Etyczne rozterki trapią świat nauki coraz częściej, raz za razem zmuszając nas do wyboru między postępem a… Właściwie czym? Jakich konsekwencji obawiamy się ingerując w produkty natury?
Niniejszy tekst ma charakter gościnny i wyszedł spod ręki Łukasza, tworzącego na co dzień bloga To tylko teoria. Autor już raz publikował na łamach Kwantowo, a jego artykuł o związkach ewolucji i wiary, wzbudził dość żywą dyskusję. Życzę miłej lektury.
Niemal każda dyskusja tocząca się w Internecie czy w gronie przypadkowych znajomych, dotycząca kwestii etycznych i moralnych staje w końcu w pewnym punkcie. Nieważne jakie są argumenty każdej ze stron, nieistotne są przytaczane przykłady. Ten moment i tak prawie zawsze nadchodzi. Towarzyszy temu uczucie, jakie może Cię dosięgnąć, gdy w ciepły, letni dzień pływasz sobie spokojnie w jeziorze. Odprężasz się wiedząc, że robisz dla siebie coś dobrego. Znalazłeś (lub znalazłaś) miejsce, w którym nie ma ludzi – jakieś wąskie dojście do brzegu otoczone bujną roślinnością. Zamykasz nawet oczy, tak Ci przyjemnie. Aż tu nagle kupa. Psia albo ludzka, która zaburza te chwile, poniekąd odbierając im sens. Chodzi o moment, w którym któryś z rozmówców używa argumentu o zabawie w Boga. „To jest złe, bo to jak zabawa w Boga”.Przez Polskę przetoczyła się w 2015 roku fala dyskusji i komentarzy na temat zapłodnienia in vitro (IVF). Przeważająca większość wypowiedzi polityków w tym temacie odbiegała od meritum sprawy (tak samo zresztą jak części dziennikarzy, z jakimi miałem okazję się zapoznać). Wielu oceniało zagadnienie całkowicie w oderwaniu od rzeczywistości, czego przykładem była debata w senacie. Dyskutują tam o niepłodności, myląc ją z bezpłodnością. A te dzieci z in vitro to jakiś syndrom ocaleńca podobno mają. I bruzdy na czołach. No dobrze, ale zapędzając takich dyskutantów w ślepy zaułek za pomocą zwykłych danych, ci nareszcie pokazują o co im naprawdę chodzi. To złe, bo zarodki duszę mają (czyli co?), bo osobami są (ale jak?). Najważniejsze jednak: bo to zabawa w Boga!
Bardzo często gdy coś, jakiś pogląd, idea czy zachowanie nie odpowiada pewnej grupie osób, określają to w ten właśnie sposób. Robimy z siebie Boga, ludzie! Jesteśmy bogami. Tylko dlaczego? Bo poznaliśmy pewne prawa biologii? Mechanizmy ewolucji biologicznej, embriogenezę, replikację DNA i to jak wyrażana jest jego ekspresja? Potrafimy wykorzystać tę wiedzę do praktycznych celów. Tak nas stworzyła „natura”, czyli wspomniany już wyżej dobór naturalny, ewolucja (a dla wierzących obok tego Bóg). Jeśli jakkolwiek zaingerujemy w naturalne procesy, ktoś może nas nazwać niemoralnymi, bo występujemy w roli Boga. To on daje życie, on je też odbiera – klonowanie, tworzenie organizmów transgenicznych, sztuczna macica czy wspomniane zapłodnienie in vitro – to wszystko należy do sił wyższych. To znaczy, miałoby należeć. Stawiać możemy kolejne pytania – czym te siły są?
Wyobraźmy sobie teraz jakąś społeczność o mentalności zwanej potocznie „średniowieczną”. Niech to nawet będzie populacja jakiegoś miasta w Europie z tamtych czasów, o silnych wpływach Kościoła. Pan Smith Kowalski… albo nie. Mikołaj Kopernik ogłasza wyniki swoich obserwacji. Teoria heliocentryczna. Rok 1543. I cóż to ma znaczyć, ledwo co średniowiecze przeminęło, a już się w Boga bawią! Żeby twierdzić, że to Ziemia krąży wokół Słońca? Herezja. Czy on za Boga się ma? Zróbcie coś z nim, bo nas Pan pokara!
Brzmi znajomo, jak sądzę. A dzieli nas niemal pół tysiąclecia. W naszej ludzkiej skali czasu to wiele, jeszcze więcej w skali ewolucji kulturowej i naukowej. Ciekawe czy podczas prac nad Internetem w USA pojawiały się krytyczne głosy, że łączenie siecią odległych miejsc to jest zabawa w Boga. No i miejsce do nadużyć! Bóg daje życie, Bóg je też odbiera – napisałem. Bóg tak chciał. To częsta argumentacja religijnych fundamentalistów przeciwko zalegalizowaniu warunkowej eutanazji. Gdy jednak zapytałem pewną osobę wypowiadającą się w powyższym tonie, dlaczego leczymy ludzi i zwierzęta? Dlaczego wykonujemy transplantacje? Dlaczego zapobiegamy epidemiom, szczepiąc siebie i nasze dzieci? Skoro tak się dzieje, skoro w wyniku trzęsienia ziemi umierają dziesiątki osób, dlaczego mamy im pomagać? Przecież Bóg tak chciał. Czy lekarze lecząc bawią się w Boga? Skoro jesteś chory na tego raka, nowotwór znaczy się i nie możesz myśleć z bólu, to znaczy, że Ten u góry tak chciał. Po co Ci te leki przeciwbólowe, odstaw to natychmiast.
Etyka religijna niestety często rozmija się ze świecką. Niektórzy za powyższe akapity zapewne chcieliby mnie zaatakować: wojujący ateista! A to nieprawda, wcale się do tej grupy nie zaliczam, ale to w gruncie rzeczy pozostaje bez żadnego znaczenia. W moralnych standardach wielu religii za złe uznaje się coś, co potencjalnie mogło szkodzić społeczności setki czy tysiące lat temu. Tak działa ewolucja kulturowa w połączeniu z biologiczną. Jeżeli na przykład, hipotetycznie, w danych okolicznościach kilka tysięcy lat temu jedzenie jakiegoś rodzaju pokarmu mogło wiązać się z ryzykiem zakażeń w społeczności, to religijnie ustalano, że tego pokarmu jeść nie wolno, że to grzech. Chyba dostrzegacie takie właśnie przykłady we współczesnych religiach: nie wolno jeść wieprzowiny w judaizmie i islamie czy wołowiny w hinduizmie. Kościół zabrania spożywania ogólnie mięsa w określonym czasie. Dziś w imię takich właśnie religijnych zabobonów praktykuje się na przykład ubój rytualny.
Zmierzam do tego, że chcąc przed samym (czy samą) sobą zadecydować co jest dobre, a co złe, należy kierować się nie normami, w jakich nas wychowano, nie religią, nie obiegową opinią, lecz rozsądkiem. Odnieść się do faktów. Czy ubój rytualny jest krzywdzeniem zwierząt? A tresura do występów cyrkowych? Czy odmawiając komuś równego traktowania ze względu na neutralne cechy takie jak kolor skóry, pochodzenie, płeć, orientacja seksualna czy nawet ta przynależność religijna, jeśli nie objawiająca się w fundamentalnej postawie, nie czynię tej osobie krzywdy? Dlaczego selekcja zarodków, bez osobowości, bez mózgu i potocznie mówiąc – bez duszy, ma być zła, a zadawanie cierpień narodzonym ludziom i zwierzętom nie, bo mówi tak jakaś zasada religijna nie mająca odniesienia do rzeczywistości? Czy w takiej sytuacji zarzut tej zabawy w Boga nie powinien pójść w kierunku tychże religijnych radykałów, skoro już mamy stosować taką retorykę?
Dziś stosujemy komputery, które kiedyś ktoś z pewnością nazwał igraniem z Bogiem. A samoloty? Pewnie też. Operacje chirurgiczne, szczepionki… Czy tą metaforyczną już tutaj kupą, w nawiązaniu do przyjemnego z początku odpoczynku w jeziorze, będzie argument rozmówcy upierającego się, że ewolucja nie zachodzi, że homoseksualizm to choroba bądź że dzieci z zapłodnienia in vitro są gorsze czy też że sztuczna macica to coś złego i nienaturalnego, a tworzenie organizmów genetycznie modyfikowanych jest obrazą Stwórcy i zabawą w Boga, warto pamiętać że z takimi argumentami się nie dyskutuje. To jak debatowanie nad tym, czy słynny Niewidzialny Potwór Spaghetti jest dziś w złym nastroju czy w dobrym. Czy lata właśnie obok mnie? Dopuszczanie do dyskusji absurdalnych, oderwanych od rzeczywistości twierdzeń w istocie jej umniejsza i niezależnie od tego czy jesteśmy wierzącymi, agnostykami czy ateistami, przestańmy bawić się w Boga decydując arbitralnie o tym, co tą zabawą jest, a co nie.
PS, jeśli po przeczytaniu tego artykułu stwierdziłeś, że jest on atakiem na Twoją religię czy wiarę, to przerób go ponownie, gdyż niewiele z niego zrozumiałeś – w gruncie rzeczy jest wręcz odwrotnie, niż w powyższym, potencjalnym zarzucie.
Gościnnie:
Łukasz Sakowski
polowanie-na-zdrowie.blogspot.com