Filozoficzna rewolucja kopernikańska – kilka słów od Janusza Życzkowskiego

Po raz drugi w historii bloga, wyjątkowo oddaję pióro innej osobie. Jest nią publicysta Janusz Życzkowski, oczekujący właśnie na premierę swojej debiutanckiej książki Opowieść pierwsza, skoncentrowanej na filozoficznych wątkach złożoności ludzkich relacji, istoty jestestwa oraz istnienia duszy. Jako, że taki fizyczno-metafizyczny miszmasz nie jest częstym motywem rodzimej literatury, sądzę, że powieść może i powinna wzbudzić zainteresowanie.

O ideach z jakimi przyjdzie nam zetknąć się podczas lektury, najlepiej opowie jednak sam autor. Oczywiście pytania w komentarzach będą mile widziane!



Jeżeli wszystko co nas otacza, a więc świat materii ożywionej i nieożywionej ma wspólne pochodzenie i początek w przedwiecznym „big boom”, to oznacza to, że mogą obowiązywać nas wspólne zasady wewnętrznej architektury. Nawet, jeśli dotyczy to tak abstrakcyjnych pojęć jak czyste „ja”, „wewnętrzna energia” czy „dusza”.

Celowo stosuję terminologię zaczerpniętą z różnych systemów pojęciowych, bo w gruncie rzeczy wszystkie one sprowadzają się do określenia pewnej ulotnej substancji, o której cały czas wiemy niezbyt wiele. Sprawa nastręcza wielu kłopotów, ale w poszukiwaniu odpowiedzi nie musimy być skazani na porażkę. Łatwiej będzie ją poznać, jeżeli przeprowadzimy analizę porównawczą tego, co możemy zobaczyć uzbrojonym w mikroskop lub lunetę okiem.

Nie jestem naukowcem i nigdy się za takiego nie uważałem. Prawdę mówiąc, gdyby dekadę temu ktoś powiedział mi, że napiszę książkę, która czerpie z fizyki kwantowej, chemii, astronomii, historii i filozofii, to nigdy bym w to nie uwierzył. Stało się jednak inaczej, a odkrywanie kolejnych zdumiewających informacji ze świata nauki, przerodziło się w pasję, która popchnęła mnie do napisania „Opowieści pierwszej”.

Poszukiwanie analogii światów ducha i materii proponuję rozpocząć jakieś 500 lat temu w czasach, w których po ziemi chodził Mikołaj Kopernik. Postać, o której nadal wiemy mało, a która jak słusznie się uważa, zrewolucjonizowała sposób myślenia o nauce i naukę jako taką. Cały czas zastanawiam się, co pchało fromborskiego kanonika do badania opisanego w De revolutionibus, ruchu gwiazd. Wszystko było przecież jasne, obowiązywał ptolemejski system i nie było potrzeby by to zmieniać. Paradoksalnie, z niewielkimi odchyleniami, porównanie jednej i drugiej teorii dawało przybliżone wyniki. Sama zaś próba przedstawienia spraw inaczej, mogła sprowadzić na autora śmiałych tez, niebezpieczeństwo.

Kopernik tymczasem zmienił optykę. Postulował by patrzeć na Słońce i planety inaczej, dowodząc, że przez wieki człowiek źle interpretował otaczającą go kosmiczną rzeczywistość. Abstrahując od matematycznych wyliczeń, które naprowadziły go na właściwy trop, przywoływał np. greckiego nauczyciela Filolaosa, który przekonywał, że niemożliwym jest by ognisko obracało się wokół pieczeni. Rewolucja kopernikańska jest pierwszym miejscem, w którym próbuję przeprowadzić poszlakowe dochodzenie w sprawie istnienia tzw. duchowego pierwiastka naszego istnienia.

Przyjmijmy więc, że czystym „ja”, energią albo duszą (niepotrzebne skreślić) jest gwiazda naszego układu, planety zaś (w tym Ziemia), to absorbujące nas ludzkie doświadczenia. Każdy z nas ma inne, ale w przerysowanej formie można spróbować je nazwać i sprowadzić np. do pogoni za władzą, pieniędzmi, urodą, seksem, sukcesem, używkami etc. Lista jest długa i wiąże się z mitologią rzymską, która dała początek nazwom naszych ciał niebieskich.

Na czym polega duchowa rewolucja, która byłaby odbiciem zasad panujących w świecie materialnym? Otóż w linii prostej na określeniu życiowych priorytetów. Jej bezwzględnym warunkiem jest to, by w centrum układu postawić tą abstrakcyjną i ulotną strukturę, której istnienie zakładam. Duchowe Słońce powędruje więc na swoje miejsce, a wszystko co do tej pory niewspółmiernie nas absorbowało, nasze doświadczenia, trzeba przeprowadzić na orbity. Prawda, że to proste? Ale co w praktyce zmienia „duchowa” rewolucja kopernikańska. Mówią o tym religie i systemy filozoficzne, ale także trenerzy rozwoju osobowego czy psychologowie. Stosują różne metody, jednak co do zasady cel jest jeden. Uwolnić człowieka od ostatecznie mało istotnych, przyziemnych spraw i budować jego wartość na czymś więcej. Dzięki temu możliwe będzie osiągnięcie wewnętrznej równowagi i spokoju, które w bezpośredni sposób wiążą się z poczuciem szczęścia i spełnienia.  

Problem w tym, że istnieje różnica między wiedzą i świadomością. To, że zdajemy sobie sprawę z tego jak ważne jest to by nasze Słońce znalazło się w centrum, nie oznacza, że rzeczywiście tam powędruje. Najczęściej bowiem kręcimy nim wokół cielesności Wenus, albo wiecznie skonfliktowanego Marsa. Nasza gwiazda wiruje jak oszalała na orbicie miłującego pieniądz Merkurego, przywiązanego do wygód Saturna czy żądnego władzy Jowisza. Zamiast równomiernie oświetlać z jednego miejsca cały nasz układ, koncentruje się na wybranym obszarze pochłaniając nas bez reszty.



Porównanie układów zewnętrznego i wewnętrznego jest czystą hipotezą, ale jakże obrazową i piękną zarazem (Murray Gell-Mann uważa, że piękno to dobre kryterium oceny prawdziwości tez). Mamy więc Słońce – naszą duszę i  planety związane z życiowymi doświadczeniami. Pozostaje jedynie przeprowadzić rewolucję kopernikańską i zastanowić nad kolejnymi fantastycznymi analogiami. W kolejce czekają kwantowa budowa atomu, tablica Mendelejewa i związki chemiczne, które połączą świat nauki z tym, którego zobaczyć się nie da.

Janusz Życzkowski
www.opowiescpierwsza.pl

Total
0
Shares
Zobacz też