Istnieją trzy drogi postępowania w przypadku dylematu moralnego. Po pierwsze, możemy zadziałać zgodnie z wolą samej osoby zainteresowanej. Po drugie, zgodnie z wolą większości, co zazwyczaj oznacza przyjęcie ogólnie przyjętych norm obyczajowych bądź prawnych. Wreszcie po trzecie, możemy funkcjonować wyłącznie wedle własnych zasad, co bywa równoznaczne z narzucaniem swojego punktu widzenia wszystkim dookoła.
“Aborcja to morderstwo – zawsze. Dla mnie to dość proste, logiczne oraz spójne”. Takie zdanie przeczytałem ostatnio w pewnym felietonie i dotąd nie mogę wyjść z podziwu. W końcu, jak nie zachwycać: toż to prawdziwy miecz świetlny wśród argumentów, zdolny do przecięcia nawet najbardziej poplątanego węzła gordyjskiego! Tak oto proste zasady pozwalają na wybrnięcie z zawiłych dylematów bez narażania swej duszy – i co ważniejsze – światopoglądu, na szwank.
Piszę te słowa z pozycji osoby, z zasady wstrzymującej się od jednoznacznych opinii i twardych sądów w temacie życia i śmierci. Choć z chęcią przysłuchuję się debatom aborcyjnym, poznaję argumenty obu stron, czytam artykuły – nie potrafię ukształtować na ich podstawie jednoznacznego stanowiska. Unikam konfrontacji? Być może. Jednak zderzając się raz po raz z murem bezkompromisowych poglądów odnoszę wrażenie, że to osoby o klarownych przekonaniach, nie widzący potrzeby uwzględnienia żadnych wyjątków, najbardziej obawiają się konfrontacji z bezwzględną rzeczywistością.
Zacząłem wywód od tego, że każdy lekarz postawiony przed dylematem, może podążyć jedną z trzech dróg. Oczywiście, żadna nie jest usłana różami. Udowodnił to kazus Bogdana Chazana, który postawił własne zasady przed wolą matki i obowiązującym prawem. Nie znam dokładnie motywów profesora, lecz usłyszałem aż nadto głosów w jego obronie. Głosów potępiających aborcję, w jakimkolwiek przypadku i z jakiegokolwiek powodu. Bez odstępstw, bez zważania na veto samych zainteresowanych. Niech tak będzie. Uważam jednak, że każdy człowiek wojujący “miłosierdziem”, powinien ujrzeć jego owoce. W związku z tym przygotowałem krótką galerię dzieci cierpiących na bezczaszkowie (akranie), bezmózgowie, sirenomelie oraz cyklopie.
Uprzedzam osoby wrażliwe
Każdego roku rodzi się kilkaset kruchych istnień, które zdążą poznać jedynie bolesną agonię. Czy ich podtrzymywanie jest ratunkiem i prawdziwym aktem miłosierdzia? Tego nie wiem, ale na pewno nie jestem tak arogancki aby posunąć się do bezczelnego stwierdzenia, że dla mnie to “proste i logiczne”.