jednak do tego wagi, gdyż w 2015 proporcję zaburzyła seria Kwantowego budzika.
110, taką masę komentarzy zgarnął wpis Sagan o aborcji. Trudno o coś bardziej przewidywalnego: bo cóż, jeśli nie dylematy dotyczące życia i śmierci, może zaognić zażartą dyskusję absorbującą kilkadziesiąt osób?

Co nie wyszło?

Właściwie na samym blogu nie wydarzyło się nic czego bym nie chciał. Jasne, że trafiły się wpisy lepsze i gorsze, niektóre napisałbym dziś nieco inaczej, inne publikował w lepszych terminach – ale tragedii nie ma. Najbardziej jest żal tego, czego w ogóle nie zrobiłem. Mam tu na myśli zarówno brak nowych, interesujących inicjatyw na blogu jak i poza nim. Nie wiecie na przykład, że bardzo poważnie rozważałem reanimację kanału na YouTube. Zastanawiałem się, czy nie warto byłoby nakręcić coś na kształt vloga, rzecz jasna o charakterze popularnonaukowym. W ubiegłym miesiącu nagrałem nawet pierwszy odcinek. Po pierwszym obejrzeniu pomyślałem – „nie jest tak źle, może coś z tego będzie”, ale na drugi dzień nadeszło otrzeźwienie. Cóż, najwyraźniej zwierzem estradowym już nie zostanę, a choćbym opowiadał cudach nie z tej Ziemi (w sumie, taki miałem zamiar), to bez odpowiedniej prezencji skończyłoby się to sromotną klęską. Ale może nie wszystko stracone. Wciąż zbieram się w sobie i nie wykluczam reaktywowania Kwantowych Pigułek w dawnej formule.

Co wyszło?

Spoglądając na suche liczby, mógłbym się odczuć coś w rodzaju satysfakcji – ale ci którzy mnie znają, wiedzą że nie leży to w mojej naturze. Osiągnąłem cele podstawowe, ale chyba każdy twórca skrywa gdzieś cichą nadzieję na przełom. Nie wiem jaki. Może jakiś mega wystrzałowy tekst, albo intratna propozycja współpracy od potężnej marki? Ale nie tym razem.
patronitePowiew optymizmu nastąpił po założeniu konta w serwisie Patronite. Początkowo kompletnie nie wiedziałem czego się spodziewać: miłe zaskoczenie jak i upokarzająca porażka wydawały mi się tak samo prawdopodobne. Oczywiście mówiąc o porażce, mam na myśli sytuację, w której akcja zostałaby kompletnie zignorowana lub skończyła na paru złotych. Tymczasem udało się dobrnąć do niecałych 400 zł i choć od jakiegoś czasu suma ta spada zamiast rosnąć, nietaktem byłoby niedocenienie tego wsparcia. Zwłaszcza, że uzyskałem je od zaledwie 22 osób (na 9 tysięcy lajkujących!), dla których Kwantowo ma rzeczywistą wartość. W tym miejscu serdecznie dziękuję: Mateuszowi, Adku, Rafałowi, Joannie, Mariuszowi, ArtRac, Adamowi, Pafcio, Marcie, Martynie, Krystianowi, Mikołajowi, Marcinowi, Patrykowi, MaRysi, Przemkowi, Agacie, drugiemu Mikołajowi, Aleks, Norbertowi, Krzysztofowi, Martynie… ufff. Podałbym nazwiska, ale zakładam, że nie wszyscy muszą sobie tego życzyć. W każdym razie ja oraz – jak sądzę – pozostałe kilka tysięcy czytelników, jesteśmy waszymi dłużnikami!

Co mnie wkurza?

Są odwiedziny, są stali czytelnicy, jest już jakiś dorobek, ale pewne przyzwyczajenia trudno wyplenić. Kwestią, która irytuje mnie z miesiąca na miesiąc coraz mocniej, pozostaje nazywanie Kwantowo.pl portalem. Wyjaśnijmy więc sobie raz na zawsze: czytacie w tej chwili BLOG. Nie serwis, nie portal, nie vortal (ktoś używa jeszcze tego słowa?), lecz blog. Niektórzy mogą sądzić, że to żadna różnica, ale nic bardziej mylnego. Za wyrażeniem „portal”, od razu idzie skojarzenie z jakąś redakcją, szeroką działalnością, ze sztabem korektorów i dziennikarzy. Skutek? Wciąż wiele osób zwraca się do mnie w liczbie mnogiej. „Macie fajną stronę. Podobają mi się wasze teksty. Odwalacie kawał dobrej roboty”. Tymczasem ja jestem sam, jeden Adaś piszący hobbystycznie po nocach. Zazdroszczę w tym momencie wielu kolegom po piórze, którzy nie mają tego problemu i są wyraźnie kojarzeni ze swoją twórczością oraz imiennie za nią chwaleni (lub ganieni, jeśli zasłużą). Jednym z moich przyszłorocznych celów będzie więc walka o poprawę „marki osobistej” (czy jak to się tam określa). Tak aby każdy czytelnik zauważył, że teksty nie spłynęły na blog z nieba – niczym tablice mojżeszowe – lecz zostały spłodzone przez konkretnego, przynudzającego i niesympatycznego grzyba.

Wpisy, których nie możesz przeoczyć

Chyba najistotniejsza część tego podsumowania, zwłaszcza dla tych gagatków, którzy nie czytali Kwantowo zbyt regularnie. Garść wpisów, może nie najpopularniejszych, ale według mnie najbardziej wartych poznania: 
– Czy wszechświat czeka śmierć cieplna? Jednym z największych osiągnięć kosmologii wydaje się możliwość przewidzenie przyszłych, bardzo odległych losów wszechświata. Najczęściej wymienianymi scenariuszami są: wielki skurcz, wielkie rozdarcie oraz wielki chłód. W tekście wyjaśniam dlaczego ta ostatnia perspektywa wydaje się najbardziej prawdopodobna i chyba najbardziej złowieszcza.
– 
Próżnia kipiąca cząstkami – triumf nieoznaczoności. Gdybym miał wskazać najcenniejszy wpis tego roku chyba wybrałbym ten. Opisuję w nim coś co nas otacza, co wydaje się oczywiste i każdemu znane, a o czym w rzeczywistości wiemy bardzo niewiele. Mowa o próżni. Próżni, która wbrew dawnym wyobrażeniom jest niezwykle aktywna, rodzi „coś z niczego” i wymiernie wpływa na fizyczną rzeczywistość. Wszystko to w zgodzie z zasadą nieoznaczoności Heisenberga.
– Mezony pi, czyli cząstki stawiające atom do pionu. Przyznaję, że w ostatnim roku zaniedbałem nieco tematykę cząstek elementarnych. Chlubnym wyjątkiem jest artykuł poświęcony pionom – niezbyt znanym drobinom, lecz niezbędnym do wyjaśnienia zjawisk odpowiadających za funkcjonowanie jąder atomowych. Warto przegryźć tym.
– Fale, cząstki i zabawy z dwoma dziurkami. Kolejny tekst dotykający fascynujących właściwości mikroświata. Omawiam w nim absolutną podstawę fizyki kwantowej, czyli dualistyczną, korpuskularno-falową naturę cząstek elementarnych, a także filozoficzne interpretacje zjawisk kwantowych.
– Złowieszczy pik-pik. O promieniowaniu i jego detekcji. O ile mnie pamięć nie myli, artykuł pisany na fali rocznicy katastrofy w Czarnobylu. Tłumaczę w nim pewne kwestie związane z promieniowaniem jonizującym oraz sposoby jego pomiarów.
– Jesteś eukariontem. Skoki w stronę biologii niestety nie cieszyły się większym zainteresowaniem, a szkoda. W tym tekście, zarysowuję istotę klasyfikacji żywych organizmów na archeony, bakterie i eukarionty – do których sami należymy.
Fotony, czyli bezmasowi hipsterzy zatrzymani w czasie. Na koniec mały eksperyment myślowy powodujący zawroty głowy. Zgodnie ze szczególną teorią względności, czas dla szybko poruszającego się obiektu zwalnia a przestrzeń ulega skróceniu. Jak w takim razie wszechświat postrzegałby obserwator pędzący z prędkością fotonu?

Postanowienia

Trochę szkoda, że nie udało się przed końcem roku dobić do okrąglutkiej granicy 10 tysięcy fanów. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Tak naprawdę przestałem już spoglądać na statystyki, ale dla zachowania tradycji: następnym celem będzie osiągnięcie 14 tysięcy lajków na facebooku. Jeśli obecne tempo wzrostu zostanie utrzymane, nie powinno to stanowić większego kłopotu. Oczywiście przy założeniu, że dociągnę do kolejnego Sylwestra i zdołam utrzymać swoją dotychczasową regularność. Nie ukrywam, że wiele będzie tu zależeć od Was.

Żeby Kwantowo rosło w siłę a Kwantowiczom żyło się dostatniej.

podpis-czarny
Total
0
Shares
Zobacz też
Archiwum nauki
Czytaj dalej

Archiwum nauki

Mikrofon odkurzony, oprogramowanie zaktualizowane, hasło dostępu odkopane. Tak, po czterech latach przerwy znów wrzuciłem coś na YouTube.
Czytaj dalej

Kwantowo 2014

Tak jak w roku poprzednim obiecałem sobie przygotować drobny raport z działalności bloga. Będą więc przechwałki, statystyki, obiecanki…