Od ponad pięciu lat uczeni z Uniwersytetu Stanforda, Uniwersytetu Kalifornijskiego i kilku innych placówek, dowodzą, że właśnie trwa jedno z wielkich wymierań. Macie prawo być zaskoczeni, gdyż masowe znikanie gatunków na ogół kojarzy się z globalnymi kataklizmami, jak uderzenie meteorytu o średnicy kilkudziesięciu kilometrów, rekordowa eksplozja wulkanu czy odwrócenie ziemskiego pola magnetycznego. W istocie, pięć poprzednich masowych wymierań – mających miejsce 65 mln, 213 mln, 250 mln, 430 mln, 370 mln lat temu – przypisuje się najczęściej bezprecedensowym katastrofom naturalnym.
Zdaniem biologów, statystyki pokazują dobitnie, że działalność człowieka nie różni się w praktyce zbytnio od największych klęsk w dziejach. Na podstawie skamieniałości potrafimy oszacować “zwykłe” tempo znikania gatunków oraz pojawiania się nowych. Po zestawieniu danych można wysunąć wniosek o wymieraniu nawet piętnastokrotnie przewyższającym normę. Daje to najgorszy wynik od 65 milionów lat, kiedy to… wymarły dinozaury i prawie 80% innych gatunków. Aż do takiego holokaustu na naturze tym razem raczej nie dojdzie, ale należy brać w rachubę wyginięcie nawet 40% płazów i niemal 25% ssaków. Pamiętajmy, że wypadnięcie z puli jednego organizmu potrafi czasem zaburzyć cały ekosystem, rozpoczynając swego rodzaju morderczą reakcję łańcuchową. Za przykład mogą posłużyć choćby pszczoły, które na skutek działania pestycydów tracą orientację w terenie i giną coraz łatwiej.
Komentarze