Polska astronomia

Dlaczego astronomia powinna pozostać oddzielną dyscypliną?

Ministerstwo Nauki wyraziło zamiar uczynienia z astronomii li tylko poddziedziny nauk fizycznych. Czy roszady w systematyce oznaczają tylko kosmetyczną poprawkę w dokumentach, czy jednak stanowią realny kłopot dla naukowców? Postanowiłem zasięgnąć języka i zadać to pytanie samym zainteresowanym.

W ubiegłym miesiącu środowisko akademickie żywo zaprotestowało przeciwko nowemu projektowi Rozporządzenia w sprawie dziedzin nauki i dyscyplin naukowych. Zawiera ono listę 45 dyscyplin podzielonych na mniejsze obszary badawcze. Największe zdumienie uniwersytetów wywołał zamysł formalnej degradacji astronomii, zakwalifikowanej wraz z biofizyką oraz samą fizyką do dyscypliny “nauk fizycznych”. Wielu wzruszy ramionami, nie widząc w proponowanej reformie niczego złego. W końcu astronomia rzeczywiście koegzystuje z fizyką, a badania nieba nie mają racji bytu bez ugruntowanej wiedzy fizycznej. Taki tok rozumowania może i by się obronił, gdyby ministerstwo konsekwentnie konsolidowało spokrewnione dyscypliny. Sęk w tym, że w tej samej klasyfikacji widzimy takie samorodki jak m.in.: prawo kanoniczne (odrębne od nauk prawnych), archeologia (odrębna od historii), czy nauki o kulturze fizycznej (odrębne od nauki o zdrowiu). Wielu komentujących dostrzegło również wisienkę na torcie, w formie suwerennej dziedziny “nauk teologicznych”.

Jednak ze znanych urzędnikom powodów, astronomia nie zasłużyła na przywilej niezależności i musi gnieździć się w jednym worze z fizyką – ze stratą dla obu. Sprawa stała się medialna, a Polskie Towarzystwo Astronomiczne zorganizowało petycję, w dość dramatycznym tonie nawołując do “ratowania polskiej astronomii”. 

Mikołaj Kopernik

Osoby postronne mają prawo pytać, o co właściwie tyle hałasu? Niektórzy internauci słusznie zauważyli, że w całej aferze mamy do czynienia z nadmiarem emocji, przy jednoczesnym deficycie konkretnych argumentów. Przecież nikt nie trwoniłby czasu i energii, gdyby projekt rozporządzenia uderzał tylko w ego i poczucie własnej wartości naukowców. Postanowiłem więc dowiedzieć się czegoś więcej u źródła i o obawy wobec zmian zapytałem dwoje astronomów, podpisanych pod petycją: dr. Krzysztofa Czarta z PTA oraz prof. Agnieszkę Pollo z UJ i NCBJ.

Co w praktyce może oznaczać zmiana w klasyfikacji? Jakie konkretnie konsekwencje mogą dosięgnąć polskie placówki naukowe oraz naukowców?

Odpowiada Krzysztof Czart: W związku z Ustawą Prawo o Szkolnictwie Wyższym 2.0 i wobec swobody kształtowania struktury organizacyjnej przez uczelnie wyższe, jednostki astronomiczne – takie jak instytuty, czy obserwatoria – mogą zostać włączone do innych jednostek organizacyjnych. Skoro astronomia nie będzie osobną dyscypliną, można przypuszczać, że zaistnieje taka tendencja i łatwiej to będzie przeprowadzić. Wobec braku astronomii jako samodzielnej dyscypliny, łatwiej będzie też zlikwidować mniejsze panele np.: astronomiczny w Narodowym Centrum Nauki, a taka sytuacja oznacza efektywnie obcięcie środków na astronomię i badania kosmiczne. Oczywiście nie nastąpi to w miesiąc czy nawet rok, ale wraz z upływem czasu będzie prowadzić do marginalizacji astronomii.

Od kilkudziesięciu lat astronomowie nadają stopnie i tytuły naukowe w dyscyplinie astronomia. To właśnie dzięki temu, że dyscyplina jest samodzielna, stopnie te są nadawane przez astronomów, a nie przez ogólne komisje, w których astronomowie będą stanowić zaledwie niewielki procent, biorąc pod uwagę liczbę fizyków w stosunku do liczby astronomów. Astronomia nie jest wcale wąską dyscypliną naukową – ma własną specyfiką badawczą. Astronomia korzysta z fizyki jako narzędzia w badaniach, podobnie jak z matematyki, czy z chemii. Fizycy nie kształcą astronomów, ani odwrotnie. Nie są też w stanie merytorycznie w pełni ocenić dokonań astronomów.

Kilka lat temu na maturze z fizyki pojawiło się pytanie dotyczące astronomii. Niestety zawierało szereg błędów (opisane było to np. tutaj). Zapewne pytanie układała komisja złożona z samych fizyków, bez konsultacji z żadnym astronomem. To może stanowić przykład, na ile jednak są to oddzielne dziedziny.

Odpowiada Agnieszka Pollo: W ustawie definicja dziedzin bardzo często przewija się w kontekście ewaluacji. Tutaj akurat astronomom pewnie nawet wygodniej byłoby, gdyby byli oceniani wspólnie z fizykami. Gdyby zatem zastosowanie klasyfikacji ograniczało się do problemów porównywania dorobku uczonych, czy jednostek naukowych, pewnie nie uświadczylibyśmy protestów.

Możliwe problemy zaczynają się jednak na innym poziomie:

Po pierwsze, wiele ciał kolegialnych decydujących o polityce naukowej – w skali kraju i w skali poszczególnych uczelni – będzie powoływanych na zasadzie parytetu dyscyplin naukowych. To może oznaczać, że powstaną ciała, decydujące o kształcie polskiego życia naukowego, w których nie będzie ani jednego astronoma (bo oczywiście nie ma powodu, żeby nauki fizyczne zawsze reprezentował akurat astronom. W większości wypadków zapewne tak nie będzie). Przykładem takiego ciała, wymienionym w ustawie, jest Rada Doskonałości Naukowej, do której ma wejść po 3 reprezentantów każdej dyscypliny (art. 233., ust. 4). Istnieje zatem obawa, że ważne decyzje dotyczące astronomii będą podejmowane przez gremia, w których astronomów nie będzie w ogóle albo będą zbyt słabo reprezentowani.

Po drugie, ustawa mówi o “kierunkach studiów przyporządkowanych do dyscyplin” – co oznacza wprawdzie, że astronomia mogłaby by być nadal “kierunkiem studiów przyporządkowanych do nauk fizycznych”, ale budzi obawy, że wiele uczelni pójdzie na skróty i zorganizuje jeden kierunek studiów fizycznych, na którym astronomia stanie się specjalnością, a nie kierunkiem. Mogłoby się wydawać, że jest to zmiana kosmetyczna, w Polsce nie mamy bowiem Wydziałów Astronomii, a astronomia jest przeważnie kierunkiem na wydziałach, które w nazwie łączą fizykę, astronomię i czasem jeszcze inny kierunek. Jednakże może to oznaczać, że astronomowie stracą decydujący głos w sprawie programów nauczania przyszłych astronomów.

Warto przypomnieć, iż astronomowie mają już w tym zakresie przykre doświadczenia. Astronomia była kiedyś w szkołach osobnym przedmiotem, potem połączono ją z fizyką, obecnie – jeśli ktokolwiek w szkole ma kontakt z astronomią, to tylko dzięki inicjatywie zaangażowanych nauczycieli. Obawy, że to samo powtórzy się na poziomie studiów wyższych, mogą wydawać się na wyrost – ale są.

Podobne obawy pojawiają się w kontekście istniejących obserwatoriów czy centrów astronomii, które w ramach wydziałów mają najczęściej status instytutów. Czy nie zostaną zdegradowane w rangi zakładów? Znów – różnica wydaje się kosmetyczna, ale w rzeczywistości może oznaczać mniejsze pole do podejmowania niezależnych decyzji i, last not least, mniejsze finansowanie.

Jednak minister mówi o potrzebie unifikacji poszczególnych dyscyplin. Czy rzeczywiście w ten sposób reformujemy szkolnictwo wyższe na kształt państw zachodnich?

Odpowiada Krzysztof Czart: Minister częściowo ma rację – rzeczywiście mamy podział na bardzo dużo dyscyplin i być może faktycznie warto nieco zmniejszyć tę liczbę. Ale trudno zrozumieć dlaczego Ministerstwo NAUKI opiera się na klasyfikacji OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju – przyp.), która została stworzona dla celów ekonomicznych i sprawozdawczych. Na świecie dla kwestii związanych z finansowaniem badań naukowych stosowane są inne klasyfikacje, takie jak podział przyjęty przez ERC (European Research Council), w którym “Astronomia i badania kosmiczne” (Astronomy and Space Science) to oddzielna dyscyplina PE9. Jeśli Ministerstwo pragnie przeprowadzić gruntowną reformę polskiej nauki z celem podniesienia jakości badań, to warto wdrożyć wzorce sprawdzone przy finansowaniu badań naukowych w państwach zachodnich, takie jak właśnie stosowany przez ERC.

Odpowiada Agnieszka Pollo: Na świecie funkcjonują różne systemy klasyfikacji, utworzone w różnych celach. Klasyfikacja OECD, na której oparto nową polską klasyfikację, jest jedną z nich – z tym, że powstała ona głównie do celów oceniania wpływu nauki na gospodarkę. I w tej roli na pewno się sprawdza. Natomiast polski system klasyfikacji ma odgrywać nieco szerszą rolę. Wiele aktów prawnych, także tych, które dopiero powstaną, będzie się do niego odwoływać. Dlatego, jeśli świeży system ma odgrywać rolę w kształtowaniu polityki naukowej państwa, to dobrze, żeby astronomię i nauki kosmiczne uwzględniał, bo akurat astronomia i badania kosmosu mogą w tej polityce odgrywać ważną, pozytywną rolę.

Systemy klasyfikacji przyjmowane przez zachodnie instytucje, zajmujące się finansowaniem nauki (ERC czy NSF) przeważnie astronomię i nauki kosmiczne traktują odrębnie.

Merytorycznie oczywiście nikt nie ma wątpliwości, że astronomia i nauki kosmiczne są częścią nauk fizycznych. Natomiast:
a) różnią się, jeśli chodzi o sposób prowadzenia badań; 
b) stanowią naprawdę duży i wyraźnie wyodrębniony obszar nauki, także pod względem infrastruktury badawczej, z jakiej korzystają. 
Czy naprawdę warto umieszczać w jednej dziedzinie tak ogromne grupy doświadczeń, jak np. eksperymenty CERN-owskie (fizyka cząstek elementarnych) i kosmiczne projekty satelitarne (astronomia/badania kosmosu)?

Podsumowując: dążenie do uproszczenia klasyfikacji jest zrozumiałe, ale zrozumiała jest też konieczność rozszerzenia klasyfikacji w stosunku do proponowanej przez OECD. Astronomia i nauki kosmiczne reprezentowane są w Polsce może i przez niewielką społeczność naukową, ale jest to społeczność prężna, aktywna, widoczna na arenie międzynarodowej i uprawiająca dziedzinę nauki, która ma realny wpływ na społeczeństwo – wystarczy przywołać dobrze rozwijający się w Polsce sektor branży kosmicznej, dla którego bodźcem rozwoju było przystąpienie Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej.

Jak widać, obawy posiadają realne umocowanie. Astronomowie nie chcą stać w jednym szeregu z fizykami, gdyż oznaczałoby to rzeczywiste uszczuplenie ich autonomii i straty na kilku płaszczyznach. Pojawia się też pytanie, czym na taką niełaskę zasłużyła sobie właśnie polska astronomia? Dyscyplina nie tylko posiadająca wielkie tradycje, ale przede wszystkim wciąż ciesząca się ponadprzeciętną renomą. Jeżeli rodzima nauka potrzebuje cięć – w pierwszej kolejności radzę się przyjrzeć dziedzinom o mniejszym potencjale i ambicjach. Tych nie brakuje.

Total
0
Shares
Zobacz też
Petycja w sprawie homeopatii
Czytaj dalej

Farmaceuci kontra homeopatia – rozmowa z Kajetanem Drozdem

Lekarz lub aptekarz tolerujący homeopatię to nie mniejsza patologia od zawodowego astronoma układającego sobie życie pod dyktando horoskopu. Tymczasem rodzima Naczelna Izba Aptekarska podchodzi do problemu z zaskakującą pobłażliwością, żeby nie powiedzieć – życzliwością.