Terror niejedno ma imię. Nie każdy pamięta, że jeszcze kilka dekad temu Amerykę dręczył dr Ted Kaczynski – pozbawiony skrupułów technofob, polujący na ludzi nauki.
Przypomina mi się znamienna scena z Kontaktu Carla Sagana. Ludzkość, za sprawą anten programu SETI, uchwyciła bezcenny sygnał od obcej cywilizacji zamieszkującej okolicę Wegi. W nim, udało się dostrzec zaszyfrowane plany tajemniczego wehikułu wyprzedzającego technologią wszystkie ziemskie wynalazki. Zaczęła się ponadnarodowa dyskusja i krzątanina nad zamiarem wdrożenia kosmicznej instrukcji w życie. Jednak gdy tylko urządzenie zostało skonstruowane… nastąpiła eksplozja. Fundamentalista przerażony poczynaniami uczonych, postanowił dokonać zamachu bombowego, aby unicestwić machinę i kilkudziesięcioosobowy personel.
Prognoza antynaukowego terroryzmu – świetnie naszkicowana przez Sagana – niestety, miała swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Odpowiednik książkowego szaleńca w realnym świecie, rozpoczął zbrodniczą działalność w Stanach Zjednoczonych, pod koniec lat 70. ubiegłego stulecia.
Trzydziestoparoletniego Theodora Kaczynskiego mało kto podejrzewałby o przejawy luddyzmu czy zaściankowość. W szkole radził sobie rewelacyjnie, we wszelkich testach ocierając się o oceny celujące. Później również nie próżnował, dając upust swoim intelektualnym zdolnościom podczas studiów matematycznych na Harvardzie oraz na Uniwersytecie Michigan, gdzie obronił doktorat. Wprost idealny kandydat na przyszłego profesora, członka NASA lub geniusza Doliny Krzemowej. Jednak coś poszło nie tak. Amerykanin o swojskim nazwisku błyskawicznie zdziwaczał. Zbudował sobie niewielki domek w jednym z lasów stanu Montana i tam zamieszkał. Bez mediów, bez prądu, bez gazu, bez bieżącej wody. W tych warunkach oddał się dwóm “pasjom”: majsterkowaniu i pisaniu. Pierwsze hobby dało owoce wiosną 1978 roku. Na uniwersyteckim parkingu w Chicago mężczyzna pozostawił paczkę, zaadresowaną do jednego z miejscowych profesorów chemii. Wskutek zbiegu okoliczności, przesyłka trafiła do ochrony, eksplodując w rękach jednego z porządkowych. Skończyło się na lekkich obrażeniach.
Dr Ted Kaczynski, jak przystało na genialnego szaleńca, szybko doskonalił swoje umiejętności inżynieryjne. Każda następna pułapka śmierci była lepsza od poprzedniej. Łącznie przez 17 lat podłożył 16 ładunków wybuchowych. O ile pierwsze można było uznać za niebezpieczne straszaki, o tyle po 1985 roku trzy wybuchy pociągnęły za sobą ofiary śmiertelne. Ofiary łączyło jedno: praca w sferze nauki, techniki lub technologii. Połowa zamachów miała miejsce na terenach amerykańskich uniwersytetów. Terroryście nie sprawiało większej różnicy czy upolował profesora, czy tylko studenta lub sprzątaczkę. Policja była bezradna przez prawie dwie dekady, a żądna sensacji prasa zaczęła pisać o tajemniczym Unabomberze (un-, od uniwersytetów).
Ataki przybrały wymiar symboliczny. Miały ściągnąć uwagę społeczeństwa na wielką chorobę, jaka – zdaniem Teda Kaczynskiego – trapi współczesną cywilizację. Na wymykający się spod kontroli rozwój nauki.
Jako bystrzak znalazł efektywny sposób zasiania swojej ideologii wśród mas. W 1995 roku solennie przyrzekł zaprzestania zamachów, jeśli tylko na łamach New York Times, Penthouse i Washington Post, opublikowany zostanie jego osobisty manifest. (Pełną i przetłumaczoną wersję tego tekstu można znaleźć pod tytułem Społeczeństwo przemysłowe i jego przyszłość. Manifest wojownika). Pozwolę zacytować sobie kilka mięsistych kawałków:
System potrzebuje naukowców, matematyków i inżynierów. Nie może bez nich funkcjonować. Tak więc duża presja wywierana jest na dzieci, by kształciły się w tych dziedzinach. Dla młodego człowieka nienaturalne jest spędzanie większej części swojego czasu na ślęczeniu przy biurku i zajmowaniu się nauką. Normalny młody człowiek chce spędzać swój czas w aktywnym kontakcie z prawdziwym światem. Pośród prymitywnych ludów, przedmioty w których kształcone są dzieci pozostają w naturalnej harmonii z naturalnymi ludzkimi impulsami.
Ted Kaczyński Manifest “Społeczeństwo przemysłowe i jego przyszłość”
***
Przypuśćmy na przykład, że wynaleziono lek na cukrzycę. Ludzie z genetyczną skłonnością do cukrzycy będą w stanie przetrwać i rozmnażać się podobnie jak inni. Naturalna selekcja genów cukrzyków zostanie przerwana i takie geny będą rozprzestrzeniać się przez kolejne pokolenia. To samo stanie się z wieloma innymi chorobami, które grożą genetyczną degradacją populacji.
***
Technologiczny postęp, który wydaje się nie zagrażać wolności, często okazuje się zagrażać jej później bardzo poważnie. Rozważmy na przykład zmotoryzowany transport. Dawniej pieszy mógł chodzić gdzie chciał, kroczyć swoją własna ścieżką bez podporządkowywania się jakimkolwiek przepisom drogowym i był niezależny od wspierających systemów technologicznych. Kiedy pojawiła się motoryzacja wydawało się, że zwiększa ona ludzką wolność. (…) Kiedy samochody stały się liczne trzeba było coraz bardziej kierować ich użyciem. Samochodem nie można tak po prostu pojechać gdzie się chce, swoimi własnymi drogami, szczególnie na terenach gęsto zaludnionych, ruchem poszczególnych osób rządzi ruch uliczny i różnorodne przepisy drogowe.
***
Żadne układy społeczne, czy to prawa, instytucje, zwyczaje czy kodeksy etyczne, nie są w stanie zapewnić trwałej ochrony przed technologią. Historia pokazuje, że wszystkie układy społeczne są przejściowe; wszystkie w końcu ulegają zmianie lub załamaniu. Jednak osiągnięcia technologiczne są trwałe w kontekście danej cywilizacji.
***
Mamy nadzieję, iż przekonaliśmy czytelnika o tym, że system nie może zostać zreformowany w taki sposób, by pogodzić wolność z technologią. Jedynym wyjściem jest porzucenie całego systemu industrialno-technologicznego. Oznacza to rewolucję; niekoniecznie zbrojne powstanie, ale z pewnością radykalną i fundamentalną zmianę w naturze społeczeństwa.
Treść złowieszczego apelu terrorysty można by streścić w słowach: porzućmy naukę, pogońmy uczonych i wróćmy do natury. Nie oddaje to jednak całokształtu wizji oraz emocji towarzyszących autorowi. Manifest przepełnia zawzięta krytyka. Wszystkiego i wszystkich. Obrywa się wynalazkom, tylko na pozór ułatwiającym życie, a naprawdę prowadzącym do ubezwłasnowolnienia człowieka. Elitom, dążącym do zastąpienia obywateli technologią, by następnie ich wyeliminować. Uczonym, kłamliwie obnoszącym się z ciekawością do świata i ukrywającym swe prawdziwe motywy. Ekonomistom, premiującym rozwój i prowadzący donikąd postęp. Lekarzom, za nieprzewidziane skutki leczenia śmiertelnych chorób. “Lewactwu” za szerzenie poprawności politycznej, kolektywizmu i zrównywanie praw ludzi. Konserwatystom za przedkładanie wzrostu gospodarczego i technologicznej wygody ponad tradycyjny model życia. Wreszcie obrywa się szarym obywatelom, za konformizm oraz uleganie coraz to nowszym, sztucznym popędom.
Miesza się tu filozofia, z elementami domorosłej socjologii, ekonomii i historii. Bodaj najbardziej niepokojącą myślą Unabombera pozostaje kompletne zanegowanie konstruktywnego charakteru nauki jako takiej. To coś więcej niż wyświechtany argument obarczający uczonych winą za skonstruowanie bomby atomowej. Kaczynski widzi demony w każdym wynalazku i każdej technologii. Nawet jeśli nowe urządzenie z wierzchu wygląda na pomocne, jego zdaniem, zawsze uruchamia nieprzewidywalny łańcuch przyczynowo-skutkowy, który ostatecznie musi przynieść więcej szkód niż pożytku.
Drżąc przed rozbuchaną nauką, matematyk nawołuje do wyzwolenia z okowów nowoczesności. Oznacza to usunięcie sztucznych popędów, zaakceptowanie naturalnego rytmu życia, tworzenie spontanicznych struktur społecznych zamiast ich planowania. Projekt świata, jakiego nie powstydziłby się Pol Pot. Nade wszystko natomiast, należy zawrócić ze ścieżki naukowo-industrialnego postępu, który zawsze prowadzi do finalnego zmniejszenia wolności jednostki. Jak to ujmuje Manifest: “Złe strony technologii, nie mogą być oddzielone od stron dobrych”.
Postać Teda Kaczynskiego zarazem przeraża i intryguje. Fanatyków alarmujących przed eskalacją technologii, kojarzymy głównie z czubkami w foliowych czapeczkach założonych na zakute łby. Kazus błyskotliwego matematyka, który postanawia poświęcić się antynaukowemu terroryzmowi, nasuwa setki pytań. Przede wszystkim, co wywołało tę dramatyczną zmianę w jego osobowości?
Istnieje dość ciekawa, choć nieprzekonująca mnie hipoteza. Nasz antybohater wziął udział w psychologicznym eksperymencie autorstwa Henry’ego Murraya (znanego też z opracowania metody TAT, Testu Apercepcji Tematycznej). Centralnym elementem doświadczenia były dyskusje ochotników ze specjalnie przeszkolonym interlokutorem. Miał on za zadanie szydzić z rozmówców, drwić z ich poglądów i starać się jak najbardziej zirytować. Murray starannie dobrał zróżnicowaną grupę kontrolną, wiedząc, że młody matematyk jest wyjątkowo skryty, nieśmiały i niedostosowany społecznie. W przypadku tego typu osobowości, celowe igranie z emocjami mogło dać różnorakie skutki. Rzecz jasna obwinianie psychologa o degenerację bystrego umysłu śmierdziałoby nadinterpretacją. Ale czy eksperyment nie zostawił rysy, która wkrótce umożliwiła tragiczne pęknięcie? Tego się nie dowiemy.
Po wieloletnim śledztwie, nastąpił nieoczekiwany przełom. Na policję zgłosił się… David Kaczynski. Rozpoznał w Manifeście myśl swojego brata i uznał za słuszne zawiadomienie odpowiednich służb. W kwietniu 1996 roku FBI zorganizowało obławę na leśny domek Unabombera. Obecnie, największy antynaukowy terrorysta, odsiaduje w Kolorado wyrok dożywotniego pozbawienia wolności.