“Geniusz” – recenzja pierwszego odcinka i zapowiedź serialu

W tym tygodniu miałem okazję uczestniczyć w przedpremierowym pokazie pilotażowego odcinka serialu “Geniusz”. W związku z tym, prawdopodobnie jako pierwszy w Polsce, podzielę się z Wami wrażeniami na temat nowej superprodukcji National Geographic Channel.

Od razu zacznę od ciekawej informacji na przyszłość. Otóż, jeżeli projekt wypali, stacja telewizyjna pójdzie za ciosem tworząc niepospolitą antologię, której kolejne sezony będą poświęcane poszczególnym legendom nauki. W ten sposób Geniusz, rozpoczyna nowy etap w polityce NGC. Co prawda, już w ubiegłym roku zrealizowano ambitny Mars (o którym mogliście przeczytać tu), lecz przybrał on formę pół-fabularną, gdzie aktorskie popisy przerywane były wypowiedziami uczonych i inżynierów. Tym razem producenci obiecali nam pełnokrwisty serial, zdolny do konkurowania z najpopularniejszymi tasiemcami AMC, HBO czy Netflixa. [ecko_youtube]nzqSxXcl1ec[/ecko_youtube] Pierwszy odcinek zdaje się te intencje potwierdzać w stu procentach. Niestety pierwsze co ujrzałem na ekranie – po całkiem zgrabnym intrze – to rozczochrany Einstein, zażywający uciech cielesnych z o wiele młodszą koleżanką. Wzbudziło to mój niepokój, czy aby twórcy w akcie desperacji, nie sięgną po chwyty kojarzone z Grą o tron i innymi hitami ostatnich lat, uderzając w widza nagością, seksem, przemocą i podkoloryzowaną kontrowersją. Na szczęście po tym (w moim przekonaniu) niepotrzebnym kopniaku w krocze, serial szybko łapie równowagę, nabierając dojrzalszego charakteru. Rzecz jasna, scenariusz nie ucieka od miłosnych dylematów Alberta – których mu nigdy nie brakowało – ale nie dostajemy tu drugiej Marii Skłodowskiej, z fabułą sprowadzoną do sypialni. Tego bym nie przetrwał. Scenariusz został rozbity na dwa, przeplatające się plany czasowe. W pierwszym, śledzimy losy dojrzałego, czterdziestoparoletniego profesora, zmagającego się z ciężarem sławy i uwikłanego w polityczne piekło okresu międzywojennego. Odgrywa go, ku mojej wielkiej radości, zdobywca Oscara i dwóch Złotych Globów, rewelacyjny Geoffrey Rush. Drugi plan czasowy, to okres edukacji młodego Alberta. Mamy szansę poznać jego trudne relacje z ojcem i nauczycielami, pierwsze miłostki i wreszcie, snucie odważnych rozważań na temat natury światła, które w ciągu najbliższych lat doprowadzą go do wrót szczególnej teorii względności. Nie ukrywam, iż w przypadku dwudziestoletniego geniusza miałem pewne obawy co do obsady, gdyż urodzonego w RPA Johnny’ego Flynna, nigdy dotąd na ekranie nie widziałem. Po pierwszym odcinku mogę jednak stwierdzić, iż aktor udźwignął ciężar roli i nie ustępuje wiele Rushowi. Na podkreślenie, poza samą grą obu panów, zasługuje skrupulatna charakteryzacja (co widać już na samych trailerach i zdjęciach) oraz charakterystyczny germański akcent, słyszany zwłaszcza u starszego Einsteina.[ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image][ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image][ecko_fullpage_image][/ecko_fullpage_image]Na tym nie koniec, ponieważ, równie ciekawa wydaje się reszta kreacji, na czele z Milevą Maric. Samantha Colley pojawiła się w pierwszym odcinku tylko na moment, ale swoim żywiołowym monologiem zrobiła piorunujące wrażenie – bynajmniej nie tylko na młodym Albercie. Nieźle też spisał się Michael McElhatton (znany z roli Roose’a Boltona z Gry o tron), jako Philip Lenard. Swoją drogą, cieszę się, że autorzy nie pominęli tego ostatniego, jak to uczynili scenarzyści filmu Einstein z 2008 roku. Twórcom serialu nie zabrakło odwagi, aby nazywać rzeczy po imieniu i pokazać, że nawet tak znamienity fizyk oraz noblista, mógł dać się ponieść zbrodniczej, hitlerowskiej ideologii. [ecko_youtube]pB3Z0ZwFcM8[/ecko_youtube] Trudno mi w tym momencie ocenić, na ile przejrzyście wytłumaczone zostaną wątki czysto naukowe. Pewną zapowiedź tego co nas czeka, stanowi bardzo klimatyczna scena wykładu dotyczącego natury światła i czasu. W pilocie nie zawarto kompleksowego wyjaśnienia teorii względności czy innych odkryć, ale jak sądzę, nastąpi to dopiero w kolejnych epizodach. Jeżeli tak jak w powyższym fragmencie, twórcy uraczą nas ładnymi animacjami, gustownie zanurzonymi w ciąg fabularny – raczej każdy widz będzie usatysfakcjonowany. Szczególnie laik, ponieważ poszczególne elementy einsteinowskiej wizji rzeczywistości, są tu reglamentowane bez pośpiechu, w naturalny sposób. Zaskoczyło mnie jedynie skrócenie berlińskiego etapu życia dojrzałego Alberta. Seria ma liczyć dziesięć odcinków, toteż spodziewałem się, że ukazywanie ponurej wizji faszyzujących Niemiec, potrwa przynajmniej do połowy sezonu. Tymczasem pierwszy odcinek (zapewne dłuższy niż reszta) rozpoczyna się od zamachu na Walthera Rathenaua w 1922 roku i szybko przeskakuje o dekadę, kończąc na staraniach profesora o amerykańską wizę. Oznacza to, że przez dziewięć odcinków będziemy raczeni przygodami geniusza już w Instytucje Badań Zaawansowanych Princeton. Nie chcę na zapas tego kroku krytykować. Mam tylko nadzieję, iż twórcy nie skupią się wyłącznie na rozterkach uczonego dotyczących bomby jądrowej. W przypadku młodego Einsteina sprawa wydaje się prostsza. Pilot kończy się przyjęciem bohatera na Politechnikę w Zurychu, więc teraz pozostaje tylko czekać na rozwój relacji z Milevą oraz pracę nad szczególną, a następnie ogólną teorią względności. Myślę, że jeśli Geniusz będzie kroczył ścieżką wskazaną przez pierwszy odcinek, nie ma prawa nikogo zawieść. Dziwi tylko, że jedna z najbarwniejszych postaci w dziejach, musiała czekać tak długo na poważną, wysokobudżetową ekranizację arcyciekawego życiorysu. Na szczęście cierpliwość popłaciła. Telewizyjna premiera nastąpi 23 kwietnia na National Geographic Channel.
Total
0
Shares
Zobacz też