Spowiadam się przed wami… z Tesli

Przyznaję, jestem niegodziwcem. Zrobiłem coś co nie przystoi popularyzatorowi nauki i czego będę się wstydził jeszcze przez długi czas. A wszystko wyłącznie dla zaspokojenia własnej ciekawości.

Ostatni wpis Tesla – mniej znane pomysły outsidera nauki, był czytany 10 tysięcy razy, okazując się najpopularniejszym tekstem ostatnich miesięcy. Wszystko pięknie, ładnie, elegancko. Tyle, że to była manipulacja.

Zapoznaliście się z wytworem mojej wyobraźni, bujdą na resorach, perfidną mistyfikacją. Nie, Nikola Tesla w życiu nie zaprojektował żadnego reaktora ani nie babrał się w energii nuklearnej. Nie pisał w swoim pamiętniku o żadnej superbroni – ba, nawet nie wiem czy pisał jakiś pamiętnik. Historia o eksplozji akceleratora została zainspirowana wydarzeniami jakie miały miejsce w LHC kilka lat temu. Serb rzeczywiście (podobno!) odebrał jakiś sygnał radiowy, którego nie potrafił zinterpretować, ale widniejący na fotografii radioteleskop nie należał do niego lecz do astronoma Grote Rebera. A plany rakiet wielostopniowych i korespondencja z Towarzystwem Podróży Kosmicznych w osobie Hermanna Obertha? Cóż… Obawiam się, że list to falsyfikat. Zresztą nie znam niemieckiego i nawet nie wiem co w nim napisano.

list falsyfikat

Zaproponowaną literaturę również ściągnąłem z sufitu. Takie pozycje jak Wielki naiwniak czy Umysł (zbyt) szeroko otwarty nigdy nie powstały, podobnie jak zbiór wspomnień pod wiele mówiącym tytułem Zapiski, których nie było.

Przejdźmy teraz do wyjaśnienia celu tej szopki. Daję słowo, że nie chciałem nikogo upokorzyć, a już na pewno nie moich stałych czytelników. Niestety moi drodzy, akurat wy dostaliście rykoszetem, za co bardzo przepraszam. 

Początkowo nosiłem się z zamiarem spłodzenia jakiegoś tekstu, który po trochu byłby wołaniem o umiar w hołdowaniu serbskiego wynalazcy. Każdy kto trochę przebywa w sieci wie, że nazwisko Tesli obrosło wprost nieprawdopodobnymi legendami. Gęby wycierają nim sobie autorzy teorii spiskowych, redaktorzy portali paranormalnych oraz twórcy filmów z „żółtymi napisami” (zresztą, ostatni wpis z lubością linkowały również takie fanpagi). Próbując napisać rzeczowy artykuł biograficzny, gwarantuję, polegniecie w gęstwinie domysłów i mitów. A nawet jeśli dopniecie swego, to wasz tekst przejdzie niezauważony jako nieciekawy, bo przecież nie wygra sensacyjnymi tytułami typu „Człowiek z przyszłości” czy „Tesla kontra Iluminaci”. To jeszcze nic. Spróbujcie szepnąć słowo podważające te niewiarygodne historie, a otrzymacie odpowiedź tego typu:

ale tesle to ty zostaw

Osobiście miałem nieprzyjemność polemiki z internautą próbującym przekonać wszystkich dookoła, że to Nikola Tesla stworzył zręby szczególnej teorii względności (!), zerżniętej później przez Alberta Einsteina. Jako osoba żywo zainteresowana historią nauki miałem styczność z kontrowersyjnymi pracami Poincaré’a (więcej tu), które mogły inspirować Szwajcara, ale o zainteresowaniu Tesli czasem i przestrzenią nigdy nie słyszałem. Dopytując o źródła tych rewelacji dowiedziałem się jedynie, że mam wyprany mózg i daję sobą manipulować. W ten oto sposób Tesla stał się zakładnikiem własnej legendy, postacią apokryficzną, czasem wręcz komiksową. Niewątpliwie był geniuszem i wybitnym wynalazcą, ale nawet nie w połowie takim jakim widzą go niektórzy wyznawcy jego mitu. Może to wyraz tego, że żywot Nikoli wzbudza sympatię i łatwo nam się z nim identyfikować. Nieprzeciętnie inteligentny Słowianin o wielkich planach i ideach, wyzyskiwany przez okrutnego, bogatego i zawistnego Edisona, który na pewno swoją pozycję zbudował kradnąc innym patenty. Brzmi jak dobra powieść, z prostymi czarno-białymi bohaterami. Ludzie lubią takie historyjki.

Przy okazji dowiodłem jak łatwo, w dobie szumu informacyjnego, stworzyć „prawdę”. Widać to na każdym kroku. Codziennie spotykamy pełno podejrzanych wiadomości, ale zazwyczaj nie spodziewamy się niczego złego, poza nieumyślnymi błędami od czasu do czasu, bądź naginaniem faktów w celu zwiększenia poczytności. Błąd. Mój drobny eksperyment pokazał, że dzisiejsi forumowicze, blogerzy i dziennikarze mogą pobierać dane z sufitu i na ich podstawie kreować rzeczywistość. Co więcej, możemy być pewni, że jeśli idzie o tematy społeczne i polityczne, tak właśnie się dzieje. Kiedy widzimy informację na popularny temat, jak działania rządu czy ostatnio muzułmanie, to w cudowny sposób wiarygodna okazuje się nawet anonimowa strona założona dzień wcześniej na onecie. To również solidne pole do popisu dla piewców wszelakich teorii spiskowych. Wystarczy porozmawiać z pierwszym lepszym fanem UFO, aby uraczył nas linkami do blogów podobnych jemu autorów, na których znajdują się liczne „dowody”na kontakty z obcymi. Przerażające jest to jak łatwo krytykujemy autorytety, w tym wybitnych profesorów i znawców tematu, a jak chętnie zawierzamy anonimom, których opinie po prostu nam odpowiadają.

Ja też z tego wyciągnąłem bardzo ważną lekcję. Zrozumiałem jak wielka ciąży na mnie odpowiedzialność, jak łatwo mogę swoim niedopatrzeniem wprowadzić was w błąd i zniekształcić wasze spojrzenie na jakiś temat – a to najgorsze czego może się dopuścić osoba zachęcająca do poznawania wszechświata. Na szczęście zazwyczaj pozostajecie czujni i wyłapujecie nawet drobne literówki. Wynik wrednego doświadczenia (250 lajków, udostępnienia, same pozytywne komentarze) w żadnym wypadku wam nie uchybia, ponieważ byliście bezbronni. Doskonale wiem, że wyborem tego bloga i jego systematycznym odwiedzaniem, dajecie wyraz swojego zaufania, a wierząc w moją wiedzę i intencję nie macie potrzeby kontrolowania każdej podanej przeze mnie informacji. Zresztą wtedy czytanie moich tekstów mijałoby się z celem.

Podejmując decyzję o publikacji artykułu liczyłem się z możliwością exodusu moich czytelników. Mam jednak nadzieję, że nie będzie ich zbyt wielu i większość potraktuje to jako przydatne doświadczenie. Oczywiście obiecuję, że tego typu manipulacji nigdy wcześniej nie było i już nie będzie, a publikowane teksty będą oparte (jak zwykle) na prawdziwej literaturze i w dobrej wierze.

Aha, jeżeli udostępniliście gdzieś tamto oszustwo, to jeśli możecie, wstawcie również tekst do tego sprostowania. W końcu nie byłoby dobrze, gdyby do apokryfu Tesli dopisane zostały nowe mity.

Szczerze skruszony autor

Total
0
Shares
Zobacz też
Czytaj dalej

Co wy macie z tym Teslą?

Czytam sobie tu i ówdzie komentarze spływające do sieci po premierze serialu "Geniusz", poświęconego życiorysowi Alberta Einsteina. Ku mojemu zaskoczeniu, najczęściej pojawiające się w nich słowo brzmiało... Tesla.