Największy śmieszek w Los Alamos

Trudno znaleźć poważniejsze zajęcie niż udział w budowie broni masowej zagłady. A jednak, nawet wśród zacnych uczonych pracujących w słynnej placówce badawczej Los Alamos, było kilku niepospolitych psotników. Za największego uchodził oczywiście Richard Feynman.

W chwili rozpoczęcia Projektu Manhattan przyszły noblista miał zaledwie 22-lata i dopiero przymierzał się do zrobienia doktoratu. Mimo to, jego wyjątkowy talent i przebojowość, zapewniły mu miejsce w ekipie Roberta Oppenheimera i możliwość pracy u boku największych naukowych sław ówczesnego świata. Jak twierdził, początkowo wcale nie był zainteresowany konstruowaniem bomby jądrowej, ale perspektywa zdobycia superbroni przez nazistów mroziła krew w żyłach. Przebywając w zamkniętym ośrodku, młody naukowiec szybko zaczął narzekać na brak rozrywek. Ale w końcu, człowiek inteligentny nie potrafi się długo nudzić. Ryszard doszedł do wniosku, że wszechobecne zabezpieczenia może wykorzystać do rozwijania pewnego, nietypowego hobby – łamania szyfrów. W Los Alamos właściwie wszystko było tajne, w każdym pomieszczeniu stały kasy pancerne i sejfy. Istny plac zabaw dla zapalonego kasiarza!

mlody feynman
Dwudziestoparoletni Richard Feynman.

Rzecz jasna, żywe zainteresowanie zabezpieczeniami chroniącymi sekrety wagi państwowej, nie było szczególnie rozsądną postawą i mogło przysporzyć wielu problemów. Chyba tylko dzięki otwartości i rozbrajającej szczerości, wszyscy traktowali harce Feynmana z przymrużeniem oka i uniknął on poważnych oskarżeń o szpiegostwo. Do kilku incydentów jednak doszło, a wśród nich najzabawniejszym było niewątpliwie włamanie do sejfu Frederica de Hoffmana, późniejszego współtwórcy bomby wodorowej.

Nasz bohater w zasadzie mógł poczekać na nieobecnego lokatora gabinetu i poprosić o potrzebny dokument – ale to nie było w jego stylu. Sprzyjało mu też szczęście, bowiem na marginesie leżącej na biurku kartki widniała sześciocyfrowa wartość liczby pi. Co prawda nie stanowiła ona hasła, ale przywiodła włamywaczowi pomysł wypróbowania innych stałych matematycznych. Zadziałał logarytm naturalny Nepera! Najlepsze było to, że wszystkie zamki w pokoju zabezpieczono… tą samą kombinacją. Kurtuazyjnie, bo pokonaniu zabezpieczeń, Feynman pozostawił w otworzonych segregatorach wiadomości dla właściciela. Kolejno: Pożyczyłem dokument LA4312. Feynman Kasiarz, w drugim – Ten otwierało się równie łatwo. Mądrala, i w trzecim – Kiedy wszystkie kombinacje są identyczne, idzie jak po maśle. Znowu Ja.

Dla dopełnienia okrutnego żartu, fizyk postanowił przyjść do gabinetu później wraz z ofiarą i zobaczyć jej reakcję. Efekt przerósł jego najśmielsze oczekiwania, ponieważ de Hoffman najpierw otworzył ostatni segregator i nie miał szansy zobaczyć podpisu włamywacza. Jak wspominał dowcipniś: Freddy zrobił się szary, żółtozielony – przerażający widok. Trudno się dziwić. Urodzony w Wiedniu uczony był święcie przekonany, że jacyś agenci właśnie wykradli istotne szczegóły dotyczące bomby jądrowej. Musiałby przyznać przełożonym, że w zabezpieczenie swoich szafek włożył tyle wysiłku co blondynka ustawiająca jako hasło datę swoich urodzin.

Na szczęście de Hoffman, po kilkunastu minutach palpitacji serca, dotarł do pierwszej karteczki. Radość naukowca była tak wielka, że nawet nie potrafił wściec się na złośliwego kolegę. 

Feynman, już po raz kolejny unaoczniał dowództwu słabość ochrony ultratajnych danych. Co ciekawe, zaraz po historii z de Hoffmanem, właśnie na jego życzenie włamał się do sejfu, nieosiągalnego w tym momencie, Donalda Kresta. Po tych osiągnięciach, do przyszłej legendy fizyki na długo przylgnęła łatka cwaniaka i diabelnie zdolnego kasiarza. W końcu, ilu włamywaczy może pochwalić się udanym wykradnięciem ściśle tajnych wojskowych informacji, przetrzymywanych w zamkniętym rządowym ośrodku?

Total
0
Shares
Zobacz też