Kościół Galaktyczny

W Watykańskim Obserwatorium Astronomicznym działa ciągle nowoczesny teleskop VATT, na sympozja do Stolicy Piotrowej zaprasza się znamienitych naukowców, a niektórzy księża snują śmiałe przypuszczenia na temat istnienia cywilizacji pozaziemskich. Do tego stopnia, że rozwija się całkiem nowa dziedzina zwana astroteologią.

Nauka nad religią ma tę przewagę, że się myli, ale potrafi jednak swoje błędy skorygować, mimo że fizycy wodzą się za łby.

Stanisław Lem

Czy kosmici potrzebują bogów?

Sama Droga Mleczna liczy kilkaset miliardów gwiazd. Zakładając, że choćby niewielka część z nich ma układy planetarne, niewątpliwie znajduje się wśród nich wiele planet podobnych Ziemi. Skoro tak, to łatwo dojść do wniosku, że życie w kosmosie może być powszechne. Entuzjaści podpierający się prawdopodobieństwem uważają, że nasza galaktyka zamieszkana jest przez ogromną liczbę cywilizacji. Dlaczego więc nie wykryjemy choćby jednej z nich? Znany XX-wieczny fizyk, Enrico Fermi, postawił dobitną tezę – najwyraźniej poza Ziemią nie występuje inteligencja. Tzw. paradoks Fermiego wywołał sporo kontrowersji i do dziś stanowi główny argument przeciwko idei UFO.

Wyobraźcmy sobie jednak, że Fermi nie miał racji, a lata świetlne od nas egzystują świadomi obcy. Ich inteligencja prawdopodobnie przewyższa naszą, a wygląd może być całkiem odmienny. O tym wszystkim wiemy choćby z filmów science fiction. Interesujące jest to, że znacznie rzadziej poddaje się pod rozwagę życie duchowe kosmitów. To przecież kwestia kluczowa. Jakieś 90% z 6 miliardów mieszkańców naszej planety wierzy w istnienie jakiegoś bytu nadprzyrodzonego. To naturalne, że większość z nas po rozwiniętym kosmicie spodziewałaby się okazałego systemu wiary lub przynajmniej filozoficznych przemyśleń na temat hipotezy wielkiego projektanta.

Człowiek, dzięki wykształconemu ewolucyjnie mózgowi, posiada możliwość tworzenia narzędzi i zmieniania otaczającego go świata. Nic dziwnego, że w pewnym momencie spojrzał na to wszystko i zadał sobie intuicyjne pytanie: kto to wszystko zrobił? Niewątpliwie musiała być to istota silna, precyzyjna, mądra – jednym słowem wszechpotężna. Jeżeli gdziekolwiek istnieją inne świadome organizmy, to wysoce prawdopodobne, że gnębią je pytania analogiczne. Zakładając, że są bardzo dobrze rozwinięte umysłowo, można również spodziewać się, iż w jakiś sposób rozwiązali te kwestie. Wielu ludzi nauki, sceptycznie nastawionych do religii, wyobraża sobie kosmitów o całkowicie nonteistycznym podejściu do świata. Jako istoty rozumiejące naturę znacznie lepiej niż my, nie potrzebują oni bytów nadprzyrodzonych. Poza tym, umysły rozwijające się w odmiennych warunkach mogą być w ogóle nie przystosowane do tworzenia mitologii. To, że człowiek ma szeroką wyobraźnię i uwielbia zanurzać się w marzeniach, baśniach i wierze, nie oznacza, że inne organizmy zachowują się podobnie. W takiej sytuacji mieliby oni ogromne problemy z pojmowaniem ziemskiej kultury i obyczajów.

Jeżeli jednak istnieje wiele cywilizacji, to część na pewno wykształciła jakieś systemy religijne. Niektóre muszą być zupełnie odmienne od ziemskich z prozaicznych powodów. Jak wiadomo, większość starożytnych narodów czciła Słońce, a w ciałach niebieskich widziała bogów. Wierzenia wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby inaczej prezentował się nieboskłon. 8 lat świetlnych od nas znajduje się układ podwójny Syriusza A i białego karła Syriusza B. Gdyby ten region zamieszkiwały inteligentne istoty, to na pewno znalazłyby ciekawą interpretację mitologiczną dla takiego widoku na niebie. Być może to Stworzyciel wraz z synem podróżują przez wszechświat? Rasa egzystująca w pobliżu grupy kilkuset pięknych gwiazd zwanych Plejadami, prawdopodobnie utożsamiłaby je z kosmicznymi strażnikami lub całym panteonem pomniejszych bóstw. Takich scenariuszy można wymyślić wiele. Niewykluczone, że na dalszym poziomie rozwoju, obcy porzucą kultu ciał niebieskich i sił przyrody na korzyść bardziej abstrakcyjnych bytów.

Wpływ na wiarę

Wyobraźcie sobie, że jutro naukowcy wydają następujący komunikat: program SETI odniósł sukces, mamy kontakt z cywilizacją pozaziemską! Ludzie zachowują na skrajnie różne sposoby. Jedni popuszczają wodzę fantazji marząc o jak najszybszym spotkaniu, inni obawiają się, że trafiliśmy na kosmiczne stwory pokroju Predatora, a jeszcze inni starają się przejść nieudolnie obok całego zamieszania. Dochodzi do masowej manii na punkcie istot pozaziemskich, dotykającej każdej dziedziny życia i wiedzy. Gdzie w tym wszystkim miejsce na sferę duchową, cechująca ludzką rasę? W roku 2010 w Londynie, odbyło się sympozjum dotyczące wpływu życia pozaziemskiego na religie. Gwoździem programu było przedstawienie ankiety przeprowadzonej przez Teda Petersa, luterańskiego teologa i profesora Pacific Lutheran Theological Seminary. Można powiedzieć, że jest źle, ale nie tragicznie. Ponad 1/4 ankietowanych przyznaje, że ewentualny przełom w poszukiwaniu inteligencji pozaziemskiej spowoduje kryzys ich wiary. Osoby niewierzące, zgodnie z przewidywaniami, w zdecydowanej większości deklarują, że nie zmienią swoich przekonań w związku z takim odkryciem.

Tego typu badania niczego nie przesądzają i na dobrą sprawę nie są miarodajne. Sprawa rysuje się kontrowersyjnie i moim zdaniem, ostatecznie wszystko zależałoby od samych kosmitów. Jeżeli poznani przez nas obcy byliby hiper-zaawansowaną rasą, całkowicie odrzucającą każdą formę wiary, to niewątpliwie dałoby nam to wszystkim do myślenia. Pisząc z perspektywy mieszkańca państwa katolickiego – Bóg stworzył niebo i ziemię – więc przybysze z innej planety również są dziełem jego reki. Dlaczego jednak, oni sami nic o tym nie wiedzą? Jak to się stało, że rozwinięta cywilizacja całkowicie odrzuca istnienie Stwórcy? Można założyć, że po prostu się mylą, a Ziemianie mają rację. Czy to jednak możliwe, że znacznie inteligentniejsze organizmy, posiadające nieporównanie większy zasób wiedzy od nas, są w lesie a my doszliśmy do prawdy? Jeżeli do tego okaże się, że owi kosmici mają rozwinięte poczucie sprawiedliwości, moralności, czy nawet potrafią odczuwać miłość, bez pomocy żadnego boga, to sprawy mocno się komplikują. Każdy musi taką ewentualność skonfrontować z własnym sumieniem.

Jest też druga strona medalu, o której chyba zapomnieli ateiści biorący udział w badaniu Petersa. Co gdy kosmici okażą się osobami wierzącymi? O ile, podobnie do Ziemian, będą oni wewnętrznie rozbici, wyznający wiele religii i odłamów, to raczej nie będzie problemów. Załóżmy jednak bardziej nieprawdopodobną historię: istoty pozaziemskie okazują się chrześcijanami. Przybywają w odwiedziny, przywożą swoją wersję Biblii i opowiadają o mesjaszu, który w analogiczny do Chrystusa sposób odkupił ich grzechy. Dla ludzi nie należących do Kościoła to tylko bujna fantazja, lecz dla osoby głęboko wierzącej jest to sytuacja nietrudna do wyobrażenia i jak najbardziej pożądana. Część ateistów lub innowierców na pewno przyjęłaby to jako dziwny zbieg okoliczności, ale nie wierzę, że ledwo 1% (zgodnie z ankietą Petersa) nawróciłby się. Trudno o lepszy dowód prawdziwości religii niż objawienie w innej części galaktyki.

Wstęp do astroteologii

Pozostańmy przy bardziej prawdopodobnym scenariuszu, w którym obcy okazują się niewierzący bądź posiadają własną religię. Jak powinien zachować się w tej sytuacji chrześcijanin? Problem mieliśmy okazję poznać przy okazji powieści Carla Saga “Kontakt” (bądź jego ekranizacji z Jodie Foster w roli głównej). Szukając kandydata na reprezentanta Ziemi, specjalna komisja zadała głównej bohaterce pytanie dotyczące jej wiary:

Dr Arroway, 95% ludzi na świecie wierzy w takiego, czy innego rodzaju siły wyższe. To pytanie jest bardzo na miejscu.

Pojawia się tu ogromny problem: wybrać lepszego specjalistę-ateistę, czy słabszego lecz “bardziej ludzkiego”? Poza tym dlaczego ambasadorem ludzkości miałby być wyznawca akurat tej, a nie innej wiary?

Choć od owego spotkania z obcymi dzieli nas jeszcze wiele, to już dziś dyskutowany jest problem wiary na tym tle. Rozwija się tzw. astroteologia, młoda dziedzina, zajmująca się problemem duchowości w skali kosmicznej. Pierwszą broszurę jej poświęconą wydano w 2005 roku, za sprawą Guya Consolomagno z Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego. Na dzień dzisiejszy posiada charakter czysto teoretyczny. Księża i teolodzy interesujący się tematem zazwyczaj siedzą cicho, bojąc się wyśmiania przez środowisko.

Szkoda, gdyż astroteologia wydaje się szalenie ciekawa, a w dalekiej przyszłości również bardzo praktyczna. Załóżmy, że to ludzie za kilkanaście pokoleń stają się zdolni do kolonizowania nowych światów i przypadkiem natrafiają na obcą cywilizację, nieco gorzej rozwiniętą. Jeśli nie przysypialiście na lekcjach historii, to zauważyliście, że historia się powtarza. W takiej samej sytuacji znaleźli się Europejczycy po odkryciu Ameryki. Finał był wszystkim znany: upadek indiańskich kultur, języków i religii. Czasy nawracania siłą raczej minęły. Tym bardziej interesujące jest, jak zachowałby się Kościół w takiej sytuacji. Wyłaniają się nowe pytania: czy obcy są naszymi bliźnimi? Czy mają duszę? Czy Chrystus umarł także za nich? Consolomagno sympatycznie teoretyzuje: Żeby uznać ich mieszkańców za naszych braci i istoty godne miłości, wystarczy, by miały intelekt i wolną wolę, nie ma znaczenia ile będą miały odnóży. Ted Peters dodaje: Jezus jest ludzki tak jak my, zatem można pewnie znaleźć Jezusa specyficznego dla kosmitów.

Za tym optymizmem czai się jednak ludzka natura. Nie da się wykluczyć, że nasza często nazbyt dumna rasa, znów wyśle konkwistadorów, a za nimi naukowców i misjonarzy. Z kolei, jeśli Katolicy postanowią pozostać bierni i zostawić kosmiczne owieczki samym sobie, to na niemal pewno wykorzystają to inne religie. Wydaje się, że nie ma dobrego wyboru. Miejmy tylko nadzieję, że ludzkość budująca swój galaktyczny Kościół, nie wejdzie kiedyś w konflikt z potężnymi innowiercami zamieszkującymi odległy zakątek kosmosu.

Total
0
Shares
Zobacz też
Czytaj dalej

Stuletnia droga do szczególnej teorii względności – cz. 1

Istnieje wiele nieporozumień dotyczących szczególnej teorii względności Einsteina i jej historii. Chyba jeszcze więcej dotyczy jej poprzedniczki – teorii eteru – oraz rzekomo grzebiącego ją doświadczenia Michelsona-Morleya. Wiele z tych półprawd i nieprawd jest powtarzanych przez nauczycieli, podręczniki szkolne, a nawet przez wykładowców teorii względności.