Głupota na niedzielę: Bo nauczyciel zrobił ze mnie idiotę

Wstrząs jaki wywołał materiał Filipa Chajzera, udowadniającego że spora część młodych Polaków nie potrafi rozpoznać symbolu SS, odczuł bodaj cały rodzimy internet. Spokojnie, nie mam zamiaru pastwić się nad badanymi (to zrobili już inni), lecz podjąć próbę wskazania winnych takiego stężenia ignorancji w społeczeństwie.

Od razu chciałbym zaprotestować przeciwko pojawiającym się tu i ówdzie oskarżeniom o zmanipulowanie materiału. Owszem, prowadzący pokazał nam pewnie co lepsze kawałki, ale ogólna statystyka (niestety) wcale nie wydaje mi się podejrzana. Dlaczego? Doskonale pamiętam jak, jeszcze w czasach szkolnych, założyłem się ze znajomym o to, że większość naszych rówieśników na pewno zna datę rozpoczęcia II wojny światowej. Akurat byliśmy na boisku, więc grupę kontrolną mieliśmy pod ręką. Niestety poniosłem sromotną klęskę, bo koledzy nie tylko nie potrafili skojarzyć 1 września, ale część miała ogromny problem z przyporządkowaniem roku wkroczenia Niemców na terytorium Polski. Po takim doświadczeniu, dopytywanie o nazwy Westerplatte, holokaustu, godziny “W” czy właśnie SS, byłoby przejawem szaleńczego optymizmu.

Lekcja na całe życie: nigdy nie wątp w ludzką głupotę.

Wśród komentarzy do sondy Chajzera pojawiło się zaskakująco wiele usprawiedliwień przygnębiającego stanu wiedzy młodzieży. Tak się akurat zdarzyło, że zdecydowanie najpopularniejsza linia obrony najbardziej mnie zniesmaczyła i to głównie przez nią w ogóle zabieram teraz głos.

gurwa

Na początek ustalmy jedną rzecz. Jak ktoś zauważył, Nowy Świat, gdzie kręcono program, to ulubiona miejscówka warszawskiej bohemy tudzież studentów leżącego opodal Uniwersytetu Warszawskiego – według wielu rankingów uważanego za najbardziej prestiżową uczelnię w kraju. Zresztą sam fakt podejmowania studiów przez niemal połowę młodego pokolenia, pozwala domniemywać, iż większość pytanych może pochwalić się wyższym wykształceniem lub przynajmniej ma takie aspiracje. Piszę to aby podkreślić, że rozmówcy dziennikarza raczej nie skończą “przy łopacie” i będą poszukiwać – machając zdobytym w pocie czoła dyplomem – pracy godnej magistra. Sympatyczne twarze z filmu to więc nie przedstawiciele nizin intelektualnych, a przyszła elita. Wedle przywołanego komentarza, przedstawiciele tejże elity są zwolnieni z posiadania jakiejkolwiek wiedzy, która z jakichś przyczyn nie została wyłożona w szkole. Historyk nie zdążył z materiałem? Nie musisz wiedzieć co to takiego ZSRR czy PRL, albo znać jakiegoś Gierka czy innego Jaruzelskiego. Geograf nie przerobił z wami podstaw geologii? Możesz śmiało przyjąć tezę o pustej Ziemi zamieszkiwanej przez ryboludzi. Fizyczka była pijana i kazała olać Newtona? Księżyc nie spada to nie spada, na c*** drążyć temat? Jestę magistrę, umiem się podpisać, więc o co chodzi?

Wielu się ze mną nie zgodzi, ale dla mnie to tylko bardzo wygodna wymówka dla własnej ignorancji. Szkoła od dawna znajduje się pod zmasowanym ostrzałem krytyki. Według współczesnych standardów, najlepiej aby nauczyciel dziecko wychował, zadbał o jego bezpieczeństwo oraz wbił mu do łba każdą istotną informację. Oczywiście to wszystko musi osiągnąć podczas 1 lub 2 godzin lekcyjnych tygodniowo, stosując nowatorskie (czyt. czasochłonne) metody nauczania, znosząc narzekania uczniów i rodziców (panieee, a po co to?) i egzekwując wiedzę w taki sposób aby wszystkich nie uwalić – bo przypał. Przy tym, wyjątkowym nietaktem byłoby zlecenie obładowanym nauką, umęczonym młodzieńcom, samodzielnego przeczytania tematu z podręcznika, nie wspominając o jakiejś dodatkowej lekturze. Żaden problem. Do kompletu brakuje jeszcze tylko zamiany wody w wino.

Wiele można zrzucić na karb źródła całego zła na świecie, czyli programu nauczania. Jest w tym naprawdę sporo racji, ale nawet najlepsza reforma nie uzdrowi sytuacji przy obecnej liczbie lekcji. Gdzieś tam internauta bzdurzył, że przez pół roku zmuszano go do kucia o starożytnym wschodzie. Z własnego belferskiego doświadczenia mogę powiedzieć, że na Mezopotamię z Egiptem łącznie, poświęciłem aż… jedną godzinę. Zresztą, materiał jest już i tak poszatkowany do granic absurdu. Polskie średniowiecze w niektórych podręcznikach wygląda następująco: Słowianie, Mieszko, Chrobry  wielka pustka – Krzyżacy, Jagiełło. A naprawdę trudno objaśniać dzieje kraju bez zachowania ciągłości wydarzeń.  

Z programem szkolnym jest jak z przykrótką kołdrą: podciągniesz za wysoko, to odsłonisz nogi. Można spełnić marzenie internetowych reformatorów i skondensować całą wiedzę z antyku i średniowiecza z aktualnego minimum do minimum absurdalnego, ale wtedy spodziewajmy się podobnych ignorantów rozdziawiających usta słysząc po raz pierwszy imię Sokratesa, Leonidasa, Cezara czy Oktawiana. Za takie rozwiązania to ja dziękuję. 

Jestem przeciwny tym bardziej, że zwiększenie liczby zajęć o historii współczesnej wcale magicznie nie poprawi świadomości uczniów. Niemal na pewno, gdyby zapytać przechodniów o jakąś podstawową informację z “wałkowanej” starożytności czy średniowiecza, również by nie błysnęli. Przyczyna jest prozaiczna: mamy to wszystko w głębokim poważaniu. Gdybyśmy nie mieli, to żadna reforma edukacyjna, szkoła czy ogłupiające media nie przeszkodziłyby nam w zdobyciu wiedzy. Może gdybyśmy byli parobkami na XIX-wiecznej wsi, ale nie w świecie z powszechnym dostępem do bibliotek, czasopism naukowych i przede wszystkim internetu. Tylko wyjątkowo leniwe bydle może, choćby z samej ciekawości, nie kliknąć od czasu do czasu czegoś na Wikipedii lub obejrzeć jakiegoś dokumentu na YouTube. Tylko bezczelne leniwe bydle może ani razu nie przekartkować szkolnych podręczników (które nosi cały rok w teczce!) i mieć pretensje do całego świata o własną głupotę.

Zapewne kieruję tę tyradę do niewłaściwych osób. Samo to, że czytacie ten tekst i odwiedzacie Kwantowo, świadczy o waszej chęci samodoskonalenia i wewnętrznej potrzebie uzupełniania wiedzy. Z drugiej strony, taka sobie popularność blogów popularnonaukowych (o książkach nie śmiem wspomnieć) i niska poczytność dłuższych form wypowiedzi, świadczy o tym, że jesteśmy gatunkiem wymierającym.

Składam więc apel: Dokształcajmy się! Sami, bez oglądania się na rodziców, nauczycieli, bozię i polityków. I naprawdę, nie usprawiedliwiajmy swojego lenistwa cudzymi zaniedbaniami.

Total
0
Shares
Zobacz też
Czytaj dalej

Naukowe “naj” 2016

Lepiej późno niż wcale. Tak jak w poprzednich latach, przedstawiam Wam zwięzłe, niezbyt formalne i mocno subiektywne zestawienie,…