Nikola Tesla – mniej znane pomysły outsidera nauki

Teslę podziwia cały internet i współczesna popkultura. Zapomniany, nieco zdziwaczały geniusz, z uwagi na swoją naiwność i brak szczęścia, przez dekady pozostawał w cieniu innych wielkich wynalazców. Tymczasem niezrealizowane, ambitne projekty elektrycznego mesjasza do dziś budzą kontrowersje i potrafią wywołać dreszcz podniecenia.

UWAGA! Dla zaoszczędzenia swojego czasu zajrzyj tu i tu.

Radioaktywność i pionierski reaktor

Oczywiście pionierami badań nad promieniotwórczością były takie osoby jak Henri Becquerel, Wilhelm Röntgen czy małżeństwo Curie, niemniej to Nikola Tesla słysząc o tym jak grudka uranu “zaczerniła” płytę fotograficzną, zaczął wysuwać daleko idące wnioski. Serb nie musiał rozumieć fizycznych przyczyn radiacji, w zupełności zadowalając się wiedzą, iż obserwowane zjawiska są ściśle związane z jego konikiem – energią. Problem był wyłącznie techniczny: jak tę tajemniczą energię ujarzmić i wykorzystać do własnych celów? Tesla słusznie założył, że najważniejsze będzie zgromadzenie odpowiedniej ilość uranu. Okrągłe “plastry” promieniotwórczego pierwiastka miały być następnie ułożone na sobie, a całość obudowana tonami grafitu, który wydajnie pełniłby funkcję tzw. moderatora. Ostatni element stanowiły pręty zabezpieczające wykonane z obojętnego materiału, wchłaniającego promieniowanie i hamującego w razie potrzeby cały proces. Dziś, zgodnie z zamysłem Tesli, wykorzystujemy w tym celu brom.

Reaktor wynalazkiem Tesli? Wcale nie

Tak oto powstał zamysł prymitywnego, ale zdolnego do działania reaktora jądrowego. Skąd wiadomo, ze działał? Jeśli pamiętacie, powyższą rycinę autorstwa Tesli umieściłem w innym tekście do zilustrowania tzw. stosu Enrica Fermiego. Czy włoski noblista miał ją w rękach? Trudno powiedzieć, ale jego pionierski reaktor wzniesiony w Chicago w 1942 roku prezentował konstrukcję bardzo zbliżoną do projektu naszego bohatera. On sam nie mógł wznieść podobnego stosu, bo w końcówce XIX wieku zdobycie kilkunastu ton uranu graniczyło z cudem.

Superbroń

W świetle powyższego wynalazku, następny był czymś naturalnym. Skoro atom zawiera w sobie energię to na pewno może ona posłużyć do stworzenia broni, a skoro energii jest dużo to i broń będzie nie byle jaka. Jak wspomniałem, Teslę bardziej niż teoria budowy materii, pociągało to co z można z niej wycisnąć. Wyobrażał sobie atom jako coś w rodzaju miniaturowej butli z gazem: jeżeli spróbujemy rozbić nabity do oporu pojemnik uzyskamy eksplozję. Nikt na świecie nie mógł ówcześnie wiedzieć o jak dużej sile mowa, ale wynalazca słusznie zakładał, że “odkorkowanie” bilionów atomów i tak przyniesie oszałamiający wynik. W swoim pamiętniku teoretyzował: “Bomba oparta na atomistycznym rezerwuarze energii mogłaby dorównać swoją siłą eksplozjom wulkanicznym, a z całą pewnością wielokrotnie przebić konwencjonalne środki wybuchowe. Mechanizm ułożony w centrum Manhattanu zdewastowałby tę dzielnicę a pożary dotknęłyby całej aglomeracji”. Nikola nie brał pod uwagę opadów promieniotwórczych, ale całkiem nieźle oszacował moc nowego rodzaju bomby. W jego notatkach nie znaleziono jednak szczegółowych planów, a co najwyżej ogólny zarys działania superbroni.

Akcelerator i historia pewnej eksplozji

A teraz pomysł, który doczekał się częściowej realizacji. Przebywając w Long Island na życzenie miliardera Johna Pierponta Morgana, Nikola Tesla podjął się dwóch sporych inwestycji. Poza znaną wieżą Wardenclyffe mającą służyć do przesyłu fal radiowych, Tesla majstrował po cichu nad swego rodzaju wyrzutnią cząstek elementarnych. Sposobność do takich zabaw dawał dopiero co odkryty proton, noszący dodatni ładunek elektryczny – co oznaczało, że można nim manipulować za sprawą magnetyzmu. W rzeczy samej urządzenie nie różniło się metodą działania choćby od genewskiego Wielkiego Zderzacza Hadronów. Różnica polega na tym, że LHC to olbrzymi cyklotron (posiada kształt koła), a protoakcelerator Tesli wyglądał jak kilkusetmetrowa, prosta rura obłożona kablami i magnesami. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, instrument pozwoliłby zderzać cząstki nawet z energią sięgającą 1 MeV. Niestety wszystko szlag trafił.

Podczas jednego z uruchomień maszynerii nastąpiła eksplozja, którą prawdopodobnie słyszało pół miasta. Jedna z płytek przenoszących napięcie między magnesami uległa stopieniu, a przerwanie przepływu prądu poskutkowało natychmiastowym skokiem energii. Jak na ironię, maszynerię wykończyło zjawisko będące podstawą funkcjonowania… transformatora Tesli. Nagłe uwolnienie milionów woltów wespół z dekompresją, zdewastowało akcelerator wraz z większością aparatury. Tajemnicą pozostaje do czego właściwie autor chciał przeznaczyć swój wynalazek. Może pragnął usprawnić pracę teoretyków i fizyków cząstek elementarnych, a może miał nadzieję na jakieś bardziej praktyczne zastosowanie.

Na Księżyc!

Spokojnie, Tesla nie zaprojektował Saturna V, ani żadnej z innych znanych rakiet. Zaskoczyć może jednak fakt, że wśród jego licznych zainteresowań figurowała również perspektywa wycieczki ponad ziemską atmosferę. Pragnąc dołożyć swoją cegiełkę do przyszłych wojaży, Serb utrzymywał korespondencję z niemieckim Towarzystwem Podróży Kosmicznych w którym swoje pierwsze kroki stawiały takie tuzy jak Werner von Braun, Max Vailer czy Hermann Oberth.

Falsyfikat listu Tesli do Obertha

Dopiero niedawno historycy nauki wpadli na ślad listów między Teslą a Oberthem. W jednej z notek Niemiec pisał o swym tajemniczym koledze wunderbare Slawen (cudowny Słowianin). Okazuje się, że zafascynowany możnością opuszczenia Ziemi Nikola, z pasją słał swoje pomysły na adres Towarzystwa, dzieląc się spostrzeżeniami i uwagami na temat konstrukcji pionierskich rakiet wielostopniowych.Gdy praca Obertha pod tytułem Rakietą w przestrzeń międzyplanetarną okrzyknięta została przez środowiska akademickie fantastyką, Nikola Tesla nie tylko pocieszył kolegę, ale zaproponował kilka patentów mogących wspomóc sprawę. Z typową dla siebie innowacyjnością, zaczął snuć rozważania na temat kształtu trajektorii mogących doprowadzić rakiety na Księżyc a także Marsa i Wenus, przy jak najmniejszym zużyciu paliwa. A to wszystko na dwie dekady przed wystrzeleniem V2!

Małe, prywatne SETI

O tym, że Nikola Tesla opatentował radio i radar wie zapewne każdy z was. Wielu słyszało również historię o odebraniu przez Teslę sygnału z przestrzeni kosmicznej, zinterpretowanego jako potencjalna wiadomość od obcych. Wbrew pozorom na przełomie wieków taka teoria nie brzmiała tak niedorzecznie jak dzisiaj. Były to czasy gdy wszechświat wydawał się mniejszy, o Układzie Słonecznym nie wiedzieliśmy nic, a astronomowie poważnie brali pod uwagę istnienie w naszym kosmicznym sąsiedztwie Marsjan.

Radioteleskop nie jest wynalazkiem Tesli

Mając nadzieję, że podwórko kosmitów widzimy codziennie na nieboskłonie, Tesla podjął próbę kontaktu. Rzecz jasna przedsięwzięcie spaliło na panewce, ale starania wynalazcy zasługują na uwagę. Skonstruował on bowiem prawdopodobnie pierwszy w historii radioteleskop, definiując schemat przyszłych wynalazków tego typu. Talerz miał 9 metrów i gdyby Nikola znał się na astronomii, z powodzeniem mógłby go wykorzystać do badań wyprzedzających tę epokę. Zamiast tego bezskutecznie nakierowywał antenę na pobliskie planety oraz słał w ich kierunku proste sygnały radiowe.

To tyle o, być może, największym wynalazcy w historii nauki. Starałem się przedstawić projekty spoza szeroko znanych trzystu patentów Tesli – takich które pomija większość opracowań. Niektóre doczekały się prototypów, inne nie wyszły poza fazę wstępnych szkiców, niemniej w każdym przypadku autor zdumiewa swą nieskończoną kreatywnością, o dekady wyprzedzającą jego epokę.

Literatura uzupełniająca:
B. Seiler, Nikola Tesla – Herab vom Himmel, [online: www.teslasociety.ch/TES_DOKU/Manuskript%20von%20Benjamin%20Seiler%20-%20Tesla%20Vater%20der%20freien%20Energie.doc.pdf];
D. Wyser, Nikola Tesla, [online: www.teslasociety.ch/info/dominik/dominik.pdf];
D. Chapelle, Wielki naiwniak, przeł. J. Cyjanek, Kraków 1990;
P. Gudgeon, Umysł szeroko otwarty, przeł. F. Trolski, Warszawa 1989;
Zapiski, których nie było. Zbiór wspomnień N. Tesli, pod red. C. Loggerheada, Warszawa 2013.

UWAGA! Po przeczytaniu koniecznie zajrzyj tu.

Total
0
Shares
Zobacz też